Witam wszystkich!
Mam dla Was bardzo złą wiadomość :( Mianowicie fanfiction Burn nie zostanię odwieszony, nigdy. Niestety, ale muszę to zrobić. Wiem, że znajdzię się parę czytelników, którzy wyczekiwali nowych rozdziałów, ale większość pewnie olewała te fanfiction... Mniejsza z tym! Chciałabym Wam wszystkim podziękować za to co zrobiliście na tym blogu. To dzięki Wam pisałam rozdziały, ale przyszedł czas odejścia.. :(
Mam zamiar pisać inne fanfiction i jeśli chcecie zostawcie tu pod tym postem swoje usery na tt i wtedy będę mogła Was powiadomić o nowym fanfiction.
Soo... Życzę Wam wszystkim z całego serduszka miłych i upalnych dni, spędźcie te wakacje najlepiej jak możecie! Tak, abyście na koniec mogli powiedzieć "Te wakacje były zajebiste!".
To wszystko, miło było czytać Wasze komentarze, do zobaczenia.
Lucy Black xoxo
wtorek, 29 lipca 2014
czwartek, 19 czerwca 2014
I'm sorry for this reason! :(
Cześć Wszystkim! :)
Z przykrością informuję, że zawieszam tego bloga. Ostatnio jakoś nie mam chęci na pisanie fanfiction. Nie wiem czy kogoś to będzie obchodziło, ale chciałam na wszelki wypadek Was poinformować.
Dziękuje Wam za wszystko co dla mnie zrobiliście! A uwierzcie, że dużo tego!
Dziękuje za każde wejscie na tego bloga!
Dziękuje za przeczytanie każdego rozdziału!
Dziękuje za każdy komentarz!
I wreszcie! Dziękuje za to, że byliście ze mną cały czas!
Mam do Was ostatnią, małą prośbę. Zostawcie po sobie komentarz pod tym postem, chcę zobaczyć ilu Was tu było, ilu czytało moje denne fanfiction..
Love ya! <3
Lucy Black xoxo
sobota, 24 maja 2014
Rozdział 14
*Peg*
Nasze usta coraz bardziej zmniejszały dystans. Czułam, że mój żołądek wywinie koziołka. Jego usta były coraz bliżej moich. Jego zapach całkowicie opanował moje zmysły. Już prawie czułam jak dotyka moich ust swoimi.
- Peg? - kurdę! Akurat teraz ktoś musiał przyjść. - Nie zamknęłaś drzwi na klucz - powiedział ojciec, wchodząc do salonu. Był zdezorientowany.
- Przepraszam - powiedział i szybko odwrócił wzrok.
- Nie, nic się nie stało, tato - czułam, jak moje policzki nabierają czerwonej barwy - Louis miał zamiar właśnie wyjść - powiedziałam, popychając Louis'a w stronę drzwi wejściowych.
- Louis Tomlinson? - zapytał ojciec.
Tylko nie to, teraz zacznie się gadanka. Bo to przecież jego nowy szef. Ojciec chyba nie zdawał sobie sprawy z tego co się tu działo. Nie wiem nawet co pomyślał w chwili, kiedy tu wszedł.
- Tak - odpowiedział Louis, korzystając z okazji, aby dłużej tu zostać - We własnej osobie - spiorunowałam go spojrzeniem.
Nie chciałam, aby dłużej tu przebywał. Chciałam się go jak najszybciej pozbyć. Ale niestety Louis nie miał tego w zamiarze.Rozsiadł się na kanapie, jak gdyby nic. Chciałam już coś powiedzieć, ale ugryzłam się w język.
- Dobrze, to może czegoś się napijesz, tato? - zapytałam.
- Tak, poproszę wodę.
- Już przynoszę - rzuciłam i poszłam do kuchni.
Słyszałam jak rozmawiają o pracy. Louis wypytywał się o swego wuja, z tego co usłyszałam, domyśliłam się, że nie żyję, a on przejmuję po nim interes. Dlatego spotkałam go wtedy w biurze... Po chwili weszłam do salonu z szklanką wody, podałam ją ojcu.
- Dziękuje - powiedział, uśmiechając się do mnie, kiwnęłam głową.
- Nie chcę być niegrzeczna, ale co cię tu sprowadza? - zapytałam, spoglądając na ojca.
- Obiecałem, że kiedyś do ciebie wpadnę - uśmiecha się w moją stronę - Akurat miałem do załatwienia parę spraw w okolicy, więc postanowiłem, że zajrzę do ciebie - kończy swoją wypowiedź, a ja tylko kiwam głową.
- Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało - wtrąca się Louis.
- Również mam taką nadzieje!
- No nic, ja już będę się zbierał - powiedział ojciec, wstając z kanapy - Nic tu po mnie.
- Nie! Możesz zostać, tato! - powiedziałam, szybko wstając i zatrzymując go.
- Przestań, Peg! Jeszcze będzie wiele okazji, abym mógł wpaść - uśmiecha się - Wiem, że przeszkodziłem wam, dlatego już pójdę.
- Nie przeszkodziłeś nam w niczym! - protestuje, a na twarzy Louis'a widnieje bezszczelny uśmiech.
- Peg i tak miałem wpaść, aby na chwilę.
- Ale...
- Żadne "ale" Peg! Już pójdę - mówi stanowczo ojciec - Do zobaczenia - całuję mnie w policzek, wychodząc z mieszkania.
Odwracam się do Louis'a, a jego uśmiech oznacza tylko jedno! Miał już plan wobec mnie. Już wszystko sobie rozplanował.
- Ty również powinieneś już wyjść - powiedziałam, biorąc szklankę i zanosząc ją do kuchni.
- Nie tak się umawialiśmy - podszedł do mnie bliżej.
- Jednak się rozmyśliłam.
- Już za późno! - powiedział, przyciskając mnie do ściany - Nie pójdę dopóki nie dasz mi tego, czego chcę! - szepnął mi w ucho.
- Nie rozumiesz, że nie dam ci tego?!
- Kurwa Peg! Radzę ci to zrobić, bo nie chcesz żebym się wkurzył - warknął.
- Nie, Louis! Nie zrobię tego! - powiedziałam pewna siebie.
Teraz to zobaczyłam. Jego oczy momentalnie zmieniły kolor. Był ostro wkurzony. Przybliżył się do mnie, zamykając jakąkolwiek przestrzeń między nami. Przycisnął mocno moje nadgarstki do ściany. Bałam się go. Bałam się takiego Louis'a.
- Proszę, puść mnie! - szepnęłam błagalnie.
- Nie! - warknął jeszcze mocniej ściskając moje nadgarstki.
- Proszę, Louis! To boli! - po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Nie obchodzi mnie to! Było kurwa robić to, co mówiłem!
- Louis nie możesz mnie do tego zmuszać - łzy spływały natarczywie, nie chcąc się zatrzymać.
- Było nie obiecywać rzeczy, których nie dotrzymasz!
*Louis*
Byłem ostro wkurzony za jej zachowanie. Z całej swojej siły ściskałem jej nadgarstki, przyciskając ją do ściany. Nie chciałem jej skrzywdzić. Wiedziałem, że jeśli teraz tego nie skończę, nie wybaczy mi tego do końca życia. Wtedy stracę ją już na zawsze. Nie chciałem tego. Ale zawsze gdy byłem wkurzony, nie panowałem nad sobą. Większość ludzi wtedy wolała się trzymać ode mnie zdala.
Spojrzałem jej prosto w oczy. Zobaczyłem to znowu. Ten sam kolor oczu, ten sam ból w nich. Tak, znowu sprawiłem jej ból. Odsunąłem się od niej. Od razu uciekła. Pobiegła do łazienki.
Chwilę zajęło mi otrząśnieniencie się. Pobiegłem za Peg. Chwyciłem za klamkę, ale jak się spodziewałem, zamknęła drzwi.
- Peg? Proszę, otwórz - powiedziałem przez drzwi.
- Nie! - powiedziała szlochając.
- Peg, proszę! - zapukałem lekko - Nie chciałem ci zrobić żadnej krzywdy!
- Powiedziałabym inaczej...
- Naprawdę, Peg! Po prostu nie panuję nad sobą jak jestem wkurzony.. - odsunąłem się od drzwi, kiedy usłyszałem, że podchodzi do nich.
Wyszła z łazienki, jej oczy były całe zaszklone, makijaż rozmazany. Podeszła do mnie bardzo blisko. Tak blisko, że nigdy bym nie pomyślał, że tak podejdzie. Chwyciła moją twarz w swoje drobne ręce, po czym przybliżyła swoje usta do moich. Na chwilę spojrzała mi w oczy, a potem pocałowała. Byłem zdezorientowany. Nie spodziewałem się tego. Jednak odwzajemniłem pocałunek.
- Dostałeś to czego chciałeś! - powiedziała, przerywając pocałunek - A teraz wynoś się stąd! - krzyknęła, a jej łzy ponownie zaczęły płynąć.
Zrobiłem to co powiedziała. Wyszedłem z jej mieszkania. Wiedziałem, że dzisiaj już nie dam rady z nią porozmawiać. Nie wiedziałem czy w ogóle jeszcze kiedyś będzie chciała. Wsiadłem do samochodu i odjechałem.
Już na wstępie serdecznie Was przepraszam za tak długą przerwę! Nie planowałam tego, ale jak pisałam w notce informacyjnej - nie mogłam wyjść z jednego punktu. Ogółem rozdział pojawiłby się jeszcze później, ponieważ nie mam teraz czasu, aby spotkać się z Weroniką, która miała pomóc mi dokończyć ten rozdział. Jednak dałam radę sama! Yeah :D
Tak, wiem! Nie zasługuje na moich czytelników, a szczególnie tych najbardziej oddanych. Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał. :)
Love ya! xx
Nasze usta coraz bardziej zmniejszały dystans. Czułam, że mój żołądek wywinie koziołka. Jego usta były coraz bliżej moich. Jego zapach całkowicie opanował moje zmysły. Już prawie czułam jak dotyka moich ust swoimi.
- Peg? - kurdę! Akurat teraz ktoś musiał przyjść. - Nie zamknęłaś drzwi na klucz - powiedział ojciec, wchodząc do salonu. Był zdezorientowany.
- Przepraszam - powiedział i szybko odwrócił wzrok.
- Nie, nic się nie stało, tato - czułam, jak moje policzki nabierają czerwonej barwy - Louis miał zamiar właśnie wyjść - powiedziałam, popychając Louis'a w stronę drzwi wejściowych.
- Louis Tomlinson? - zapytał ojciec.
Tylko nie to, teraz zacznie się gadanka. Bo to przecież jego nowy szef. Ojciec chyba nie zdawał sobie sprawy z tego co się tu działo. Nie wiem nawet co pomyślał w chwili, kiedy tu wszedł.
- Tak - odpowiedział Louis, korzystając z okazji, aby dłużej tu zostać - We własnej osobie - spiorunowałam go spojrzeniem.
Nie chciałam, aby dłużej tu przebywał. Chciałam się go jak najszybciej pozbyć. Ale niestety Louis nie miał tego w zamiarze.Rozsiadł się na kanapie, jak gdyby nic. Chciałam już coś powiedzieć, ale ugryzłam się w język.
