czwartek, 26 września 2013

Rozdział 4

Miłego czytania :*

* Peg *
Teraz to ja byłam wkurzona na niego. Zresztą oboje byliśmy wkurzeni. Rodzice mnie zabiją jeśli zobaczą w jakim stanie są drzwi. Gorzej będę miała z tym, jak wytłumaczyć się, że to Louis zrobił. Chociaż zacznę od tego, że oni go nie znają, tak samo jak ja. Nie wiem czego on ode mnie jeszcze chcę. Co ja mu zrobiłam ? Chciałabym go nigdy nie spotkać w swoim życiu. Ten gość na kilometr śmierdzi problemami. Od takich lepiej jest się trzymać z daleka. Ale on wolał inaczej. 
Waliłam go pięściami, chociaż sama nie wiedziałam czemu. On jednak stał nic nie poruszony. Stał jak skała. Nie bolało go to. Powoli traciłam już siły, a on objął mnie w swoje ramiona. Od razu się wyrwałam i stałam na równe nogi. 
- Nie powinieneś tego robić ! - krzyknęłam na niego, cały czas patrząc się na drzwi leżące na podłodze. 
- Mówiłem żebyś mi otworzyła, ale Ty nie posłuchałaś, więc miej pretensje do siebie, nie do mnie - powiedział spokojnym tonem.
Ale widziałam, że w środku zaraz eksploduje. Był mocno wkurzony. Nie! Bardziej pasuje mi tu wkurwiony. Miał zaciśnięte pięści. Wyglądał tak jakby zaraz miał w coś przywalić. Dlatego cofnęłam się parę kroków w tył od niego. Wolałam się nie narażać na jego cios. Spędziłam z nim jedynie około 10 minut, a już wiem, że jest człowiekiem nieobliczalnym. Chyba zauważył, że się go boje, bo chwycił mnie za nadgarstek.
- Peg przepraszam, nie chciałem - powiedział cicho, niemal niesłyszalnie.
- Jak to nie chciałeś ?! Wywaliłeś drzwi od mieszkania moich rodziców i Ty mnie przepraszasz ?! - wybuchnęłam złością, niech wie, że też jestem wkurzona.
- Mogę zapłacić za naprawę - przybliżył się do mnie, łapiąc teraz za obydwa nadgarstki.
- Nie! - krzyknęłam i wyrwałam swoje nadgarstki z jego rąk. - Nie chcę Twoich pieniędzy! Nie chce Twojej pomocy!
- Ale Peg...
- Nie! Lepiej już się zamknij i wyjdź stąd! - wskazałam na drzwi, a raczej na pusto przestrzeń. 
- Przepraszam - powiedział odwracając się do mnie, za nim jeszcze wyszedł. 
Nie odpowiedziałam, tylko odwróciłam do niego plecami.

