poniedziałek, 30 grudnia 2013

ZWIASTUN!



Hej :)
W końcu pojawił się zwiastun. Tylko wystąpił mały błąd, ponieważ w zwiastunie pokazana jest inna bohaterka niż ta, którą wybrałam. Więc wyobraźcie sobie, że zamiast tej aktorki, która tam jest - jest ta, która jest w zakładce 'Bohaterowie'. 

Zwiastun zrobiła koleżanka, do której możecie zgłaszać się, jeśli chcecie zwiastun do swojego FF. 

Życzę Wam wszystkim udanego Sylwestra i żeby rok 2014 był lepszy od poprzedniego. Wszystkim, którzy piszą FF czy opowiadanie życzę duuużo weny i jeszcze więcej pomysłów. :)
Lucy Black
xoxo

sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 10

Następnego dnia
*Louis*
Zaspany wstałem z łóżka i ruszyłem w stronę łazienki, aby wziąć prysznic. Stałem tak pod prysznicem patrząc się na popękane knykcie. Mogę powiedzieć, że może trochę przesadziłem z siłą jaką nawalałem tego gościa. Ale zasłużył sobie. Jednak ja martwiłem się o jeden szczegół. O Peg, była wystraszona...bała się mnie. Najgorszą rzeczą jest to, że chyba nigdy nie przestanie się mnie bać. Nigdy mnie nie polubi, ale ja będę się starał. Nie poddam się bez walki o nią. Musi być moja.
Owinąłem ręcznikiem dolne partie ciała i ruszyłem do kuchni. Zrobiłem sobie kawę i zjadłem coś na szybko. Przebrałem się w ciuchy i postanowiłem pojechać do sklepu. Bo wszystkie zapasy żywieniowe, jak i te alkoholowe się skończyły.
Wychodząc z domu zauważyłem, że moi sąsiedzi znowu coś majstrują przy bramce. Zignorowałem to, nie chciałem psuć sobie nastroju.
Ruszyłem samochodem do sklepu. Jechałem powoli, ponieważ nigdzie mi się nie spieszyło. Zaparkowałem pod sklepem. Wziąłem koszyk, wchodząc do sklepu. Chodziłem między regałami, gdy nagle spostrzegłem tego dupka. Josh'a. Na same spojrzenie na niego zagotowało się we mnie.
Musiałem przemówić mu do rozsądku. Taka okazja może się już nie zdarzyć. Ruszyłem w jego stronę. Podeszłem do niego od tyłu.
- Proszę, proszę...kogo my tu mamy? - powiedziałem, a na mój głos aż podskoczył.
- Czego chcesz? - zapytał.
- Pogadać z tobą, bo widzę, że muszę przemówić ci do rozsądku.
Położyłem koszyk z zakupami na podłogę. Odruchowo podgiąłem lekko rękawy od bluzy.
Podeszłem do niego i złapałem za koszulę, po czym przycisnąłem go do ściany.
- Słuchaj kurwa! Masz odpierdolić się od Peg, jasne? - mówiłem przez zaciśnięte zęby i coraz bardziej zaciskałem pięści na jego koszulce.
- A jeśli się nie odpierdolę? Co mi zrobisz? - warknął i odepchnął mnie od siebie.
Czułem, że zaraz nie wytrzymam. Coraz bardziej działał mi na nerwy. Moje knykcie, aż pobielały od ciągłego zaciskania.
- Jak uważasz? Peg od razu będzie wiedziała, że to twoja sprawka - przybliżył się do mnie, staliśmy twarzą w twarz - Jak myślisz? Kogo wybierze? Wiadomo, że będzie mnie broniła - wypowiadając ostatnie słowa uśmiechnął się złowieszczo.
Nie odzywałem się, myślałem nad jego słowami. Miał rację. Wtedy Peg jeszcze bardziej by mnie znienawidziła, jeszcze bardziej by się mnie bała. Nie chciałem tego.
- Pomyśl, jeśli pobiłbyś mnie, to na pewno do ciebie by się nie zbliżała... nie chciałaby mieć z tobą żadnego kontaktu.
Spojrzałem na niego gniewnie. Nie wytrzymałem. Złość wzięła nade mną górę. Rzuciłem się na niego, okładając pięściami jego twarz. Ludzie naokoło patrzyli się na nas, ale żaden nie zareagował.
Jego twarz była cała we krwi, dziwiło mnie to, że w ogóle się nie bronił. Wtedy do mnie to dotarło. On wszystko sobie zaplanował. Chciał żebym go pobił, dlatego mnie sprowokował. Chciał żeby Peg nie miała ze mną żadnego kontaktu. Szybko wstałem i ruszyłem do wyjścia.
- Nigdy nie będzie twoja - usłyszałem za sobą jego śmiech, po wypowiedzianych słowach.
Wkurzony wyszedłem ze sklepu i wsiadłem do samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi. Oparłem się o kierownicę i głęboko oddychałem, aby się uspokoić.
W tej chwili myślałem tylko o Peg. Nie mogła się o tym dowiedzieć.
Poczekałem aż ten dupek Josh wyjdzie ze sklepu. Wtedy zaatakuje! Wolę żeby nie było świadków.
Po około 10 minutach wyszedł. Spokojnie wyszłem ze samochodu i podążyłem za nim.
Złapałem go od tyłu za bluzę i popchnąłem, w wyniku czego upadł na ziemię. Szybko się podniósł.
Złapałem za bluzę i przycisnąłem do ściany.
- Jeżeli Peg się dowie o dzisiejszym incydencie to nie będzie Ci już tak zabawnie - powiedziałem przez zaciśnięte zęby - A twoja buźka już nie będzie taka ładna, mogę ci to obiecać. Rozumiemy się?
Jego oczy były przerażone. Teraz już nie był taki odważny.
Jedynie na co było go stać, to przytaknięcie głową. Uśmiechnąłem się pod nosem i puściłem go. Ruszyłem do samochodu.