- Dobrze, to może czegoś się napijesz, tato? - zapytałam.
- Tak, poproszę wodę.
- Już przynoszę - rzuciłam i poszłam do kuchni.
Słyszałam jak rozmawiają o pracy. Louis wypytywał się o swego wuja, z tego co usłyszałam, domyśliłam się, że nie żyję, a on przejmuję po nim interes. Dlatego spotkałam go wtedy w biurze... Po chwili weszłam do salonu z szklanką wody, podałam ją ojcu.
- Dziękuje - powiedział, uśmiechając się do mnie, kiwnęłam głową.
- Nie chcę być niegrzeczna, ale co cię tu sprowadza? - zapytałam, spoglądając na ojca.
- Obiecałem, że kiedyś do ciebie wpadnę - uśmiecha się w moją stronę - Akurat miałem do załatwienia parę spraw w okolicy, więc postanowiłem, że zajrzę do ciebie - kończy swoją wypowiedź, a ja tylko kiwam głową.
- Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało - wtrąca się Louis.
- Również mam taką nadzieje!
- No nic, ja już będę się zbierał - powiedział ojciec, wstając z kanapy - Nic tu po mnie.
- Nie! Możesz zostać, tato! - powiedziałam, szybko wstając i zatrzymując go.
- Przestań, Peg! Jeszcze będzie wiele okazji, abym mógł wpaść - uśmiecha się - Wiem, że przeszkodziłem wam, dlatego już pójdę.
- Nie przeszkodziłeś nam w niczym! - protestuje, a na twarzy Louis'a widnieje bezszczelny uśmiech.
- Peg i tak miałem wpaść, aby na chwilę.
- Ale...
- Żadne "ale" Peg! Już pójdę - mówi stanowczo ojciec - Do zobaczenia - całuję mnie w policzek, wychodząc z mieszkania.
Odwracam się do Louis'a, a jego uśmiech oznacza tylko jedno! Miał już plan wobec mnie. Już wszystko sobie rozplanował.
- Ty również powinieneś już wyjść - powiedziałam, biorąc szklankę i zanosząc ją do kuchni.
- Nie tak się umawialiśmy - podszedł do mnie bliżej.
- Jednak się rozmyśliłam.
- Już za późno! - powiedział, przyciskając mnie do ściany - Nie pójdę dopóki nie dasz mi tego, czego chcę! - szepnął mi w ucho.
- Nie rozumiesz, że nie dam ci tego?!
- Kurwa Peg! Radzę ci to zrobić, bo nie chcesz żebym się wkurzył - warknął.
- Nie, Louis! Nie zrobię tego! - powiedziałam pewna siebie.
Teraz to zobaczyłam. Jego oczy momentalnie zmieniły kolor. Był ostro wkurzony. Przybliżył się do mnie, zamykając jakąkolwiek przestrzeń między nami. Przycisnął mocno moje nadgarstki do ściany. Bałam się go. Bałam się takiego Louis'a.
- Proszę, puść mnie! - szepnęłam błagalnie.
- Nie! - warknął jeszcze mocniej ściskając moje nadgarstki.
- Proszę, Louis! To boli! - po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Nie obchodzi mnie to! Było kurwa robić to, co mówiłem!
- Louis nie możesz mnie do tego zmuszać - łzy spływały natarczywie, nie chcąc się zatrzymać.
- Było nie obiecywać rzeczy, których nie dotrzymasz!
*Louis*
Byłem ostro wkurzony za jej zachowanie. Z całej swojej siły ściskałem jej nadgarstki, przyciskając ją do ściany. Nie chciałem jej skrzywdzić. Wiedziałem, że jeśli teraz tego nie skończę, nie wybaczy mi tego do końca życia. Wtedy stracę ją już na zawsze. Nie chciałem tego. Ale zawsze gdy byłem wkurzony, nie panowałem nad sobą. Większość ludzi wtedy wolała się trzymać ode mnie zdala.
Spojrzałem jej prosto w oczy. Zobaczyłem to znowu. Ten sam kolor oczu, ten sam ból w nich. Tak, znowu sprawiłem jej ból. Odsunąłem się od niej. Od razu uciekła. Pobiegła do łazienki.
Chwilę zajęło mi otrząśnieniencie się. Pobiegłem za Peg. Chwyciłem za klamkę, ale jak się spodziewałem, zamknęła drzwi.
- Peg? Proszę, otwórz - powiedziałem przez drzwi.
- Nie! - powiedziała szlochając.
- Peg, proszę! - zapukałem lekko - Nie chciałem ci zrobić żadnej krzywdy!
- Powiedziałabym inaczej...
- Naprawdę, Peg! Po prostu nie panuję nad sobą jak jestem wkurzony.. - odsunąłem się od drzwi, kiedy usłyszałem, że podchodzi do nich.
Wyszła z łazienki, jej oczy były całe zaszklone, makijaż rozmazany. Podeszła do mnie bardzo blisko. Tak blisko, że nigdy bym nie pomyślał, że tak podejdzie. Chwyciła moją twarz w swoje drobne ręce, po czym przybliżyła swoje usta do moich. Na chwilę spojrzała mi w oczy, a potem pocałowała. Byłem zdezorientowany. Nie spodziewałem się tego. Jednak odwzajemniłem pocałunek.
- Dostałeś to czego chciałeś! - powiedziała, przerywając pocałunek - A teraz wynoś się stąd! - krzyknęła, a jej łzy ponownie zaczęły płynąć.
Zrobiłem to co powiedziała. Wyszedłem z jej mieszkania. Wiedziałem, że dzisiaj już nie dam rady z nią porozmawiać. Nie wiedziałem czy w ogóle jeszcze kiedyś będzie chciała. Wsiadłem do samochodu i odjechałem.
Już na wstępie serdecznie Was przepraszam za tak długą przerwę! Nie planowałam tego, ale jak pisałam w notce informacyjnej - nie mogłam wyjść z jednego punktu. Ogółem rozdział pojawiłby się jeszcze później, ponieważ nie mam teraz czasu, aby spotkać się z Weroniką, która miała pomóc mi dokończyć ten rozdział. Jednak dałam radę sama! Yeah :D
Tak, wiem! Nie zasługuje na moich czytelników, a szczególnie tych najbardziej oddanych. Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał. :)
Love ya! xx
czwartek, 1 maja 2014
WAŻNA INFORMACJA!!!
Cześć Wszystkim! :)
Tak, wiem! Bardzo dawno nie dodawałam nowych rozdziałów, ale to już niedługo się zmieni. Dlaczego nie pisałam? Nie potrafiłam wyjść z jednego punktu tego fanfiction.
Ale nie martwcie się rozdział 14 pojawi się już wkrótce! Ponieważ rozdział 14 pomoże mi pisać koleżanka, z którą już kiedyś pisałyśmy wspólne fanfiction.
Dziękuje tym, którzy nadal czekają, zaglądają na tego bloga.
BIG THANKS! XX LOVE YA! <3
Lucy Black xoxo
Tak, wiem! Bardzo dawno nie dodawałam nowych rozdziałów, ale to już niedługo się zmieni. Dlaczego nie pisałam? Nie potrafiłam wyjść z jednego punktu tego fanfiction.
Ale nie martwcie się rozdział 14 pojawi się już wkrótce! Ponieważ rozdział 14 pomoże mi pisać koleżanka, z którą już kiedyś pisałyśmy wspólne fanfiction.
Dziękuje tym, którzy nadal czekają, zaglądają na tego bloga.
BIG THANKS! XX LOVE YA! <3
Lucy Black xoxo
niedziela, 16 lutego 2014
Rozdział 13
Proszę! Jeżeli skończysz czytać nie omijaj notki. Dzisiaj pojawią się ważne sprawy, więc radzę przeczytać.
___________________________________________________________________________
*Louis*
Po wyjściu Peg z mojego samochodu od razu skierowałem się w stronę domu. W końcu zgodziła się ze mną spotkać, porozmawiać. Tego potrzebowałem. Musiałem porozmawiać z Peg i to natychmiast. Chciałem jej wszystko wytłumaczyć, dlaczego tak się zachowuje i w ogóle. Zastanawiałem się czy nie powiedzieć jej przypadkiem o wydarzeniu, które miało miejsce w sklepie kilka dni temu. Od razu wybiłem to sobie z głowy. Jeżeli bym jej to powiedział, straciłbym całkowicie jej zaufanie. Wiedziałem, że w jakimś stopniu mi ufa. Bo gdyby tak nie było, nie zgodziłaby się na to spotkanie - w dodatku u niej w domu.
Dojechałem do domu, ustawiłem samochód na podjeździe. Szybko wysiadłem i ruszyłem w stronę domu. Ustałem przed drzwiami, szukając w tylnej kieszeni spodni kluczy. W końcu je znalazłem. Wsadziłem w małą szparkę i przekręciłem dwa razy w lewo. Pociągnąłem za klamkę i wszedłem do środka. Od razu poczułem różnicę temperatury. Na dworze było dość zimno jak na tę porę roku.
Ruszyłem do łazienki, aby się przebrać. Jednak chwilę zastanawiałem się czy nie zostać w tych ciuchach. Szybko zrezygnowałem z tego. Wolałem wyglądać na luzie. To miało być przecież normalne spotkanie, a nie jakaś kolacja. Poszedłem do pokoju i wziąłem czarną koszulkę z szuflady. W drodze do łazienki przeciągnąłem ją przez głowę. Ściągnąłem spodnie od garnituru, a założyłem zwykłe czarne jeansy. Obmyłem twarz zimną wodą, aby się otrzeźwić.
Gdy już byłem przygotowany poszedłem do salonu. Do spotkania było jeszcze jakieś 20 minut. Usiadłem się na kanapę. Zauważyłem list leżący na stoliku od firmy Repair Door. Zastanawiała mnie jedna rzecz. Szef firmy powiedział, że jeżeli nie oddam kasy na czas dobiorą się do bliskich mi osób. Ja ich nie miałem. Rodzice umarli kilka lat temu. Ciotka nie chciała mnie znać, a dziadkowie również nie żyli. Zostałem sam. Bez nikogo. Nie wiem dlaczego wtedy tak zareagowałem. Nie miałem nic do stracenia. Może to był impuls. Impuls, który mówił, że muszę bronić bliskich, których nie miałem. Odłożyłem list i jeszcze przez chwilę siedziałem bez ruchu. Wyjąłem komórkę z kieszeni. Była 15:50. Wstałem, kierując się do holu. Założyłem vansy. Przeszedłem przez próg i zamknąłem drzwi na klucz. Wsiadłem do auta, odpalając silnik. Jechałem ze średnią prędkością. Przemierzałem dzielnice, zapamiętując każdy dom, podwórko.
Po pięciu minutach byłem już na miejscu. Wjechałem na podjazd.
Domyśliłem się, że nie miała samochodu, pomimo garażu. Zapewne miała w nim jakieś stare rupiecie.
Wysiadając z auta, chwyciłem czerwoną różę z tylnego siedzenia, którą kupiłem po drodze do domu. Zamykając drzwi samochodu, spojrzałem w szybę. Przejechałem ręką po włosach, zaczesując je do tyłu. Odwróciłem się w stronę domu Peg. Nic się nie zmieniło oprócz drzwi, które przeze mnie musiała wymieniać. Na szczęście przyjęła ode mnie darmową naprawę drzwi, chociaż wiem, że była nieźle wkurzona.