* Louis *
Wyszedłem z jej domu, tak jak mnie prosiła. Zrobiłem też to, tylko dlatego, że byłem za bardzo wkurzony. Nie chciałem przez to zrobić jej jakieś krzywdy. Wiedziałem, że i tak wystarczająco się mnie boi. Nie chciałem jeszcze bardziej tego pogorszyć. 
Miałem poczucie winy, że przeze mnie może oberwać od rodziców. Więc zadzwoniłem do usług napraw. 
Odebrali połączenie bardzo szybko.
- Dzień Dobry. Repair door. W czym mogę pomóc? - odezwał się mężczyzna po drugiej stronie.
- Dzień Dobry. Chciałem złożyć zamówienie na ulicę New Street. Zostały wyłamane drzwi, chcę abyście zamówili nowe i przede wszystkim naprawili je - musiałem skłamać, bo gdybym powiedział prawdę wydałaby się dziwna.
- Dobrze, już zapisuje. Proszę podać nazwisko, na który ma być podany rachunek - mówił szybko swoją regułę.
- Tomlinson - szybko odpowiedziałem - Na kiedy byłaby gotowa naprawa ? - zapytałem.
- Najpóźniej za dwa dni.
Za długo! - pomyślałem, to musi być gotowe od zaraz, inaczej ona znienawidzi mnie.
- Nie dałoby się szybciej ?
- Proszę Pana, mamy dużo zamówień, nie da rady przyspieszyć - odpowiedział niemiłym tonem.
- Mogę zapłacić trzy razy tyle, jeśli naprawa będzie gotowa na dziś - w telefonie zapanowała cisza.
Pomyślałbym, że facet już się rozłączył, ale słyszałem jego oddech.
- Zgoda. Do Widzenia  - wiedziałem, że gdy to zaproponuje od razu się zgodzi.
- Do Widzenia.
Podszedłem do samochodu ostatni raz odwracając się w stronę domu Peg. Postanowiłem, że dzisiaj odpuszczę, ale jutro na 100% do niej pojadę.
Wsiadając do auta, przypomniałem sobie dlaczego w ogóle tu przyjechałem. Oparłem głowę o nagłówek siedzenia i wziąłem głęboki wdech. Wypuszczając powietrze poczułem się tak jakby negatywne emocje wypłynęły ze mnie.
Ruszyłem samochodem dalszą drogą. Podjechałem na podjazd. Wysiadając z auta, spojrzałem w lusterko samochodu. Musiałem jakoś zakryć to ranę po bijatyce. Muszę dobrze się zaprezentować, skoro firma wuja ma należeć do mnie od jutra. Udało mi się zakryć ranę, więc ruszyłem w stronę drzwi. Nie zdążyłem zapukać, a one same się otworzyły.
- Witam - podałem rękę, aby się przywitać.
- Witam. - uścisnął moją rękę. - Pan musi być siostrzeńcem Pana Tomlinsona ? - zapytał i wskazał ręką na hol, abym wszedł.
- Tak. Jestem Louis - uśmiechnąłem się i wszedłem do środka - Louis Tomlinson.
Mężczyzna machnął ręką, abym szedł za nim, tak też więc zrobiłem. Zaprowadził mnie do salonu, po czym wyszedł - zapewne do kuchni. Bo już po chwili szedł z powrotem z tacą, na której znajdowała się herbata z filiżankami. Usadowiłem się w dużym fotelu na przeciwko kominka. Mężczyzna zaś usiadł na kanapie.
Wnętrze było dość ładne. Wszystko było w najmniejszym porządku.
- Przyjechałem tu, aby porozmawiać o sprawach biznesowych, ale też również po to, by ustalić szczegóły głównej posady, która należała do mego wuja - zauważyłem, że zacząłem trochę mówić językiem biznesu.
- Domyśliłem się Panie Tomlinsonie. Nawet można powiedzieć, że czekałem na pana przyjazd - powiedział, biorąc filiżankę do dłoni.
- Tak więc domyślam się, że pan Panie Carter ma już wszystko przygotowane ? - zapytałem lekko zaciekawiony.
- Proszę mówić mi John - uśmiechnął się - Można tak powiedzieć.
- Dobrze John. Czego mniej więcej brakuje ? Może mógłbym w czymś pomóc ?
- Brakuje jeszcze kilka papierów, abyś mógł dobrze zarządzać firmo. Ale to możemy ominąć - wstał z kanapy i podszedł do komody z różnymi teczkami z firmy - Te papiery, których brakuje możesz podpisać później. Dla nas najważniejszy papier to ten, na którym będzie opierała się nasza współpraca i wierność biznesowa wobec siebie - brzmiało to trochę groźnie.
Nigdy nie byłem przyzwyczajony do prawdy wobec innego człowieka. Tym bardziej, że pierwszy raz mam styczność z biznesem. A wiem jacy ludzie są w tym zawodzie.
- Rozumiem. To są te papiery ? - wskazałem na teczkę leżąco na małym stoliku koło fotela, na którym siedziałem.
- Tak. Chcesz się z nimi zapoznać, czy od razu podpisujemy ? - uniósł brew.
- Chciałbym je pierw przejrzeć.
- Dobrze. Jeśli chcesz możesz wziąć to do domu, żebyś na spokojnie wszystko przeczytał.
- Dziękuje. Na jutro powinienem się z tym wszystkim uwinąć - powiedziałem grzejąc dłonie o filiżankę.
- Nie ma problemu. Możesz je przynieść kiedy chcesz, masz jeszcze czas. Oficjalnym szefem staniesz się dopiero za pięć dni - usiadł się przed biurkiem, szukając czegoś w szufladzie.
- Teraz nie mam za bardzo czasu, więc jeśli nie masz żadnych pytań, to by było na tyle.
- Rozumiem. Każda sekunda jest ważna w biznesie. Nie przeszkadzam i jeszcze raz dziękuje za pomoc w tych jak dla mnie obcych sprawach - wstałem i wziąłem teczkę leżąco na stoliku.
- Do zobaczenia wkrótce Panie Tomlinsonie - uścisnął moją dłoń pochylając się lekko.
- Do Widzenia Panie Carter - powtórzyłem ten sam gest.