*Peg*
Dzisiejszy dzień w bibliotece był nudny. Josh nie pojawił się dzisiaj w pracy. Może tym lepiej. Nie chciałam dzisiaj go widzieć. Nie po tym co wczoraj zaszło. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi, a on widocznie chcę czegoś więcej. Ale czy ja chcę? Nie. Jedyne czego bym teraz chciała to mieć święty spokój od
jakichkolwiek problemów.
Dzisiejszego dnia było bardzo mało ludzi, dlatego zadzwoniłam do szefa czy mogłabym wyjść szybciej z pracy. Zgodził się. Bardzo mu dziękowałam, bo naprawdę zanudziłabym się na śmierć. Dużo myślałam nad tym co się wydarzyło wczorajszego dnia. Zastanawiało mnie to dlaczego Louis tak gwałtownie reagował... Na dodatek ciągle czułam jego dotyk na swojej talii. Pomimo tego, że jest agresywny, ten dotyk był taki delikatny... Potrząsnęłam głową. Coraz bardziej przerażała mnie myśl, że bardzo często myślę o nim.
Gdy skończyłam pakować swoje rzeczy do torby wyszłam z biblioteki. Powoli robiło się ciemno. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę domu. Podskoczyłam, gdy nagle ktoś złapał mnie za ramię.
- Hej - powiedział Derek.
- Hej - odetchnęłam - Przestraszyłeś mnie...
- Przepraszam.. nie chciałem.
- Okey.. nic się nie stało... Zresztą co ty tu robisz? - zapytałam.
- Wyszedłem szybciej z pracy, postanowiłem przejść się i akurat zauważyłem ciebie - uśmiechnął się w moją stronę, a ja odwzajemniłam uśmiech. - A ty co robisz o tak późnej porze?
- Też wyszłam szybciej z pracy - odpowiedziałam. - Takto pracuje jeszcze dłużej, tylko zadzwoniłam do szefa czy bym mogła wyjść szybciej z pracy...no i jak widać zgodził się - ruszyłam dalej w stronę domu, gdy zorientowałam się, że cały czas staliśmy w miejscu.
- Na twoim miejscu bałbym się wracać do domu o tak późnej godzinie..
- Jak widać jestem odważna - zażartowałam.
- Nie wątpię w to - szturchnął mnie w talię. - A tak w ogóle może ci przeszkadzam?
- Nie, nie przeszkadzasz - uśmiechnęłam się - Powiem szczerze, że nawet cieszę się, że idziesz razem ze mną...
- To dobrze - złapał mnie za ramię i lekko przysunął do siebie.
Spojrzałam na jego rękę na swoim ramieniu i chyba musiał to zobaczyć, bo od razu zabrał ją. Uśmiechnęłam się pod nosem na jego lekkie zdenerwowanie. Odwrócił wzrok i podrapał się po karku.
Dalszy spacer do mojego domu przeszliśmy w ciszy.
- To tu.. - powiedziałam, gdy doszłam do bramki, ale przypomniałam sobie, że przecież wie gdzie mieszkam - Dziękuje, że zechciałeś mnie odprowadzić.
- Cała przyjemność po mojej stronie - schylił się i ucałował mój policzek, uśmiechnęłam się nie śmiało, co wywołało u niego cichy chichot. - Do zobaczenia.
- Cześć - pomachałam mu i szybko weszłam do środka.