Zauważyłem światło w górnej części domu. Musiał być to jej pokój.
Ruszyłem w stronę białych drzwi. Przycisnąłem metalowy guzik. Po drugiej stronie rozległ się dzwonek. Usłyszałem kroki, a raczej trucht.
*Peg*
Siedziałam w swoim pokoju. Matki nie było - znowu. Wyszła gdzieś z tymi swoimi koleżaneczkami. Nienawidziłam tego, ale nie mogłam nic na to poradzić. Ojciec rozmawiał z nią, ale jak widać to nie poskutkowało. Czasami chciałam, abym w ogóle jej nie miała. W pewnym sensie jej nie miałam. Cały dniami jej nie było. To tak jakbym w ogóle nie miała matki, byłam sama.
Czytałam książkę. Uwielbiałam czytać. Zazwyczaj kupowałam romantyczne książki. A w półkach już powoli brakowało miejsca na coraz to nowsze historie miłosne. Nawet ostatnio myślałam nad tym, aby dorobić półkę, większą półkę.
Usłyszałam dźwięk dzwonka, dochodzący z dołu. Wyszłam z pokoju, gasząc światło. Ruszyłam truchtem po schodach kierując się prosto do drzwi. Po drodze spojrzałam na zegarek. 16:00. Oznaczało, to tylko jedno. Louis. Już tu jest. Przyjechał. Stoi przed drzwiami. Czeka aż mu otworzę.
Stanęłam przed białymi drzwiami, nie wiedząc co zrobić. Nie mogłam się teraz wycofać. Było za późno. Tym bardziej, że zgodziłam się na te spotkanie. Teraz tego żałowałam. Mogłam odmówić. Powiedzieć, że nie mam czasu. Cokolwiek. Byle się z nim nie spotkać.
W końcu postanowiłam otworzyć mu drzwi. Pociągnęłam za srebrną klamkę, ciągnąc drzwi do siebie.
- Cześć, Peg - przywitał się.
- Cześć - wpuściłam go do środka, zamykając za nim drzwi.
- To dla ciebie - powiedział, wręczają mi czerwoną różę.
Zaskoczył mnie ten dar od niego. Nie spodziewałam się, że kupi mi różę. Tym bardziej czerwoną, takie jakie lubię.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się - Nie było trzeba.
- To drobiazg, Peg - odwzajemnił uśmiech - Ta róża, to przeprosiny za moje zachowanie wobec ciebie i twojego kolegi.
Zamurowało mnie. Czy on w tej chwili przepraszał mnie i Josh'a? Jeżeli tak, to na pewno musi być sen. To niepodobne do Louis'a. Wątpię, że kiedykolwiek powiedział komuś 'przepraszam'.
Nie odpowiedziałam. Kiwnęłam tylko lekko głową.
- Chodź - powiedziałam, kierując nas do kuchni - Chcesz się czegoś napić?
- Jasne - odpowiedział - Mogłabyś mi zrobić kawę? - zapytał.
- Oczywiście - atmosfera między nami była napięta. Wręcz czułam zdenerwowanie bijące od Louis'a.
Wstawiłam na gaz czajnik napełniony do połowy wodą. Wyjęłam kubki i wsypałam do każdego kawę. Czułam na sobie jego wzrok. Śledził mój każdy ruch. Było to trochę niezręczne dla mnie. Nie lubiłam jak ktoś patrzył się na moje ręce, wtedy wszystko wylatywało mi z rąk.
Odwróciłam się do chłopaka. Jego wzrok spoczął na moich oczach. Przez chwilę panowała cisza.
- Może przejdziemy do salonu? - zaproponowałam, a on kiwnął głową.
Usiadłam na fotelu, Louis zrobił to samo. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie.
- Więc po co tak dokładniej chciałeś się ze mną spotkać? - zapytałam, zniecierpliwiona czekaniem aż w końcu coś powie.
- Przyjechałem, aby.. - nie dokończył, bo akurat w tej chwili zaczęła gotować się woda, co spowodowało gwizd czajnika.
- Poczekaj chwilę, zaraz wrócę.
- Pomogę Ci - wstał i zrobił pierwszy krok w moją stronę.
- Nie! Poradzę sobie - podniosłam rękę w geście, aby nie szedł dalej.
- Daj spokój, Peg - zrobił następny krok, nie zwracając uwagi na mój gest.
Obydwoje ruszyliśmy do kuchni. Wyłączyłam gaz i podniosłam czajnik. Gorącą wodą zalałam zawartość kubków. Od razu poczułam zapach wyłaniający się z nich. Zaciągnęłam się nim. Uwielbiałam to robić.
Wzięłam kubki do rąk, gdy nagle podszedł do mnie Louis.
- Daj, pomogę ci - powiedział, odbierając ode mnie kubki.
Pozwoliłam mu je wziąć. Skierował się do salonu, a ja zrobiłam to samo, biorąc przy tym cukiernicę.
Postawił kubki na małym stoliku, znajdującym się przy fotelach. Usiadłam się i posłodziłam swoją kawę.
Podałam mu cukiernicę i zrobił to samo.
- Teraz możesz dokończyć, to co chciałeś powiedzieć - wzięłam do ręki swój kubek i zaczęłam upijać małymi łykami zawartość.
- No więc przyjechałem tu, aby cię przeprosić - jąkał się, jakby nie umiał złożyć sensownego zdania.
- Aby po to? - zapytałam zdziwiona - Przecież mogłeś mnie przeprosić na przykład przychodząc do biblioteki - odstawiłam kubek, kiedy zorientowałam się, że jest on już opróżniony.
Zauważyłam zdziwioną minę Louis'a. Pewnie myślał, że jestem kawoholiczką. Ale nie! Nie jestem nią.
- Nie przyjechałem tu tylko po to, Peg - powiedział, odstawiając swój kubek - Nie chciałem cię tylko przeprosić - wstał i podszedł do mnie, opierając swoje ręce po obu stronach mojej głowy o fotel.
Trochę mnie przerażał. Co więcej on był przerażający!
- Chciałem cię przeprosić, a przede wszystkim wytłumaczyć.
- Co wytłumaczyć? - zapytałam i szybko odepchnęłam go od siebie, wstając - Tu nie ma co tłumaczyć Louis! - krzyknęłam, podchodząc do okna.
- Jest co wytłumaczyć, Peg - przybliżył się, co mnie zaniepokoiło. Nie lubiłam być zbyt blisko niego. Miał bardzo klejące się łapska do ciała, a szczególnie ciała dziewczyn.
- Wiem, że przeraża cię moje zachowanie wobec innych ludzi - chciałam zaprzeczyć, ale on zwinnym ruchem położył swój palec na moich ustach, szybko je strąciłam - Nie zaprzeczaj, bo wiem jaka jest prawda.
Gdy zobaczyłam, że był stanowczo za blisko, zrobiłam krok w tył.
- Wiem, że boisz się mnie od tego momentu, gdy pobiłem twojego kolegę. Nawet gdybyś zaprzeczyła, nie uwierzyłbym ci. Po prostu czuję twój strach, gdy jestem zbyt blisko ciebie - znowu się przybliżył - Teraz też go czuję.
Spojrzałam w jego oczy, zobaczyłam - jak mi się wydawało - ból. Ból w jego oczach.
- Nie powiem, że to mnie nie boli, bo boli. I to cholernie boli, Peg - szybko podszedł do mnie, łapiąc mnie za nadgarstki i przyciskając do ściany. Nie wiedziałam co zrobić, a nawet co powiedzieć. Nie sądziłam, że takie słowa wydostaną się z ust Louis'a i to na dodatek w moją stronę.
Chciałam się wyrwać, ale jego uścisk się zacieśnił.
- Proszę cię Louis, puść mnie - powiedziałam cicho, niemal niesłyszalnie.
- Puszczę cię jeżeli pozwolisz mi pocałować twoje usta - przez chwilę myślałam, po czym kiwnęłam głową na zgodę.
Przybliżył swoją głowę do mojej. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Jego usta były dwa centymetry od moich.
Tadaaam! Jest oto i 13 rozdział! :D Tak wiem! Obiecywałam Wam, że rozdział pojawi się od razu kiedy wybiję 35 komentarzy. Tyle komentarzy było, a co? A rozdziału jak nie było, tak nie było. Ale w końcu pojawił się. Ostatnio zastanawiałam się nad tym czy nie ustalić takiej zasady, że rozdziały pojawiałyby się co weekend. Co wy na to? Idziecie na taki układ? Przez te 27 dni, gdy wena mi nie przychodziła, miałam nawet chęć usunąć te FF. Jednak pomyślałam, że szkoda by było mi tylu czytelników, tyle czasu poświęconego na rozdziały. Postanowiłam więc go nie usuwać - jak narazie.
Są też bardzo ważne sprawy, więc przeczytaj, proszę! :) Nie zbawi Cię te parę minut. :p
Pierwsza sprawa: Pod poprzednim rozdziałem życzyliście mi miłych ferii itp. Źle mnie zrozumieliście. Ja życzyłam miłych ferii tym co je rozpoczynali - ja tą osobą nie byłam. Ferie właśnie rozpoczynają mi się od jutra. Ale pomimo wszystko dziękuję :*
Druga sprawa: Ktoś z Anonima zapytał się mnie czy w tym FF uwzględniam zamiłowanie Louis'a do marchewek. Odpowiedź brzmi: nie. Często dostaję nominację do Liebster Award. Przepraszam, że na nie nie odpowiadałam. Teraz się to zmieni. Stworzę specjalną zakładkę na odpowiedzi właśnie do LA. Dlatego jeżeli nominowałaś mnie do LA wejdź w zakładkę i poinformuj mnie.
Trzecia sprawa: Jak pewnie każdy się domyśla, niedługo pojawią się sceny erotyczne w rozdziałach. Oczywiście za każdym razem będzie info na początku rozdziału, że takie sceny mogą się pojawić. Czytasz to na swoją odpowiedzialność.
Mam prośbę do Was. Jeżeli czytacie te FF, podoba Wam się styl pisania i ogółem fabuła, proszę polecajcie te FF swoim znajomym. Udostępniajcie linki itp. Będę Wam ogromnie wdzięczna.
Rozdział jest dedykowany wszystkim tym co kończą i rozpoczynają ferie! :) xx
Miłego czytania xx Zostawiajcie swoje opinię na temat nowego rozdziału, akcji itp.
___________________________________________________________________________
*Louis*
Po wyjściu Peg z mojego samochodu od razu skierowałem się w stronę domu. W końcu zgodziła się ze mną spotkać, porozmawiać. Tego potrzebowałem. Musiałem porozmawiać z Peg i to natychmiast. Chciałem jej wszystko wytłumaczyć, dlaczego tak się zachowuje i w ogóle. Zastanawiałem się czy nie powiedzieć jej przypadkiem o wydarzeniu, które miało miejsce w sklepie kilka dni temu. Od razu wybiłem to sobie z głowy. Jeżeli bym jej to powiedział, straciłbym całkowicie jej zaufanie. Wiedziałem, że w jakimś stopniu mi ufa. Bo gdyby tak nie było, nie zgodziłaby się na to spotkanie - w dodatku u niej w domu.