Wow! Ile wejść ?! Nie mogę w to uwierzyć! A to wszystko dzięki Wam ! Dziękuje ! :* Pod ostatnim postem jest 13 komentarzy, to dało mi taką motywację, że dzisiejszy rozdział jest bardzo długi. Mam nadzieję, że Wam się podobał. :)
xoxo

niedziela, 22 września 2013

Rozdział 3

* Louis *
Była 5, więc miałem jeszcze sporo czasu do spotkania z Niall'em. Dlatego postanowiłem, że załatwię sprawy związane z biurem mego wuja w okolicy. Miałem to załatwić w piątek, ale mam dużo czasu, więc wole teraz pojechać i mieć to z głowy.
Ruszyłem do drzwi, zabierając przy okazji kurtkę oraz klucze do samochodu. Wychodząc na dwór odruchowo spojrzałem na podwórko sąsiadów, z którymi nie za bardzo się lubię. Zawsze przychodzą i dobijają się do drzwi, kiedy jest impreza i grożą, że jak nie ściszymy muzyki, to zawiadomią policję. Tylko z jakiegoś powodu zawsze nie zawiadamiają tej policji. Tak jakby się bali mnie, bo zawsze im odpyskuję. Niall mówi mi, że wtedy wyglądam na bardzo groźnego. Kiedyś jak był pijany wyznał, że wtedy staję się spięty i zaciskam pięści, tak jakbym miał za chwilę komuś przyłożyć. Nigdy nie zwracałem na to uwagi, ale ostatnio zdarza mi się to często. Próbuję nad tym panować, ale nie wychodzi.
Przechodząc przez bramkę, otworzyłem drzwi do samochodu, po czym szybko wsiadłem do środka. Spojrzałem w lusterko w samochodzie i dopiero teraz zorientowałem się, że mam ranę na szyi, po ostatniej bijatyce w klubie. Popatrzyłem ostatni raz w lusterko i odpaliłem silnik, dodając gazu. Ruszyłem nie zważając na to, czy zrobiłem ślad na jezdni. Jechałem wyznaczoną mi trasą w nawigacji. Nie znałem tamtej części dzielnicy. Byłem skupiony na drodze, dopóki nie pojawił się w mojej głowie obraz tamtej dziewczyny. Nie mogłem nic zrobić, aby wymazać ją z pamięci. Przez to straciłem panowanie nad samochodem przez parę sekund. Dostałem parę obelg od kierowców. Nie obchodziło mnie to. Cały czas jechałem przed siebie.
Dojechałem do dzielnicy, w której mieszkał ten mężczyzna. Jadąc drogą patrzyłem się na prawą stronę, wyostrzając wzrok na adresy. Moją uwagę przykuło jedno mieszkanie. Akurat wychodziła z niego dziewczyna. Od razu wiedziałem kto był to dziewczyną. Rozpoznałem po włosach i jej ubiorze. Musiała się nie przebierać od naszego spotkania. Szła w przeciwną stronę. Podjechałem do niej, otwierając szybę.
- Cześć, piękna - jechałem powoli, abym mógł z nią porozmawiać.
- Czee - przerwała w połowie zdziwiona moim widokiem - Co Ty tu robisz ? Skąd wiedziałeś, że tu mieszkam ?
- Też miło mi Cię widzieć... yyy.. - popatrzyłem na nią, ale ona uciekała wzrokiem - Jak masz na imię ?
- A co Cię to obchodzi ? - zapytała.
- Ja się przedstawiłem. Ty nie miałaś okazji, więc powtórzę pytanie. Jak masz na imię ?
- Po co Ci to do szczęścia ?
Teraz mnie ostro wkurzyła. Za ostro! Wyłączyłem silnik i wysiadłem z auta, mocno trzaskając drzwiami. Dziewczyna widocznie się przestraszyła, ponieważ szeroko otworzyła oczy, zdziwiona tym co robię. Miała odpowiedzieć, gdy było już za późno. Moje zdenerwowanie rosło z każda sekundą. Nie wytrzymałem.
- Słuchaj kurwa, powtórzę to ostatni raz i masz mi odpowiedzieć. Jak. Masz. Na. Imię. - złapałem ją za nadgarstki tak mocno, że aż knykcie mi pobielały. Byłem za mocno wkurzony i przez to mówiłem przez zaciśnięte zęby. Musiało ją to boleć, bo usłyszałem cichy jęk. Poluźniłem trochę uścisk.
- P-peg - powiedziała, a ja zobaczyłem w jej oczach strach.
Odsunąłem się od niej, puszczając nadgarstki. Zostały jedynie białe ślady. Dziewczyna była chyba w lekkim szoku, bo nie spodziewała się tego po mnie. Może myślała, że mogę być inny, milszy.
Odwróciłem się do niej plecami, licząc do 15, aby się uspokoić. Usłyszałem za sobą pękającą gałąź. Gdy się odwróciłem dziewczyna biegła w stronę swojego domu.
- Peg! - zawołałem, ale ona nawet się nie odwróciła - Peg, przepraszam! - krzyczałem tak mocno, jak tylko mogłem. Zacząłem za nią biec, ale ona zdąrzyła już wejść do domu.