No i mamy już 10 rozdział! Dziękuje Wam za wsparcie, bo dzięki Wam tak daleko zaszłam. Przepraszam też za to, że rozdział tak długo się nie pojawiał pomimo tego, że dawno wskoczyło 30 komentarzy, ale po prostu nie miałam weny. Jednak ważne jest to, że w końcu go napisałam... 
Co myślicie o nowym rozdziale? Proszę piszcie w komentarzach, bo chcę wiedzieć czy Wam się podobają rozdziały.. inaczej nie widzę sensu pisania tego FF..
40 komentarzy=nowy rozdział

niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 9

*Peg*
Stałam tam zszokowana, tym co zrobił Louis. Wiedziałam, że nie potrafi opanować swoich emocji, ale że aż do takiego stopnia? Teraz przesadził, ostro przesadził. Co mu w ogóle strzeliło do głowy? Josh po prostu stał w mojej obronie. Zebrałam emocje szalejące we mnie i ruszyłam w jego stronę. Bałam się jak diabli, ale zawsze warto spróbować. Warto przezwyciężyć swój strach. Wewnętrznie cała się trzęsłam, zewnętrznie byłam pewna siebie. Wiedziałam, że mi nie może nic zrobić, nawet by nie spróbował.
- Wynoś się stąd! - krzyknęłam.
- Peg, posłuchaj...
- Żadne posłuchaj! - krzyknęłam jeszcze głośniej - Masz się stąd wynieść! I to już!
- Peg, przepraszam, ale nie mogłem wytrzymać - powiedział, a jego oczy błagały o przebaczenie.
- Czego? - zapytałam - Czego nie mogłeś wytrzymać?
Nie odezwał się, był cicho. Nawet nie utrzymywał ze mną kontaktu wzrokowego.
- Tego, że stawał w mojej obronie? - znowu zapytałam.
Brak jakiejkolwiek odpowiedzi z jego strony. Przede mną nie stał już pewny siebie chłopak, tylko bezbronny i jakby zagubiony. Ale nie mogłam pozwolić, aby uszło mu to na sucho.
- Odpowiedz! - zażądałam.
- Tak, tego właśnie nie wytrzymałem! - warknął.
Przestraszyłam się lekko jego warknięcia. Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie wiedziałam, że był taki głupi.
No bo jaki normalny człowiek bije za coś takiego? Żaden!
- Wyjdź! - na tyle, aby było mnie stać. Nie miałam już siły na to wszystko.
- Peg...
- Wyjdź! - krzyknęłam i wskazałam na drzwi.
Nie odpowiedział, zrobił to o co go poprosiłam. Gdy wyszedł szybko podbiegłam do Josh'a. Jego twarz była cała zakrwawiona, tak samo jak ręce, które atakowały Louis'a.
- O boże.. - wymsknęło mi się, gdy tak patrzyłam na niego.
- Peg, nic mi nie jest - powiedział i uśmiechnął się słabo.
- Nie żartuj sobie, to nie jest śmieszne.
- Nawet nie próbuję.
- Dasz radę wstać? - zapytałam.
- Raczej nie..
- Dobra, pomogę ci - powiedziałam i podeszłam do niego. Wzięłam go pod pachę i podniosłam. Zajęczał gdy przesunęłam rękę. Posadziłam go na krzesło i chwyciłam moją komórkę.
- Zadzwonię po pogotowie - oznajmiłam, a on szybko wyrwał mi ją z rąk.
- Po co?
- Żeby obejrzeli rany..
- Sam mogę to zrobić - powiedział zimnym tonem.
- Owszem, ale lepiej żeby obejrzeli cię lekarze - wyciągnęłam rękę w jego stronę w celu odzyskania jej, ale on odsunął ją z zasięgu mojej ręki.
- Nie, nie zadzwonisz.
- Dlaczego?
- I co im powiesz? - zapytał i uniósł jedno brew. Pomyślałam przez chwilę i spojrzałam na niego. - No właśnie.
- Ale nie możesz tak wyjść na ulicę - wskazałam na jego twarz - Chodź.
- Gdzie?
- Na zaplecze - złapałam go za rękę i poprowadziłam w kierunku, który wspomniałam - Skoro nie chcesz, żeby lekarze cię obejrzeli, ja to zrobię.
- Oh.., no okey.. - westchnął.