Dojechałem do domu, ustawiłem samochód na podjeździe. Szybko wysiadłem i ruszyłem w stronę domu. Ustałem przed drzwiami, szukając w tylnej kieszeni spodni kluczy. W końcu je znalazłem. Wsadziłem w małą szparkę i przekręciłem dwa razy w lewo. Pociągnąłem za klamkę i wszedłem do środka. Od razu poczułem różnicę temperatury. Na dworze było dość zimno jak na tę porę roku.
Ruszyłem do łazienki, aby się przebrać. Jednak chwilę zastanawiałem się czy nie zostać w tych ciuchach. Szybko zrezygnowałem z tego. Wolałem wyglądać na luzie. To miało być przecież normalne spotkanie, a nie jakaś kolacja. Poszedłem do pokoju i wziąłem czarną koszulkę z szuflady. W drodze do łazienki przeciągnąłem ją przez głowę. Ściągnąłem spodnie od garnituru, a założyłem zwykłe czarne jeansy. Obmyłem twarz zimną wodą, aby się otrzeźwić.
Gdy już byłem przygotowany poszedłem do salonu. Do spotkania było jeszcze jakieś 20 minut. Usiadłem się na kanapę. Zauważyłem list leżący na stoliku od firmy Repair Door. Zastanawiała mnie jedna rzecz. Szef firmy powiedział, że jeżeli nie oddam kasy na czas dobiorą się do bliskich mi osób. Ja ich nie miałem. Rodzice umarli kilka lat temu. Ciotka nie chciała mnie znać, a dziadkowie również nie żyli. Zostałem sam. Bez nikogo. Nie wiem dlaczego wtedy tak zareagowałem. Nie miałem nic do stracenia. Może to był impuls. Impuls, który mówił, że muszę bronić bliskich, których nie miałem. Odłożyłem list i jeszcze przez chwilę siedziałem bez ruchu. Wyjąłem komórkę z kieszeni. Była 15:50. Wstałem, kierując się do holu. Założyłem vansy. Przeszedłem przez próg i zamknąłem drzwi na klucz. Wsiadłem do auta, odpalając silnik. Jechałem ze średnią prędkością. Przemierzałem dzielnice, zapamiętując każdy dom, podwórko.
Po pięciu minutach byłem już na miejscu. Wjechałem na podjazd.
Domyśliłem się, że nie miała samochodu, pomimo garażu. Zapewne miała w nim jakieś stare rupiecie.
Wysiadając z auta, chwyciłem czerwoną różę z tylnego siedzenia, którą kupiłem po drodze do domu. Zamykając drzwi samochodu, spojrzałem w szybę. Przejechałem ręką po włosach, zaczesując je do tyłu. Odwróciłem się w stronę domu Peg. Nic się nie zmieniło oprócz drzwi, które przeze mnie musiała wymieniać. Na szczęście przyjęła ode mnie darmową naprawę drzwi, chociaż wiem, że była nieźle wkurzona.
Zauważyłem światło w górnej części domu. Musiał być to jej pokój.
Ruszyłem w stronę białych drzwi. Przycisnąłem metalowy guzik. Po drugiej stronie rozległ się dzwonek. Usłyszałem kroki, a raczej trucht.
*Peg*
Siedziałam w swoim pokoju. Matki nie było - znowu. Wyszła gdzieś z tymi swoimi koleżaneczkami. Nienawidziłam tego, ale nie mogłam nic na to poradzić. Ojciec rozmawiał z nią, ale jak widać to nie poskutkowało. Czasami chciałam, abym w ogóle jej nie miała. W pewnym sensie jej nie miałam. Cały dniami jej nie było. To tak jakbym w ogóle nie miała matki, byłam sama.
Czytałam książkę. Uwielbiałam czytać. Zazwyczaj kupowałam romantyczne książki. A w półkach już powoli brakowało miejsca na coraz to nowsze historie miłosne. Nawet ostatnio myślałam nad tym, aby dorobić półkę, większą półkę.
Usłyszałam dźwięk dzwonka, dochodzący z dołu. Wyszłam z pokoju, gasząc światło. Ruszyłam truchtem po schodach kierując się prosto do drzwi. Po drodze spojrzałam na zegarek. 16:00. Oznaczało, to tylko jedno. Louis. Już tu jest. Przyjechał. Stoi przed drzwiami. Czeka aż mu otworzę.
Stanęłam przed białymi drzwiami, nie wiedząc co zrobić. Nie mogłam się teraz wycofać. Było za późno. Tym bardziej, że zgodziłam się na te spotkanie. Teraz tego żałowałam. Mogłam odmówić. Powiedzieć, że nie mam czasu. Cokolwiek. Byle się z nim nie spotkać.
W końcu postanowiłam otworzyć mu drzwi. Pociągnęłam za srebrną klamkę, ciągnąc drzwi do siebie.
- Cześć, Peg - przywitał się.
- Cześć - wpuściłam go do środka, zamykając za nim drzwi.
- To dla ciebie - powiedział, wręczają mi czerwoną różę.
Zaskoczył mnie ten dar od niego. Nie spodziewałam się, że kupi mi różę. Tym bardziej czerwoną, takie jakie lubię.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się - Nie było trzeba.
- To drobiazg, Peg - odwzajemnił uśmiech - Ta róża, to przeprosiny za moje zachowanie wobec ciebie i twojego kolegi.
Zamurowało mnie. Czy on w tej chwili przepraszał mnie i Josh'a? Jeżeli tak, to na pewno musi być sen. To niepodobne do Louis'a. Wątpię, że kiedykolwiek powiedział komuś 'przepraszam'.
Nie odpowiedziałam. Kiwnęłam tylko lekko głową.
- Chodź - powiedziałam, kierując nas do kuchni - Chcesz się czegoś napić?
- Jasne - odpowiedział - Mogłabyś mi zrobić kawę? - zapytał.
- Oczywiście - atmosfera między nami była napięta. Wręcz czułam zdenerwowanie bijące od Louis'a.
Wstawiłam na gaz czajnik napełniony do połowy wodą. Wyjęłam kubki i wsypałam do każdego kawę. Czułam na sobie jego wzrok. Śledził mój każdy ruch. Było to trochę niezręczne dla mnie. Nie lubiłam jak ktoś patrzył się na moje ręce, wtedy wszystko wylatywało mi z rąk.
Odwróciłam się do chłopaka. Jego wzrok spoczął na moich oczach. Przez chwilę panowała cisza.
- Może przejdziemy do salonu? - zaproponowałam, a on kiwnął głową.
Usiadłam na fotelu, Louis zrobił to samo. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie.
- Więc po co tak dokładniej chciałeś się ze mną spotkać? - zapytałam, zniecierpliwiona czekaniem aż w końcu coś powie.
- Przyjechałem, aby.. - nie dokończył, bo akurat w tej chwili zaczęła gotować się woda, co spowodowało gwizd czajnika.
- Poczekaj chwilę, zaraz wrócę.
- Pomogę Ci - wstał i zrobił pierwszy krok w moją stronę.
- Nie! Poradzę sobie - podniosłam rękę w geście, aby nie szedł dalej.
- Daj spokój, Peg - zrobił następny krok, nie zwracając uwagi na mój gest.
Obydwoje ruszyliśmy do kuchni. Wyłączyłam gaz i podniosłam czajnik. Gorącą wodą zalałam zawartość kubków. Od razu poczułam zapach wyłaniający się z nich. Zaciągnęłam się nim. Uwielbiałam to robić.
Wzięłam kubki do rąk, gdy nagle podszedł do mnie Louis.
- Daj, pomogę ci - powiedział, odbierając ode mnie kubki.
Pozwoliłam mu je wziąć. Skierował się do salonu, a ja zrobiłam to samo, biorąc przy tym cukiernicę.
Postawił kubki na małym stoliku, znajdującym się przy fotelach. Usiadłam się i posłodziłam swoją kawę.
Podałam mu cukiernicę i zrobił to samo.
- Teraz możesz dokończyć, to co chciałeś powiedzieć - wzięłam do ręki swój kubek i zaczęłam upijać małymi łykami zawartość.
- No więc przyjechałem tu, aby cię przeprosić - jąkał się, jakby nie umiał złożyć sensownego zdania.
- Aby po to? - zapytałam zdziwiona - Przecież mogłeś mnie przeprosić na przykład przychodząc do biblioteki - odstawiłam kubek, kiedy zorientowałam się, że jest on już opróżniony.
Zauważyłam zdziwioną minę Louis'a. Pewnie myślał, że jestem kawoholiczką. Ale nie! Nie jestem nią.
- Nie przyjechałem tu tylko po to, Peg - powiedział, odstawiając swój kubek - Nie chciałem cię tylko przeprosić - wstał i podszedł do mnie, opierając swoje ręce po obu stronach mojej głowy o fotel.
Trochę mnie przerażał. Co więcej on był przerażający!
- Chciałem cię przeprosić, a przede wszystkim wytłumaczyć.
- Co wytłumaczyć? - zapytałam i szybko odepchnęłam go od siebie, wstając - Tu nie ma co tłumaczyć Louis! - krzyknęłam, podchodząc do okna.
- Jest co wytłumaczyć, Peg - przybliżył się, co mnie zaniepokoiło. Nie lubiłam być zbyt blisko niego. Miał bardzo klejące się łapska do ciała, a szczególnie ciała dziewczyn.
- Wiem, że przeraża cię moje zachowanie wobec innych ludzi - chciałam zaprzeczyć, ale on zwinnym ruchem położył swój palec na moich ustach, szybko je strąciłam - Nie zaprzeczaj, bo wiem jaka jest prawda.
Gdy zobaczyłam, że był stanowczo za blisko, zrobiłam krok w tył.
- Wiem, że boisz się mnie od tego momentu, gdy pobiłem twojego kolegę. Nawet gdybyś zaprzeczyła, nie uwierzyłbym ci. Po prostu czuję twój strach, gdy jestem zbyt blisko ciebie - znowu się przybliżył - Teraz też go czuję.
Spojrzałam w jego oczy, zobaczyłam - jak mi się wydawało - ból. Ból w jego oczach.
- Nie powiem, że to mnie nie boli, bo boli. I to cholernie boli, Peg - szybko podszedł do mnie, łapiąc mnie za nadgarstki i przyciskając do ściany. Nie wiedziałam co zrobić, a nawet co powiedzieć. Nie sądziłam, że takie słowa wydostaną się z ust Louis'a i to na dodatek w moją stronę.
Chciałam się wyrwać, ale jego uścisk się zacieśnił.
- Proszę cię Louis, puść mnie - powiedziałam cicho, niemal niesłyszalnie.
- Puszczę cię jeżeli pozwolisz mi pocałować twoje usta - przez chwilę myślałam, po czym kiwnęłam głową na zgodę.
Przybliżył swoją głowę do mojej. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Jego usta były dwa centymetry od moich.