* Peg *
Zaczęłam biec, byle być najdalej od niego. Nie wiem skąd dowiedział się, że tu mieszkam. Ale nie chciałam już go więcej widzieć. Słyszałam za sobą jego głos, nie przestawałam biec. Bałam się, że biegnie za mną, ale gdy odwróciłam głowę ... zobaczyłam, że nadal jest przy samochodzie. Musiał dopiero się odwrócić, bo miał minę, która mówiła 'co jest kurwa?'. Gdy dobiegłam do drzwi mojego domu nie zastanawiając się szybko weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi na klucz. Wbiegłam po schodach prosto do pokoju. Walnęłam plackiem na łóżko, uderzając się przy tym w głowę. Szybko złapałam się za tył głowy, czułam że będzie to duży guz.
Teraz ostrożnie kładąc głowę na poduszki, przymknęłam oczy. Zastanawiałam się, po co w ogóle tu przyjechał? Nie przychodziło mi nic do głowy.
- Peg, otwieraj drzwi! - usłyszałam z dołu Louisa, walącego pięścią w drzwi.
Przestraszyłam się lekko, co spowodowało ból z tyłu głowy. Zeszłam na dół najciszej jak się dało. Dyskretnie spojrzałam przez firankę. Nie zauważył. Był mocno wkurzony, widziałam to. Chyba nawet bardziej wkurzony niż był wcześniej. Odczułam lęk. Bałam się, że zrobi mi krzywdę gdy otworzę mu drzwi.
- Nie! - odkrzyknęłam, upewniając się czy zamki są domknięte.
- Peg, otwieraj te cholerne drzwi! - znowu mówił przez zaciśnięte zęby, co nie wróżyło najlepiej.
- Nie! I przestań walić w te drzwi, sąsiedzi mogą się patrzeć! - byłam pewna siebie, pierwszy raz od początku mojego całego życia.
- Dobra! Sama tego chciałaś, Peg! - krzyknął i walenie w drzwi zastąpiła cisza - nie na długo.
Po chwili Louis stał już w holu. Tak, w holu! Wywalił drzwi. Już po mnie!
- Louis coś Ty narobił ? Rodzice mnie zabiją - rzuciłam się na niego pięściami.