Usiadł się i oparł głowę o szafkę. Wyjęłam apteczkę i postawiłam na ławkę. Przysunęłam krzesło do niego, po czym usiadłam. Wzięłam ręcznik i pomoczyłam go wodą. Przyciskałam lekko do ran na twarzy Josh'a. Krzywił się z bólu, co mnie bolało.
- Przepraszam - powiedziałam i spuściłam wzrok.
- To nie twoja wina, Peg.
- Moja, bo gdyby nie ja, nie miałbyś tych ran - zaczęłam bawić się ręcznikiem - Nie musiałeś stawać w mojej obronie, dałabym sobie radę.
- Nawet tak nie mów! To nie jest twoja wina, chciałem ci pomóc - złapał mnie za nadgarstki - Spójrz na mnie - zrobiłam to o co mnie prosił - Słyszałem jak do ciebie się odzywał. Miałem też już przyjemność z nim rozmawiać, więc wiem, że nie ma szacunku do ludzi. Zresztą sam się oto prosiłem - zaśmiał się, ale wiedziałam, że zrobił to tylko dlatego, aby nie było mi smutno.
- Dziękuje - powiedziałam i wróciłam do pozbywania się krwi z jego twarzy.
Gdy uporałam się z tym, na końcu wzięłam małe plastry i przykleiłam, do niektórych miejsc.
- Skończone - uśmiechnęłam się do niego.
- Odwaliłaś kawał dobrej roboty - powiedział spoglądając w lusterko - A ty chciałaś od razu dzwonić po pogotowie, obyło się.
- Przestań! - zarumieniłam się. Ustał i patrzył się na mnie, rozmyślając - Co? - zapytałam po chwili.
- Jesteś słodka, gdy się rumienisz - czułam, że zaraz spłonę - Zamknij oczy.
- Po co?
- Zamkniesz? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Kiwnęłam głową na potwierdzenie.
- Nie ruszaj się - powiedział i wtedy wyczułam, że jest blisko mnie. Czułam, że mój brzuch zaraz wywinie koziołka. Po chwili poczułam jego usta na moich. Szybko zareagowałam i odepchnęłam go od siebie, po czym spoliczkowałam go. Wybiegłam z zaplecza i ruszyłam w stronę drzwi. Co on sobie myślał?
- Peg, zaczekaj! - gwałtownie odwróciłam się w jego stronę.
- Po co? Żebyś znowu mnie pocałował? - warknęłam, byłam mocno wkurzona.
- Nie! Przepraszam, nie chciałem...
- Przestań! - przerwałam mu - To ma się już więcej nie powtórzyć, jasne? - kiwnął głową.
Wyszłam z budynku. Chciałam znaleźć się jak najszybciej w domu.

*Louis*
Teraz sam wiem, że przesadziłem! - pomyślałem. Wiedziałem, że Peg jest na mnie ostro wkurzona. Ale gdyby nie ten dupek Josh, może udałoby mi się z nią nawiązać tą nić porozumienia. Nie wiem co zrobię, żeby Peg mi wybaczyła, i czy w ogóle jest taka możliwość, że mi wybaczy.
Wsiadłem do samochodu i ruszyłem z piskiem opon. Jechałem w stronę domu. Musiałem w końcu wziąć się za te papiery. Chcę mieć to jak najszybciej z głowy. Chociaż nie wiem, czy uda mi się dzisiaj coś zrobić. Za dużo się działo. Nie będę mógł przestać o niej myśleć, zresztą jak każdego dnia. Na prawdę nie wiem co się ze mną dzieje.
Ustałem na podjeździe i wyszłem z samochodu. Wchodząc do domu, zauważyłem list w skrzynce. Podniosłem go i wszedłem do środka. Ruszyłem do kuchni, prosto do lodówki. Wyjąłem z niej butelkę piwa i usiadłem na kanapie w salonie. Położyłem list na stoliku, aby otworzyć piwo. Oparłem się o oparcie kanapy i przechyliłem butelkę. Poczułem ulgę. Poczułem jakby wszystkie problemy odpłynęły. Jednak wiedziałem, że to tylko pozory.
Mój umysł opanowała Peg, znowu. Bijatyka od nowa odtworzyła się w mojej głowie. Wkurzyłem się na samo wspomnienie, co spowodowało, że uderzyłem nogą w stolik. Ochłonąłem.
Nie mogę tego tak zostawić - pomyślałem.