Tadaaam! Jest oto i 13 rozdział! :D Tak wiem! Obiecywałam Wam, że rozdział pojawi się od razu kiedy wybiję 35 komentarzy. Tyle komentarzy było, a co? A rozdziału jak nie było, tak nie było. Ale w końcu pojawił się. Ostatnio zastanawiałam się nad tym czy nie ustalić takiej zasady, że rozdziały pojawiałyby się co weekend. Co wy na to? Idziecie na taki układ? Przez te 27 dni, gdy wena mi nie przychodziła, miałam nawet chęć usunąć te FF. Jednak pomyślałam, że szkoda by było mi tylu czytelników, tyle czasu poświęconego na rozdziały. Postanowiłam więc go nie usuwać - jak narazie.
Są też bardzo ważne sprawy, więc przeczytaj, proszę! :) Nie zbawi Cię te parę minut. :p
Pierwsza sprawa: Pod poprzednim rozdziałem życzyliście mi miłych ferii itp. Źle mnie zrozumieliście. Ja życzyłam miłych ferii tym co je rozpoczynali - ja tą osobą nie byłam. Ferie właśnie rozpoczynają mi się od jutra. Ale pomimo wszystko dziękuję :*
Druga sprawa: Ktoś z Anonima zapytał się mnie czy w tym FF uwzględniam zamiłowanie Louis'a do marchewek. Odpowiedź brzmi: nie. Często dostaję nominację do Liebster Award. Przepraszam, że na nie nie odpowiadałam. Teraz się to zmieni. Stworzę specjalną zakładkę na odpowiedzi właśnie do LA. Dlatego jeżeli nominowałaś mnie do LA wejdź w zakładkę i poinformuj mnie.
Trzecia sprawa: Jak pewnie każdy się domyśla, niedługo pojawią się sceny erotyczne w rozdziałach. Oczywiście za każdym razem będzie info na początku rozdziału, że takie sceny mogą się pojawić. Czytasz to na swoją odpowiedzialność.
Mam prośbę do Was. Jeżeli czytacie te FF, podoba Wam się styl pisania i ogółem fabuła, proszę polecajcie te FF swoim znajomym. Udostępniajcie linki itp. Będę Wam ogromnie wdzięczna.
Rozdział jest dedykowany wszystkim tym co kończą i rozpoczynają ferie! :) xx
Miłego czytania xx Zostawiajcie swoje opinię na temat nowego rozdziału, akcji itp.
poniedziałek, 20 stycznia 2014
Rozdział 12
*Peg*
Poranne świeże powietrze wpadło do mojego pokoju przez uchylone okno prosto w moje nozdrza. Uwielbiałam takie poranki. Świeże powietrze i jak kiedyś - śniadanie do łóżka. Tak było za nim moi rodzice się rozwiedli. Za nim moja matka stała się alkoholiczką. Wtedy wszystko wyglądało inaczej.
Przypomniałam sobie, że miałam spotkać się z moją siostrą. Jednak nie wyszło. Uświadomiłam sobie, że w ogóle nie wiem co się z nią dzieje. Nie odzywa się. Nie pisze. Nie dzwoni. Muszę się dowiedzieć. Ale to oznacza, że znowu będę musiała iść do firmy, w której pracuje mój ojciec. Firmy, której szefem jest ON. Louis. Będę musiała znowu zmierzyć się z jego przenikliwym wzrokiem. Z jego niebieskimi oczami. Pięknymi oczami. STOP! Peg, przestań! Ty go nienawidzisz!
Muszę coś wykombinować, aby uniknąć spotkania z nim. Chociaż wątpię, że mi to się uda. Nie wiem jak on to robi, ale zawsze napotyka mnie. Mogę powiedzieć, że nawet przyzwyczaiłam się do tego. Ale nie powiem... zaczyna mnie to denerwować. Bo gdzie się pojawię, to i on tam zawsze jest.
Po dłuższej rozmowie w moim umyśle, postanowiłam w końcu wyjść z domu. Dzisiejszy dzień miałam wolny od pracy, ponieważ Josh miał dzisiejszą zmianę. Mogłam więc sobie pozwolić na pójście do kina, na spotkanie z przyjaciółmi... Wszystko, byle nie siedzieć bezczynnie w domu. Tym bardziej, że matki nie ma całymi dniami. Nie chciałam znowu spędzić samotnie dnia. Dlatego przeszłam się do ojca. Chciałam się dowiedzieć co słychać u Alice.
Wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi na klucz. Wyjęłam z płaszcza słuchawki i podłączyłam do mp4. Założyłam słuchawki na ucho i włączyłam swoją ulubioną playlistę. Poczułam się, jakby nagle wszystkie problemy otaczające mnie, zniknęły. Właśnie tak się czułam za każdym razem, kiedy zakładałam słuchawki na uszy i włączyłam piosenki. Pozwalałam, aby muzyka zawładnęła moim umysłem. Często też płakałam, bo pozwoliłam moim emocjom wyjść spod maski, jaką zakładałam codziennie rano. Ale to się przydawało. Nie miałam już takiego doła. Wsłuchując się w tekst piosenki, nie zauważyłam jak jakiś samochód podjechał obok mnie.
Spojrzałam na osobę siedząco za kierownicą i od razu przyśpieszyłam kroku. Serce zaczęło bić coraz szybciej. Szybko zdjęłam słuchawki, chowając je z powrotem do kieszeni płaszcza. Nie zatrzymywałam się, zaś samochód trochę przyspieszył.
- Peg, proszę! - zawołał Louis przez otwartą szybę - Chcę z tobą porozmawiać!
- Ale ja nie chcę! - rzuciłam.
- Proszę, Peg! Daj mi 5 minut - patrzył na mnie błagalnie.
- Dobra - zgodziłam się - Ale masz, aby 5 minut.
Uśmiechnął się pod nosem i szybko wyszedł z samochodu. Podszedł do strony pasażera i otworzył mi drzwi, tym samym dając mi znak, abym weszła do środka. Gdy weszłam, zamknął za mna drzwi. Szybkim krokiem okrążył samochód.
- A tak poza tym podwieźć cię gdzieś? - zapytał, gdy już wszedł do środka samochodu.
- Szłam w stronę twojej firmy - powiedziałam zakłopotana, tym jak to zabrzmiało. Mógł pomyśleć, że może chciałam się z nim spotkać... - Muszę znowu spotkać się z moim ojcem - wyjaśniłam szybko.
- Rozumiem. Nie musisz się tłumaczyć.
- Wiesz, musiałam. Nie chciałam, abyś źle mnie zrozumiał - czułam, że moje policzki robią się czerwone.
- Nie martw się nie pomyślałem o tym, że chciałabyś się ze mną spotkać - co on czyta w moich myślach? - Ale podwózkę masz załatwioną - uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech.
Reszta drogi minęła w zupełnej ciszy. Cały czas patrzyłam się przez okno, podziwiając to co widzę. Dopiero teraz zauważyłam jak piękna jest moja okolica, w której wychowywałam się od maleńkiego.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, odpięłam pasy.
- Emm... To dzięki - powiedziałam, lekko zawstydzona. Otworzyłam drzwi, aby wyjść. Ale od razu poczułam jego rękę na swoim nadgarstku.
- Poczekaj! - usiadłam na fotel i spojrzałam w jego oczy. Zobaczyłam w nich zdenerwowanie - Chciałbym.... Chciałbym cię o coś prosić. Mogę?
- Zależy o co.. - zaśmiałam się, aby rozluźnić napiętą atmosferę.
- Chciałbym spotkać się z tobą, porozmawiać... Proszę, zgódź się. Bardzo mi na tym zależy.
- No nie wiem..
- Proszę cię, Peg - złapał mnie za ręce, a jego oczy nagle zrobiły się maślane.
Nie mogłam mu odmówić. Nie, kiedy jego oczy przejmowały nade mną kontrolę.
- Uhm.. No dobrze - powiedziałam, po chwili zastanowienia się - Dzisiaj o szesnastej, u mnie.
- Ok, będę na pewno - powiedział, słyszałam w jego głosie radość.
- To cześć - powiedziałam, wychodząc ze samochodu.
- Do zobaczenia.
Poranne świeże powietrze wpadło do mojego pokoju przez uchylone okno prosto w moje nozdrza. Uwielbiałam takie poranki. Świeże powietrze i jak kiedyś - śniadanie do łóżka. Tak było za nim moi rodzice się rozwiedli. Za nim moja matka stała się alkoholiczką. Wtedy wszystko wyglądało inaczej.
Przypomniałam sobie, że miałam spotkać się z moją siostrą. Jednak nie wyszło. Uświadomiłam sobie, że w ogóle nie wiem co się z nią dzieje. Nie odzywa się. Nie pisze. Nie dzwoni. Muszę się dowiedzieć. Ale to oznacza, że znowu będę musiała iść do firmy, w której pracuje mój ojciec. Firmy, której szefem jest ON. Louis. Będę musiała znowu zmierzyć się z jego przenikliwym wzrokiem. Z jego niebieskimi oczami. Pięknymi oczami. STOP! Peg, przestań! Ty go nienawidzisz!
Muszę coś wykombinować, aby uniknąć spotkania z nim. Chociaż wątpię, że mi to się uda. Nie wiem jak on to robi, ale zawsze napotyka mnie. Mogę powiedzieć, że nawet przyzwyczaiłam się do tego. Ale nie powiem... zaczyna mnie to denerwować. Bo gdzie się pojawię, to i on tam zawsze jest.
Po dłuższej rozmowie w moim umyśle, postanowiłam w końcu wyjść z domu. Dzisiejszy dzień miałam wolny od pracy, ponieważ Josh miał dzisiejszą zmianę. Mogłam więc sobie pozwolić na pójście do kina, na spotkanie z przyjaciółmi... Wszystko, byle nie siedzieć bezczynnie w domu. Tym bardziej, że matki nie ma całymi dniami. Nie chciałam znowu spędzić samotnie dnia. Dlatego przeszłam się do ojca. Chciałam się dowiedzieć co słychać u Alice.
Wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi na klucz. Wyjęłam z płaszcza słuchawki i podłączyłam do mp4. Założyłam słuchawki na ucho i włączyłam swoją ulubioną playlistę. Poczułam się, jakby nagle wszystkie problemy otaczające mnie, zniknęły. Właśnie tak się czułam za każdym razem, kiedy zakładałam słuchawki na uszy i włączyłam piosenki. Pozwalałam, aby muzyka zawładnęła moim umysłem. Często też płakałam, bo pozwoliłam moim emocjom wyjść spod maski, jaką zakładałam codziennie rano. Ale to się przydawało. Nie miałam już takiego doła. Wsłuchując się w tekst piosenki, nie zauważyłam jak jakiś samochód podjechał obok mnie.
Spojrzałam na osobę siedząco za kierownicą i od razu przyśpieszyłam kroku. Serce zaczęło bić coraz szybciej. Szybko zdjęłam słuchawki, chowając je z powrotem do kieszeni płaszcza. Nie zatrzymywałam się, zaś samochód trochę przyspieszył.
- Peg, proszę! - zawołał Louis przez otwartą szybę - Chcę z tobą porozmawiać!
- Ale ja nie chcę! - rzuciłam.
- Proszę, Peg! Daj mi 5 minut - patrzył na mnie błagalnie.