Ale wy mnie motywujecie! Dzięki Wam dzisiejszy post się pojawił. :) Dziękuje, dziękuje ! :* Jeśli chcecie przesyłajcie link do mojego opowiadania swoim znajomym, przyjaciołom itp., byłabym wam ogromnie wdzięczna ! xx

poniedziałek, 16 września 2013

Rozdział 2

* Peg *
Czekam za nią już 10 minut. Może zmieniła zdanie? Może bała się tego spotkania tak samo, jak ja? Nie wiedziałam, czy mam dalej czekać. Ale po następnych 5 minutach miałam już wychodzić. Gdy nagle w mojej prawej kieszeni jeansów zawibrował telefon. Wyciągnęłam pośpiesznie i otworzyłam wiadomość, była od Alice - mojej siostry.

Od: Alice
Do: Ja
Hej xx Przepraszam, ale dzisiaj się nie spotkamy. Musiałam zostać dłużej w szkole. Może umówimy się innego dnia ?
Jeszcze raz przepraszam Cię bardzo. :)
Alice xx

Siedziałam tak przy stoliku wpatrzona w wyświetlacz komórki. Zastanawiałam się co mam jej odpisać. Rozumiałam, że chodzi do szkoły i ma naukę, ale czy na prawdę musiała zostać dłużej? Czy tylko tak napisała, bo nie chciała się ze mną spotkać? Nie zwlekając dłużej odpisałam.

Od: Ja
Do: Alice
Cześć :) Nic się nie stało. Rozumiem. Ok, zdzwonimy się jeszcze. Ok ?
Peg xx

Wysłano. Jeszcze chwilę siedziałam przy stoliku, zastanawiając się co teraz mam robić. Podeszłam do blatu i zapłaciłam za moje zamówienie. Wychodząc z Starbucksa dostałam następną wiadomość.

Od: Alice
Do: Ja
Okey. Spróbuję do Ciebie na wieczór zadzwonić, więc miej komórkę przy sobie.
Alice xxx