No dobra, nie spodziewałam się, że w tak krótkim czasie zdążycie nabić te 30 komentarzy. xd Ale cieszę się, że mam takich czytelników i mam nadzieję, że będzie Was coraz więcej. Ogromnie Wam dziękuje, za tyle wejść, komentarzy i obserwatorów, których ciągle przybywa - i dobrze! :)  Nie wiecie jaką sprawiacie mi radość! :) To ogromnie motywuje do dalszego pisania. Dlatego jeszcze raz OGROMNE DZIĘKI! xx Jestem Wam na prawdę wdzięczna za to wszystko! < 333
30 komentarzy = nowy rozdział



wtorek, 10 grudnia 2013

Rozdział 8

*Louis*
Zatrzymałem się samochodem kilka przecznic dalej od biblioteki. Nie chciałem, żeby rozpoznała mojego samochodu. Z jednej strony nie wiedziałem, czy w ogóle zastanę Peg w bibliotece. Mogła zachorować, mogła nie przyjść do pracy. Ale miałem wielką nadzieję, że jednak będzie.
Otworzyłem drzwi od biblioteki i słyszałem brzęknięcie dzwonka wiszącego nad drzwiami. Skanowałem wnętrze budynku i dałem kilka kroków do przodu. W tle leciała cicha muzyczka. W bibliotece nie było nikogo. Podszedłem do blatu i miałem już zawołać kogoś, gdy nagle z zaplecza wyszedł chłopak.
- Dzień Dobry - przywitał się - Mogę w czymś pomóc? - zapytał chłopak.
- Tak - zignorowałem jego przywitanie, wolałem od razu przejść do sedna sprawy - Szukam dziewczyny. Wiem, że pracuje w bibliotece...
- Przykro mi, ale nie udzielam takich informacji, ze względu na wcześniejsze wydarzenia - przerwał mi.
- Chcę jedynie dowiedzieć się, czy pracuje tu taka dziewczyna - z trudem powstrzymywałem się od przywalenia mu w mordę.
- Czy nie wyraziłem się jasno? Nie podajemy takich informacji - mówił spokojnie, ale ja już taki nie byłem.
- Słuchaj! - wziąłem go za koszulkę i pociągnąłem w moją stronę - Jeżeli w tej chwili nie odpowiesz na moje pytanie, to nie będziesz miał już tak ładnej buźki. Zrozumiano? - kiwnął głową, a ja puściłem jego koszulkę.
- Pracuję tu dziewczyna o imieniu Peg? - zapytałem już spokojniej.
- Tak - odpowiedział, a jego głos drżał.
- Jest dzisiaj w pracy?
- Tak, właśnie poszła po kawę, powinna za chwilę przyjść.
- Poczekam na nią - powiedziałem i skierowałem się w stronę regału z książkami.
Chłopak siedział cicho, jak mysz pod miotłą. Chyba się mnie bał. Może trochę przesadziłem, ale nic na to nie poradzę, że szybko wpadam w złość. To jest po prostu w mojej naturze. Nic z tym nie da rady się zrobić. Nikt nie spowoduje, że nagle będę dobry. Nikt.
Usiadłem przy regale zaczytując się w jakiejś książce. Była dość ciekawa. Sam się dziwiłem, że w ogóle wziąłem książkę do ręki. Nigdy nie lubiłem czytać.
Nagle moje czytanie przerwał dzwoneczek zawieszony nad drzwiami. Wychyliłem się i zobaczyłem, że Peg już przyszła.
- Hej Josh - uśmiechnęła się do niego, podchodząc do blatu - Przepraszam, że tak długo, ale była straszna kolejka.
- Nic się nie stało - odpowiedział, odbierając od niej kubek kawy - Masz gościa - wskazał na mnie.
Peg się odwróciła w moją stronę i wyglądała jakby zobaczyła ducha. Kubek kawy, wyleciał z jej małych rąk. Jej usta otworzyły się w zdziwieniu. Wiedziałem, że nie była zadowolona z mojego widoku. Ale potrzebowałem ją zobaczyć, choć przez chwilę.