- Dobra - zgodziłam się - Ale masz, aby 5 minut.
Uśmiechnął się pod nosem i szybko wyszedł z samochodu. Podszedł do strony pasażera i otworzył mi drzwi, tym samym dając mi znak, abym weszła do środka. Gdy weszłam, zamknął za mna drzwi. Szybkim krokiem okrążył samochód.
- A tak poza tym podwieźć cię gdzieś? - zapytał, gdy już wszedł do środka samochodu.
- Szłam w stronę twojej firmy - powiedziałam zakłopotana, tym jak to zabrzmiało. Mógł pomyśleć, że może chciałam się z nim spotkać... - Muszę znowu spotkać się z moim ojcem - wyjaśniłam szybko.
- Rozumiem. Nie musisz się tłumaczyć.
- Wiesz, musiałam. Nie chciałam, abyś źle mnie zrozumiał - czułam, że moje policzki robią się czerwone.
- Nie martw się nie pomyślałem o tym, że chciałabyś się ze mną spotkać - co on czyta w moich myślach? - Ale podwózkę masz załatwioną - uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech.
Reszta drogi minęła w zupełnej ciszy. Cały czas patrzyłam się przez okno, podziwiając to co widzę. Dopiero teraz zauważyłam jak piękna jest moja okolica, w której wychowywałam się od maleńkiego.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, odpięłam pasy.
- Emm... To dzięki - powiedziałam, lekko zawstydzona. Otworzyłam drzwi, aby wyjść. Ale od razu poczułam jego rękę na swoim nadgarstku.
- Poczekaj! - usiadłam na fotel i spojrzałam w jego oczy. Zobaczyłam w nich zdenerwowanie - Chciałbym.... Chciałbym cię o coś prosić. Mogę?
- Zależy o co.. - zaśmiałam się, aby rozluźnić napiętą atmosferę.
- Chciałbym spotkać się z tobą, porozmawiać... Proszę, zgódź się. Bardzo mi na tym zależy.
- No nie wiem..
- Proszę cię, Peg - złapał mnie za ręce, a jego oczy nagle zrobiły się maślane.
Nie mogłam mu odmówić. Nie, kiedy jego oczy przejmowały nade mną kontrolę.
- Uhm.. No dobrze - powiedziałam, po chwili zastanowienia się - Dzisiaj o szesnastej, u mnie.
- Ok, będę na pewno - powiedział, słyszałam w jego głosie radość.
- To cześć - powiedziałam, wychodząc ze samochodu.
- Do zobaczenia.
***
Weszłam do dużego budynku, tak jak poprzedniego dnia. Przywitała mnie ta sama uśmiechnięta blondynka. Dziwiłam się, że jej uśmiech wcale nie schodzi z twarzy. Jednak może ma tak napisane w umowie, którą zawarła tu przed rozpoczęciem pracy. Bo z tego co zauważyłam, każda osoba w tej firmie ma uśmiech. Ale mniejsza z tym.
- Dzień Dobry - przywitałam się, zanim podeszłam do biurka - Czy ojciec ma chwilę czasu? - zapytałam.
- Dzień Dobry - znowu ten głos przepełniony radością - Zaraz sprawdzimy - spojrzała w monitor laptopa stojącego przed nią. Zaczęła czegoś szukać, aż w końcu to znalazła.
- Carson? Jak dobrze pamiętam, prawda? - spojrzała na mnie, kiwnęłam głową.
- Pan Carson w tej chwili jest na zebraniu.
- Oh, no dobrze. To ja mo..
- Jak chcesz możesz poczekać - przerwała mi - Zebranie kończy się za 5 minut - uśmiechnęła się do mnie.
Jak może ją twarz nie boleć od tego ciągłego uśmiechania się? - pomyślałam.
- Dobrze, to poczekam - odpowiedziałam i skierowałam się w stronę czarnych foteli.
Siedziałam na fotelu i myślałam. Zastanawiałam się dlaczego właściwie Louis chcę się ze mną spotkać. Nie potrafiłam tego wyjaśnić. Martwiło mnie to, że coraz częściej o nim myślałam. Coraz bardziej chciałam go bliżej poznać. Spędzać z nim każdą wolną chwilę. Ale nie mogłam tego zrobić. Moja intuicja podpowiadała mi, że lepiej by było gdybym trzymała się od niego jak najdalej. Zaś serce mówiło co innego. Miałam mętlik w głowie. I bałam się własnego wyboru. Bo bardziej skłaniało mnie do tego, abym zaczęła się z nim spotykać.
- Pani Carson? - nagle głos blondynki wyrwał mnie z zamyśleń.
- Tak?
- Pani ojciec jest już w swoim gabinecie, może pani wejść.
- Dobrze, dziękuje - odpowiedziałam i weszłam do windy, wciskając numerek 25.
Winda ruszyła, a w tle grała cicha i spokojna muzyczka. Gdy drzwi rozsunęły się zobaczyłam całkowicie białe pomieszczenie. Było bez życia. Żadnego obrazu. Żadnego kwiatka. Nic. Po prostu pustka. Tak jakby ktoś nie miał w ogóle kreatywności. Ciekawe czy wszystkie pomieszczenia w tym budynku tak wyglądają? - zapytałam sama siebie.
Zapukałam do drzwi.
- Proszę - usłyszałam po drugiej stronie.
Pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka.
- Witaj Peg - jego twarz nagle rozpromieniła się - Cieszę się, że znowu cię widzę - przytulił mnie.
Odwzajemniłam uścisk, po czym usiadłam na krześle.
- To co cię znowu tu sprowadza? - zapytał, siadając na przeciwko mnie.
- Chciałam porozmawiać - powiedziałam pewnym głosem - o Alice.
- A co chcesz wiedzieć? Nie wiem czy w czymś ci pomogę.
- Martwię się o nią. Nie odpisuje mi, nie odbiera. Nic. Przyszłam tu, bo wiem, że z tobą mieszka. Więc pomyślałam, że może wiesz coś.
- Chciałbym ci pomóc Peg, ale nie mogę - jego głos był na skraju załamania.
- Dlaczego? - zapytałam zdziwiona.
- Alice już od prawie 3 tygodni nie ma w domu - powiedział zmartwionym głosem.
- I nie zgłaszałeś tego na policję? - uniosłam się.
- Peg, spokojnie - uspokajał mnie, ale jak ja mogłam być spokojna? - Alice zostawiła list, w którym napisała, że wyjeżdża. Napisała też, że nie wie ile jej nie będzie.
- A wiesz chociaż, gdzie wyjechała? - zapytałam ponownie.
- Nie napisała - powiedział, niemal niesłyszalnie.
Zapanowała cisza. Nie wiedziałam co miałam zrobić, a tym bardziej powiedzieć. Po prostu podeszłam do ojca i go przytuliłam. Odwzajemnił uścisk. Wiedziałam, że jest mu ciężko. Następna kobieta w jego życiu odeszła od niego, z niewiadomych przyczyn. Pierwszą była matka, teraz jego własna córka. Pewnie myślał co robił źle, że odeszły.
- Będzie dobrze, tato - spróbowałam powiedzieć to pewnym głosem, ale nie wiem czy to się udało - Nie martw się.
- Mam nadzieję, Peg. Mam nadzieję - przytulił mnie jeszcze bardziej, po czym mnie wypuścił z ramion - A teraz przepraszam cię, ale mam dużo roboty.
- Rozumiem - skierowałam się w stronę drzwi - Nie przeszkadzam - uśmiechnęłam się.
- Obiecuję, że wpadnę kiedyś do ciebie.
- Trzymam cię za słowo - zażartowałam - Do widzenia.
- Do widzenia, Peg.
No i mamy 12 rozdział. Przepraszam, że tak długo na niego czekaliście, ale nie miałam weny. Znaczy mam dużo pomysłów w głowie na dalszą akcję, ale jakoś nie potrafiłam doprowadzić tego do porządku.
Życzę Wam wesołych i mile spędzonych ferii :) Odpoczywajcie i nabierajcie sił.
Nowy rozdział tak dla rozpoczęcia ferii dla tych, którzy je mają. xx
35 komentarzy = nowy rozdział
poniedziałek, 6 stycznia 2014
Rozdział 11
*Louis*
Na dworze było już ciemno. Nie miałem już siły, żeby jechać do Peg. Dlatego od razu skierowałem się do domu. Zaparkowałem w garażu. Musiałem wyjąć telefon, aby przyświetlić sobie drogę do głównych drzwi. Bez najmniejszych przeszkód dotarłem do salonu. Zapaliłem lampę stojąco koło kanapy.
W pokoju od razu stało się jaśniej, a dopiero teraz zauważyłem jaki bałagan panował na stoliku. Papiery dotyczące firmy były porozwalane na całej powierzchni. Musiałem w końcu wziąć się za to. Spojrzałem na zegarek w komórce. Miałem jeszcze sporo czasu. Postanowiłem więc, że im szybciej zacznę, tym szybciej skończę. Usiadłem na kanapie i odruchowo przejechałem ręką po włosach.
Pochyliłem się i zebrałem wszystkie papiery. Przyrzekam, że tych kartek jest z tysiąc.
Zacząłem każda czytać po kolei. Dużo było paragrafów, podpunktów.
Po godzinie litery zaczęły zlewać mi się w jedno. Oczy zaczynały boleć coraz bardziej.
Odłożyłem papiery na bok i wstałem. Wstawiłem wodę na kawę, po czym wyszedłem do łazienki. Spojrzałem w lusterko. Oczy były przemęczone, u dołu lekko podkrążone. Nic dziwnego parę nocy miałem nie przespanych. Odkręciłem kran i podłożyłem ręce, w które nabrałem wody. Przychyliłem się i oblałem twarz. Zimna woda podziałała na mnie otrzeźwiająco. Przestałem być senny, a oczy ewidentnie były bardziej żywe, jeśli tak to można nazwać.
Wróciłem do kuchni, aby zaparzyć kawę, po czym wziąłem kubek i wróciłem na kanapę. Ponownie zacząłem czytać następne kartki. Niektóre punkty były niepotrzebne, ponieważ sam wiedziałem o nich.
Na dworze było już ciemno. Nie miałem już siły, żeby jechać do Peg. Dlatego od razu skierowałem się do domu. Zaparkowałem w garażu. Musiałem wyjąć telefon, aby przyświetlić sobie drogę do głównych drzwi. Bez najmniejszych przeszkód dotarłem do salonu. Zapaliłem lampę stojąco koło kanapy.
W pokoju od razu stało się jaśniej, a dopiero teraz zauważyłem jaki bałagan panował na stoliku. Papiery dotyczące firmy były porozwalane na całej powierzchni. Musiałem w końcu wziąć się za to. Spojrzałem na zegarek w komórce. Miałem jeszcze sporo czasu. Postanowiłem więc, że im szybciej zacznę, tym szybciej skończę. Usiadłem na kanapie i odruchowo przejechałem ręką po włosach.
Pochyliłem się i zebrałem wszystkie papiery. Przyrzekam, że tych kartek jest z tysiąc.
Zacząłem każda czytać po kolei. Dużo było paragrafów, podpunktów.