Od: Ja
Do: Alice
Okey, Okey. Będę czekać. :)
Peg xx

Odpisałam i wysłałam, chowając komórkę do kieszeni. Stałam tak i patrząc się na rozjeżdżoną jezdnię, pomyślałam, że dawno nie byłam na spacerze. Spojrzałam, która godzina. Była już 4:35. W głowie ułożyłam sobie plan gdzie mogłabym się przejść. Włożyłam ręce do kieszeń płaszczu i ruszyłam w stronę torów wyścigów konnych. W dzieciństwie chodziłam tam co tydzień razem z rodzicami. Lubiłam przebywać w tamtym środowisku. Mogłam tam siedzieć godzinami. Doncaster Racecourse to najlepsze miejsce. Tam pierwszy raz nauczyłam się jeździć konno. Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Było chłodno. Tego dnia moje włosy były spięte w kucyk, więc nie rozwiewał ich wiatr, chociaż był niemal odczuwalny. Przyjechałam razem z tatą i poszliśmy do prowadzącego lekcje jazdy konnej. Łatwo się dostałam, ponieważ był to dobry kolega ojca. Przyjął mnie z wielką chęcią. Ben - tak miał na imię -  zaprowadził mnie do stajni, abym wybrała sobie konia, na którym chciałabym się uczyć jeździć. Było ich mnóstwo, ale mi przypadł ten jeden. Ten, który był najcichszy - pasował do mnie. Miał długą, białą grzywę, a w niektórych miejscach miał brązowe plamy. Podbiegłam do niego, a Ben otworzył mi drzwi. Nie wiem dlaczego, ale przytuliłam go, a on nawet się nie poruszył. Tak jakby wiedział, że nic mu nie zrobię. Kiedy skończyłam go przytulać, Ben założył mu siodło. Wdrapałam się na niego i powoli ruszyłam. Biegł truchtem. Odczułam, że nie chcę zrobić mi krzywdy. Już wtedy wiedziałam, że i on mnie polubił. Gdy chciałam od niego odchodzić, nie pozwalał mi za każdym razem. Dlatego Ben zawsze musiał go czymś zajmować, abym mogła odejść. Chociaż tego często nie chciałam tak jak mój koń.
Przerwałam moje rozmyślenia, kiedy zobaczyłam Bena. Wyglądał na trzydziestolatka przez ten jego zarost, ale tak na prawdę miał dwadzieścia pięć lat. Podeszłam do niego z uśmiechem na twarzy.
- Cześć Peg, miło Cię tu znowu widzieć - przywitał się i przytulił mnie.
- Hej Ben, Ciebie też miło widzieć - odpowiedziałam.
- Ile to lat minęło od naszego ostatniego wyścigu? - zapytał, a uśmiech momentalnie pojawił się na jego twarzy.
- Nie wiem... Ale chyba z dobre 5 lat temu - zastanowiłam się, przypominając sobie moje rozmyślenia.
- Duużo czasu - przeciągnął - Co Cię tu sprowadza ?
- Wyszłam szybciej z pracy i postanowiłam przejść się na spacer i przy okazji wpaść tutaj - odpowiedziałam i postanowiłam nie mówić mu o niewypalonym spotkaniu.
- Dobrze, skoro już tu jesteś, to może... - przerwał, ale po chwili kontynuował - Może miałabyś ochotę na mały wyścig?
- Teraz? - zapytałam zdziwiona.
W odpowiedzi dostałam tylko skinienie głową.
- Ale ja... ja już nie pamiętam, kiedy ostatni raz wsiadłam na konia... Minęło sporo czasu, nie wiem czy dam radę - powiedziałam i popatrzyłam się w stronę stajni, przyuważyłam, że nie ma tam jednej rzeczy. Bardzo ważnej rzeczy dla mnie.
- Gdzie jest Ronie? - zapytałam, chciałam znowu zobaczyć moją towarzyszkę, za którą się stęskniłam.
Nie odpowiedział, po jego minie stwierdziłam, że coś ukrywa. Miałam złe przeczucia...
- Halo, Ben ?! Gdzie jest Ronie ? - ponowiłam pytanie, lekko zdenerwowana. Czekałam chwilę na odpowiedź, ale w końcu ją dostałam.
- 2 lata po tym jak przestałaś tu przyjeżdżać ze swoim ojcem, ona... - przerwał, usiadł na kanapę i odetchnął głośno - Ona zachorowała. Zachorowała na influenzę, leczyliśmy ją, ale to nic nie dało. Miesiąc po leczeniu umarła - zapanowała grobowa cisza, a ja żałowałam, że zadałam te pytanie.
Usiadłam obok niego i wpatrzona w podłogę, nie wiedziałam co mam powiedzieć. Jedyne co teraz czułam to pustkę. Poczułam, jak Ben mocno mnie przytula.
- Przykro mi - wyszeptał mi do ucha. - Wiem, że była ona dla Ciebie ważna.
Mocniej się w niego wtuliłam. Czułam od niego zapach stajni, zapach przypominający mi o Ronie.
Nie odzywając się do siebie, wyszłam z budynku, po pożegnaniu się z Ben'em.
Nie chcąc już nigdzie spacerować, zamówiłam taksówkę. Po 10 minutach stała już przede mną. Wsiadłam i zapięłam pasy bezpieczeństwa. Całą drogę przejechałam patrząc się przez szybę na otaczający mnie świat. Taksówkarz musiał się chyba domyśleć, że nie chcę rozmawiać, bo sam się odzywał. W zamian za to pod głosił piosenkę lecąco w radiu, co spowodowało, że bardziej mnie dobiła. Zamyślona, nie zauważyłam, że byłam już przed swoim domem.
- Ile płacę? - zapytałam, wyciągając portfel z torebki.
- 10 funtów - odpowiedział, wyciągając rękę w moją stronę.
- Dziękuję - położyłam pieniądze na ręku faceta i wyszłam - Do widzenia - rzuciłam pośpiesznie i trzasnęłam drzwiami.

Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału, ale nie miałam czasu. Wiecie Rok Szkolny i te sprawy... Dziękuje za każde wejście, za każdy komentarz! :* Nie wiecie jaka to jest dla mnie motywacja. <3
Dziękuuuje xx