- Co ty tu robisz? - zapytała, kucając, aby podnieść kubek.
- Chciałem cię zobaczyć...porozmawiać - odpowiedziałem, również przychylając się.
Nasze ręce się dotknęły, a oczy złapały kontakt. Jednak Peg szybko zabrała swoją rękę z mojej.
- A nie pomyślałeś o tym, czy ja chcę cię zobaczyć? - wstała, a ja zrobiłem to samo, oddając jej kubek.
Odebrała go ode mnie, po czym wyrzuciła do kosza. Zobaczyłem, że chłopak nadal stoi za blatem.
Podszedłem do niego.
- Mógłbyś wyjść? Chcę porozmawiać z nią w cztery oczy - chłopak tylko kiwnął głową i szybko wyszedł na zaplecze.
Na moment zapadła cisza. Peg "niby" czegoś szukała w swojej torbie, a ja stałem. Stałem i myślałem co odpowiedzieć. Gdy już miałem się odezwać, nagle Peg wstała i odezwała się.
- Co mu zrobiłeś? - zapytała.
- Komu? - podniosłem brew, nie wiedząc o co jej chodzi.
- Josh'owi. Co mu zrobiłeś? - ponowiła pytanie.
- Nic.
- Musiałeś mu coś zrobić! On nigdy się tak nie zachowuje - podniosła głos.
- Nie mów do mnie takim tonem - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
- Bo co mi zrobisz?
- Nie chciałabyś wiedzieć - odpowiedziałem, a jej pewność z twarzy zniknęła.
Cofnęła się kawałek, odczułem to samo co wtedy gdy byliśmy w jej domu. Bała się mnie. Teraz też się mnie boi.
- Nie bój się mnie, proszę - patrzyłem jej prosto w oczy, ale widziałem w nich jedynie strach - Nie przyszedłem tutaj po to, abyś się mnie bała.
- Więc po co?
- Chciałem z tobą porozmawiać, zapytać się, czy sprawa z drzwiami została załatwiona - przysunąłem się do niej o parę kroków.
- Tak, wszystko już jest załatwione - powiedziała i zaczęła bawić się palcami - Ale mówiłam ci, że nie chcę twojej pomocy.
- Ja chciałem pomóc, w końcu to przeze mnie miałabyś kłopoty - gdy byłem wystarczająco blisko niej i chciałem ją przytulić, ona odsunęła się.
- Sama też bym dała radę.
- Nie wątpię w to, ale wolałem pomóc.
I znowu. Znowu zapadła cisza. Nie wiedziałem co mam w tej chwili zrobić. Jedyne co teraz chciałem to to, aby ją przytulić. Zabrać do siebie. Stała do mnie tyłem. Wzrokiem przejechałem wzdłuż jej ciała. Miała piękną figurę. Z łatwością mogłaby znaleźć chłopaka.
Emocje wzięły nade mną górę. Ruszyłem w jej stronę. Odwróciła się i patrzyła na mnie wystraszonym wzrokiem. Nie wiedziała co się dzieje. Złapałem ją za talię i z łatwością uniosłem, po czym posadziłem na blat. Rozszerzyłem jej nogi i stanąłem pomiędzy nimi.
- Louis, co ty robisz? - zapytała zszokowana.
- Mam ochotę na ciebie - odpowiedziałem, uśmiechając się.
Jej oczy się rozszerzyły, jakby za chwilę miały wylecieć z orbit.
- Louis przestań! - krzyknęła - Ktoś może w każdej chwili wejść i zobaczyć.
- To niech zobaczą - nadal trzymałem ją za talię, stojąc między jej nogami.
- Nie! Louis, odsuń się! - złapała moje ręce i odsunęła je.
- A jeżeli się nie odsunę? Co mi zrobisz? - zapytałem.
- To moja ręka może spotkać się z twoim policzkiem.
- Ostro pogrywasz - mruknąłem jej do ucha, powodując gęsia skórkę na jej szyi.
- Odsuń się - krzyknęła ponownie - Proszę.
Nie miałem takiego zamiaru. Chciałem się jeszcze z nią trochę podroczyć.