Po godzinie litery zaczęły zlewać mi się w jedno. Oczy zaczynały boleć coraz bardziej.
Odłożyłem papiery na bok i wstałem. Wstawiłem wodę na kawę, po czym wyszedłem do łazienki. Spojrzałem w lusterko. Oczy były przemęczone, u dołu lekko podkrążone. Nic dziwnego parę nocy miałem nie przespanych. Odkręciłem kran i podłożyłem ręce, w które nabrałem wody. Przychyliłem się i oblałem twarz. Zimna woda podziałała na mnie otrzeźwiająco. Przestałem być senny, a oczy ewidentnie były bardziej żywe, jeśli tak to można nazwać.
Wróciłem do kuchni, aby zaparzyć kawę, po czym wziąłem kubek i wróciłem na kanapę. Ponownie zacząłem czytać następne kartki. Niektóre punkty były niepotrzebne, ponieważ sam wiedziałem o nich.
***
Obudziłem się leżąc na kanapie. Nie wiedziałem, w którym momencie wczoraj zasnąłem. Usiadłem się. Oparłem ręce na udach, przecierając oczy i przejeżdżając rękoma po włosach, gdy nagle zauważyłem coś białego pod stolikiem. Sięgnąłem ręką i zobaczyłem list. Musiał wylecieć z papierów i nie zauważyłem go. Leży tu chyba 2 dni. Całkiem o nim zapomniałem. Przez ostatnie dni dużo się działo, aż za dużo.
Otworzyłem go. Na samym środku widniał napis firmy REPAIR DOOR. Ostrzegali, że jeżeli nie zapłacę w ciągu tygodnia sumy jaką jestem im winien, mogą to zgłosić na policję, a nawet pozwać do sądu.
Nie chciałem mieć w tej chwili żadnych problemów. Dobrze się złożyło, bo jadę dzisiaj do firmy, więc od razu wstapie do nich i załatwię sprawę.
Szybko poszłem do łazienki i doprowadziłem się do porządku. Teraz musiałem założyć garnitur, aby wyglądać na prawdziwego szefa, skoro już nie długo miałem nim zostać. Jakoś nie mogłem przyzwyczaić się do tego ubioru. Nie pasował do mnie. Mięśnie aż opinały się, a koszula całkowicie przylegała do mojego torsu. Spod koszuli było widać wszystkie tatuaże, jakie miałem. A uwierzcie mi, miałem ich sporo.
Włosy nie opadały mi na czoło, tylko wziąłem je na żel, w wyniku czego wszystkie zostały zarzucone do tyłu. Spojrzałem w lustro. Teraz wyglądałem jak szef, prawdziwy szef wielkiej firmy.
Ruszyłem samochodem w stronę firmy. Gdy dojechałem rozglądałem się za miejscem wolnym na parkingu. Był cały zatłoczony. W końcu udało mi się znaleźć, zaparkowałem.
Ustałem przed firmą. Spojrzałem na budynek. Domyśliłem się, że zapewne moje biuro będzie znajdowało się na ostatnim piętrze. Wszedłem do budynku. Każdy kto mnie mijał, mówił mi "Dzień Dobry". Nie znałem tam nikogo, ale oni mnie znali. Jak przystało na gentlemen'a odpowiadałem.
Podszedłem do blondynki, która siedziała za biurkiem.
- Dzień Dobry.
- Dzień Dobry - uśmiechnęła się do mnie promiennie - W czym pomogę pomóc?
- Szukam John'a Carter'a.
- Był Pan umówiony na dzisiaj? - zapytała.
- Nie, ale Pan Carter czeka na mnie.
- Przykro mi, ale jeżeli Pan nie został umówiony, nie mogę Pana wpuścić.
- Ale... Znaczy jestem siostrzeńcem byłego szefa.
- Pan Tomlinson? - zapytała. Przytaknąłem.
- Przepraszam bardzo, to więcej się nie powtórzy... - mówiła, a głos jej drżał.
- Spokojnie, nic się nie stało - powiedziałem, łapiąc ją za ramię - Nie mogłaś tego wiedzieć - uśmiechnąłem się do niej, dodając jej trochę otuchy - Więc gdzie mogę go znaleźć?
- Ostatnie piętro - odpowiedziała.
Jednak moje przypuszczenia się sprawdziły. Zawsze biuro szefa jest na samej górze budynku.
Wszedłem do windy i nacisnąłem guzik z numerkiem 39. Cicha i spokojna muzyczka leciała w tle.
Gdy drzwi windy otworzyły się, zobaczyłem biurko, za którym siedziała moja przyszła sekretarka.
Uśmiechnęła się do mnie promiennie i tak jak wszyscy powiedziała "Dzień Dobry". Chyba wiedziała, że Pan Carter na mnie czeka, bo o nic nie pytała. Dlatego po prostu zapukałem do drewnianych drzwi.
- Proszę - usłyszałem po drugiej stronie. Wszedłem do środka.
- Dzień Dobry Panie Carter!
- Dzień Dobry - przychyliłem się, aby uścisnąć rękę na powitanie - Czekałem na Ciebie Panie Tomlinson'ie.
- Domyślam się i na prawdę przepraszam, że musiał Pan tak długo czekać...
- Nie musisz się tłumaczyć - przerwał mi - Interesuje mnie, aby jedna rzecz. Powinieneś wiedzieć jaka.
- Tak, wiem.
- To jak podpisujemy? - zapytał.
Pomyślałem chwilę, zanim przytaknąłem głową. Z jednej strony chciałem przejąć interesy po wuju, ale z drugiej strony w ogóle mnie do tego nie ciągnęło.
Dzisiejszy dzień oznaczał mój koniec! Koniec szaleństw, koniec pieprzenia się z wszystkimi laskami. Gdyby te rzeczy ujrzały światło dzienne byłoby po mnie, po firmie.
- Tak, przejrzałem wszystkie papiery i mam nadzieję, że spełnię wszystkie oczekiwania.
- Na pewno Panu się uda. Może Pan na mnie liczyć, bo jestem współpracownikiem.
Obydwoje podpisaliśmy papiery wyznaczonym miejscu.
- Dziękuje i mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało - uścisnął moją dłoń.
- Też mam taką nadzieję.
- Dzisiaj to na tyle! Zaczynasz od przyszłego tygodnia.
- Na którą muszę być? - zapytałem.
- Na 9 musisz być już w firmie.
- Ok.
- No to pozostaje mi tylko powiedzieć: Witaj w firmie! - uśmiechnął się - Teraz przepraszam, ale muszę już iść.
- Rozumiem. Do widzenia i jeszcze raz dziękuje.
- Nie ma za co - odpowiedział - Do widzenia.
*Peg*
Postanowiłam przejść się do pracy mego ojca. Musiałam z nim porozmawiać o matce. Coraz bardziej działała mi na nerwy. Ostatnio rzadko nawet spotykałam ją w domu. Zazwyczaj mijałyśmy się w wejściu. Musiałam coś z tym zrobić, a jedynym wyjściem był ojciec. On jedyny jakoś wpływał na nią, pomimo tego, że byli po rozwodzie.
Gdy weszłam do środka ogromnego budynku, przywitał mnie promienny uśmiech blondynki, która siedziała za biurkiem. Podeszłam do niej.
- Dzień Dobry - przywitałam się.
- Dzień Dobry! W czym mogę pomóc? - zapytała.
- Przyszłam porozmawiać z ojcem, czy mogłaby Pani go poprosić?
- Jeżeli będzie miał czas, to oczywiście. Jak masz na nazwisko?
- Carson... Peg Carson.
- Dobrze, zaraz zadzwonię. Usiądź i poczekaj chwilkę.
- Dobrze, dziękuje - powiedziałam i uśmiechnęłam się.
Usiadłam na czarnym fotelu i wzięłam do ręki gazetę, która leżała na stoliku obok. Bardzo szybko mi się znudziła, dlatego wyjęłam z kieszeni moich spodni komórkę. Mój wzrok na chwilę powędrował w stronę windy, słysząc dźwięk oznaczający otwieranie windy.
Oczy szerzej się otworzyły, gdy zobaczyłam, że z windy wychodzi Louis. Co on tu robi? I co mu się stało, że jest ubrany w garnitur? Czyżby szukał pracy? Różne myśli przelatywały mi przez głowę. Niestety nie potrafiłam tego wyjaśnić skąd się wziął. Szybko powróciłam wzrokiem w stronę swojej komórki. W duchu modliłam się, aby mnie nie zauważył, co było nie możliwe. Jednak miałam cicho nadzieję, że nie zwróci na mnie uwagi.
- Peg? - niestety! Moje prośby nie zostały wysłuchane.
- Louis? - zapytałam, tak samo zdziwiona jak on.
- Co ty tu robisz? - zapytaliśmy w tym samym czasie.
- Przyszłam do swojego ojca... A ty?
- Od dzisiaj jestem szefem tej firmy - zatkało mnie, nie wiedziałam co powiedzieć.
- Aha - na tyle było mnie stać.
- Pani Carson? - zapytała blondynka.
- Tak?
- Możesz pójść do swojego ojca, numer piętra 25 - powiedziała, obdarowywując mnie uśmiechem.
- Dziękuje bardzo - odwzajemniłam uśmiech, a ona tylko kiwnęła głową.
Z powrotem odwróciłam się w stronę Louis'a.
- Ja już muszę lecieć... ee.. Too.. cześć - powiedziałam i szybko ruszyłam w stronę windy.
- Zaczekaj - zawołał i złapał mnie za nadgarstek. Gwałtownie odwróciłam się i wyrwałam nadgarstek z jego ręki.
- Louis proszę cię zostaw mnie w spokoju!
- Proszę cię spotkajmy się, daj mi szansę wytłumaczyć się - błagał mnie, ale ja już nie miałam na to siły.
- Wytłumaczyć? Z czego? - zapytałam.
- Dobrze wiesz z czego, Peg - warknął.
- Proszę Louis, zostaw mnie - prosiłam - Ja już nie mam siły na to wszystko!
Pozwolił mi odejść. Jednak wiedziałam, że zrobi wszystko, aby znowu mnie spotkać.
*Louis*
Pozwoliłem jej odejść. Wejść do windy i dać jej spokój. Ale spokój dzisiejszego dnia. Jeszcze zobaczę ją, obiecuję. Dzisiaj miałem jeszcze inne sprawy na głowie. Musiałem pojechać do firmy REPAIR DOOR i załatwić sprawę. Wsiadłem do auta i wstukałem w nawigację ulicę, która widniała na kopercie. Ruszyłem trasą, jaka została mi wyznaczona. Od firmy mojego wuja, należącej teraz do mnie do firmy REPAIR DOOR było 10 minut drogi.
Gdy zatrzymałem się na parkingu, mój wzrok powędrował w stronę budynku. Nie był to duży budynek, raczej taki średni. Wysiadłem z auta i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je. Pomieszczenie w środku nie było dość przyjazne.
- Jest tu ktoś? - krzyknąłem i nagle jakiś mężczyzna wyłonił się.
- Dzień Do..
- Czego szukasz? - przerwał mi, a ja od razu wyczułem, że gość nie jest dobrym człowiekiem.
- Przyszłem w sprawie zapłaty za naprawę.
- Pan Tomlinson?
- Tak. Macie tu swoją kasę - rzuciłem na stolik stojący naprzeciwko mnie.
Facet podszedł do niego i przeliczył kasę.
- Czyżbyś zapomniał jak się umawialiśmy? - zapytał ostrym tonem.
- Pamiętam! - odpowiedziałem, przeszywając go przenikliwym spojrzeniem - Druga połowa będzie za jakiś czas.
- Słuchaj! Nie tak się umawialiśmy!
- Wiem, ale sprawy się skomplikowały.
- Dobra, zrobimy tak! - oparł się o stolik, spoglądając na mnie - Dam ci czas na uzbieranie kasy i za 3 tygodnie widzę kasę, jasne?
- Nie strasz mnie, bo się ciebie nie boję skurwielu! - odpowiedziałem zimnym tonem.
- Nie obchodzi mnie to czy się mnie boisz, czy nie! Jeżeli za 3 tygodnie nie pojawi się kasa, to zobaczymy co zrobisz gdy ktoś zrobi krzywdę komuś bliskiemu tobie - zaśmiał się złowieszczo, co mnie ostro wkurwiło!
Nie wytrzymałem i podszedłem do niego. Przywaliłem mu w mordę, a jemu już nie było do śmiechu.
Złapałem go za koszule i przyparłem do ściany.
- Nawet nie waż się dotknąć kogoś bliskiego. Jeżeli zrobisz to, zobaczysz, że pożałujesz! - splunąłem w jego stronę, po czym puściłem koszulę i wyszedłem z budynku.
czytasz=komentujesz
Podszedłem do blondynki, która siedziała za biurkiem.
- Dzień Dobry.
- Dzień Dobry - uśmiechnęła się do mnie promiennie - W czym pomogę pomóc?
- Szukam John'a Carter'a.
- Był Pan umówiony na dzisiaj? - zapytała.
- Nie, ale Pan Carter czeka na mnie.
- Przykro mi, ale jeżeli Pan nie został umówiony, nie mogę Pana wpuścić.
- Ale... Znaczy jestem siostrzeńcem byłego szefa.
- Pan Tomlinson? - zapytała. Przytaknąłem.
- Przepraszam bardzo, to więcej się nie powtórzy... - mówiła, a głos jej drżał.
- Spokojnie, nic się nie stało - powiedziałem, łapiąc ją za ramię - Nie mogłaś tego wiedzieć - uśmiechnąłem się do niej, dodając jej trochę otuchy - Więc gdzie mogę go znaleźć?
- Ostatnie piętro - odpowiedziała.
Jednak moje przypuszczenia się sprawdziły. Zawsze biuro szefa jest na samej górze budynku.
Wszedłem do windy i nacisnąłem guzik z numerkiem 39. Cicha i spokojna muzyczka leciała w tle.
Gdy drzwi windy otworzyły się, zobaczyłem biurko, za którym siedziała moja przyszła sekretarka.
Uśmiechnęła się do mnie promiennie i tak jak wszyscy powiedziała "Dzień Dobry". Chyba wiedziała, że Pan Carter na mnie czeka, bo o nic nie pytała. Dlatego po prostu zapukałem do drewnianych drzwi.
- Proszę - usłyszałem po drugiej stronie. Wszedłem do środka.
- Dzień Dobry Panie Carter!
- Dzień Dobry - przychyliłem się, aby uścisnąć rękę na powitanie - Czekałem na Ciebie Panie Tomlinson'ie.
- Domyślam się i na prawdę przepraszam, że musiał Pan tak długo czekać...
- Nie musisz się tłumaczyć - przerwał mi - Interesuje mnie, aby jedna rzecz. Powinieneś wiedzieć jaka.
- Tak, wiem.
- To jak podpisujemy? - zapytał.
Pomyślałem chwilę, zanim przytaknąłem głową. Z jednej strony chciałem przejąć interesy po wuju, ale z drugiej strony w ogóle mnie do tego nie ciągnęło.
Dzisiejszy dzień oznaczał mój koniec! Koniec szaleństw, koniec pieprzenia się z wszystkimi laskami. Gdyby te rzeczy ujrzały światło dzienne byłoby po mnie, po firmie.
- Tak, przejrzałem wszystkie papiery i mam nadzieję, że spełnię wszystkie oczekiwania.
- Na pewno Panu się uda. Może Pan na mnie liczyć, bo jestem współpracownikiem.
Obydwoje podpisaliśmy papiery wyznaczonym miejscu.
- Dziękuje i mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało - uścisnął moją dłoń.
- Też mam taką nadzieję.
- Dzisiaj to na tyle! Zaczynasz od przyszłego tygodnia.
- Na którą muszę być? - zapytałem.
- Na 9 musisz być już w firmie.
- Ok.
- No to pozostaje mi tylko powiedzieć: Witaj w firmie! - uśmiechnął się - Teraz przepraszam, ale muszę już iść.
- Rozumiem. Do widzenia i jeszcze raz dziękuje.
- Nie ma za co - odpowiedział - Do widzenia.
*Peg*
Postanowiłam przejść się do pracy mego ojca. Musiałam z nim porozmawiać o matce. Coraz bardziej działała mi na nerwy. Ostatnio rzadko nawet spotykałam ją w domu. Zazwyczaj mijałyśmy się w wejściu. Musiałam coś z tym zrobić, a jedynym wyjściem był ojciec. On jedyny jakoś wpływał na nią, pomimo tego, że byli po rozwodzie.
Gdy weszłam do środka ogromnego budynku, przywitał mnie promienny uśmiech blondynki, która siedziała za biurkiem. Podeszłam do niej.
- Dzień Dobry - przywitałam się.
- Dzień Dobry! W czym mogę pomóc? - zapytała.
- Przyszłam porozmawiać z ojcem, czy mogłaby Pani go poprosić?
- Jeżeli będzie miał czas, to oczywiście. Jak masz na nazwisko?
- Carson... Peg Carson.
- Dobrze, zaraz zadzwonię. Usiądź i poczekaj chwilkę.
- Dobrze, dziękuje - powiedziałam i uśmiechnęłam się.
Usiadłam na czarnym fotelu i wzięłam do ręki gazetę, która leżała na stoliku obok. Bardzo szybko mi się znudziła, dlatego wyjęłam z kieszeni moich spodni komórkę. Mój wzrok na chwilę powędrował w stronę windy, słysząc dźwięk oznaczający otwieranie windy.
Oczy szerzej się otworzyły, gdy zobaczyłam, że z windy wychodzi Louis. Co on tu robi? I co mu się stało, że jest ubrany w garnitur? Czyżby szukał pracy? Różne myśli przelatywały mi przez głowę. Niestety nie potrafiłam tego wyjaśnić skąd się wziął. Szybko powróciłam wzrokiem w stronę swojej komórki. W duchu modliłam się, aby mnie nie zauważył, co było nie możliwe. Jednak miałam cicho nadzieję, że nie zwróci na mnie uwagi.
- Peg? - niestety! Moje prośby nie zostały wysłuchane.
- Louis? - zapytałam, tak samo zdziwiona jak on.
- Co ty tu robisz? - zapytaliśmy w tym samym czasie.
- Przyszłam do swojego ojca... A ty?
- Od dzisiaj jestem szefem tej firmy - zatkało mnie, nie wiedziałam co powiedzieć.
- Aha - na tyle było mnie stać.
- Pani Carson? - zapytała blondynka.
- Tak?
- Możesz pójść do swojego ojca, numer piętra 25 - powiedziała, obdarowywując mnie uśmiechem.
- Dziękuje bardzo - odwzajemniłam uśmiech, a ona tylko kiwnęła głową.
Z powrotem odwróciłam się w stronę Louis'a.
- Ja już muszę lecieć... ee.. Too.. cześć - powiedziałam i szybko ruszyłam w stronę windy.
- Zaczekaj - zawołał i złapał mnie za nadgarstek. Gwałtownie odwróciłam się i wyrwałam nadgarstek z jego ręki.
- Louis proszę cię zostaw mnie w spokoju!
- Proszę cię spotkajmy się, daj mi szansę wytłumaczyć się - błagał mnie, ale ja już nie miałam na to siły.
- Wytłumaczyć? Z czego? - zapytałam.
- Dobrze wiesz z czego, Peg - warknął.
- Proszę Louis, zostaw mnie - prosiłam - Ja już nie mam siły na to wszystko!
Pozwolił mi odejść. Jednak wiedziałam, że zrobi wszystko, aby znowu mnie spotkać.
*Louis*
Pozwoliłem jej odejść. Wejść do windy i dać jej spokój. Ale spokój dzisiejszego dnia. Jeszcze zobaczę ją, obiecuję. Dzisiaj miałem jeszcze inne sprawy na głowie. Musiałem pojechać do firmy REPAIR DOOR i załatwić sprawę. Wsiadłem do auta i wstukałem w nawigację ulicę, która widniała na kopercie. Ruszyłem trasą, jaka została mi wyznaczona. Od firmy mojego wuja, należącej teraz do mnie do firmy REPAIR DOOR było 10 minut drogi.
Gdy zatrzymałem się na parkingu, mój wzrok powędrował w stronę budynku. Nie był to duży budynek, raczej taki średni. Wysiadłem z auta i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je. Pomieszczenie w środku nie było dość przyjazne.
- Jest tu ktoś? - krzyknąłem i nagle jakiś mężczyzna wyłonił się.
- Dzień Do..
- Czego szukasz? - przerwał mi, a ja od razu wyczułem, że gość nie jest dobrym człowiekiem.
- Przyszłem w sprawie zapłaty za naprawę.
- Pan Tomlinson?
- Tak. Macie tu swoją kasę - rzuciłem na stolik stojący naprzeciwko mnie.
Facet podszedł do niego i przeliczył kasę.
- Czyżbyś zapomniał jak się umawialiśmy? - zapytał ostrym tonem.
- Pamiętam! - odpowiedziałem, przeszywając go przenikliwym spojrzeniem - Druga połowa będzie za jakiś czas.
- Słuchaj! Nie tak się umawialiśmy!
- Wiem, ale sprawy się skomplikowały.
- Dobra, zrobimy tak! - oparł się o stolik, spoglądając na mnie - Dam ci czas na uzbieranie kasy i za 3 tygodnie widzę kasę, jasne?
- Nie strasz mnie, bo się ciebie nie boję skurwielu! - odpowiedziałem zimnym tonem.
- Nie obchodzi mnie to czy się mnie boisz, czy nie! Jeżeli za 3 tygodnie nie pojawi się kasa, to zobaczymy co zrobisz gdy ktoś zrobi krzywdę komuś bliskiemu tobie - zaśmiał się złowieszczo, co mnie ostro wkurwiło!
Nie wytrzymałem i podszedłem do niego. Przywaliłem mu w mordę, a jemu już nie było do śmiechu.
Złapałem go za koszule i przyparłem do ściany.
- Nawet nie waż się dotknąć kogoś bliskiego. Jeżeli zrobisz to, zobaczysz, że pożałujesz! - splunąłem w jego stronę, po czym puściłem koszulę i wyszedłem z budynku.
czytasz=komentujesz
Subskrybuj:
Posty (Atom)