*Peg*
Krzyknęłam znowu, aby mnie puścił, ale tego nie zrobił. Wyrywałam się na wszystkie strony, dopóki nie przysunął się do mnie jeszcze bliżej. Czułam go przy swojej szyi i znieruchomiałam. Mruknął mi do ucha i od razu na mojej szyi pojawiła się gęsia skórka.
Josh słysząc moje krzyki wybiegł z zaplecza. Musiał się w końcu domyśleć, że coś jest nie tak między moją rozmową z Louis'em.
- Co się dzieje? - zapytał Josh, wybiegając z zaplecza.
- Nic - odpowiedział Louis - Możesz iść tam skąd przyszedłeś.
- Nie pytałem się Ciebie - odpyskował Josh.
Jednak Louis nim się nie przejmował. Przestał zwracać na niego uwagę i znowu odwrócił się do mnie. Kontynuując rozmowę, którą ja chciałam już skończyć.
- Porozmawiajmy... - znowu spojrzał się na Josh'a - Ale nie tutaj.
- Nie chcę z Tobą rozmawiać - powiedziałam i odepchnęłam go ode mnie, po czym szybko zeskoczyłam z blatu. Odwróciłam się z zamiarem udania się na zaplecze.
- Zaczekaj - złapał mnie za rękę i odwrócił do siebie.
- Puść mnie! - krzyknęłam.
- Nie! - w tej chwili zobaczyłam, jak jego oczy zmieniają kolor. Zamiast jasnego błękitu było czarne morze.
Zaczęłam się go jeszcze bardziej bać.
- Puść ją! - odezwał się Josh, nie w odpowiednim momencie.
- Nie odzywaj się skurwielu! - Louis krzyknął i puścił mój nadgarstek.
- Nie słyszałeś? Ona nie chcę z tobą rozmawiać, nie chcę nigdzie z tobą iść - byłam pełna podziwu odwagi Josh'a, że stawiał się Louis'owi. Ale wiedziałam, że źle zrobił, Louis za mocno był wkurzony.
- Czy kazał ci się ktoś odzywać szmato? - przybliżył się do Josh'a.
- Kurwa sam jesteś szmato i skurwielem, bo nie rozumiesz prostych słów takich jak 'nie chcę z tobą rozmawiać' - Josh również się przybliżył, byłam zdenerwowana, oni byli zbyt blisko siebie.
- Uspokójcie się! - wtrąciłam się w ich konwersację i weszłam między nimi.
- Radziłbym ci się odsunąć! - powiedział Louis, nie zwracając w ogóle na mnie uwagi. Był cały czas wpatrzony w Josh'a.
- Nie! - teraz Louis nie wytrzymał i mnie odepchnął.
- Myślisz, że jesteś taki odważny? - prowokował Louis.
- A ty co kurwa? Myślisz, że Peg będzie robiła wszystko co będziesz chciał? - myślałam, że on chociaż jest mądrzejszy, ale myliłam się.
- Nie myślę tak chuju pierdolony! - warknął Louis i naskoczył na Josh'a.
Akcja tak szybko się rozegrała, że nie zauważyłam jak obydwoje okładają się mocnymi ciosami. Louis miał przewagę, leżąc na Josh'u. Parę razy się obrócili się na podłodze, co powodowało, ze raz Louis, a raz Josh miał przewagę. Ale wygrana bardziej przesuwała się na stronę Louis'a. Nie mogłam już dłużej na to patrzeć, więc ruszyłam w ich stronę. Skoczyła Louis'owi na plecy, oplatając go rękami.
- Peg złaź ze mnie! - warknął był ostro wkurzony, ale nie mogłam się poddać.
- Nie! - jednak Louis szybko się ze mną uporał, ale chociaż te parę sekund pozwoliło Josh'owi złapać równowagi.
Louis odwrócił się w jego stronę. Nie widziałam twarzy Josh'a, ponieważ Louis zasłaniał mi ją swoim ciałem. Nie cackając się, ponownie przywalił Josh'owi w twarz. Wtedy dopiero zobaczyłam, że jest cała we krwi. Zasłoniłam usta rękoma. Byłam w szoku.

Uhuhu... Jaki dłuuugi rozdział! Ciągle widziałam komentarze typu: "Świetny rozdział.. Ale dlaczego piszesz takie krótkie rozdziały?" itp. Dlatego, proszę bardzo. Dłuugi rozdział i akcja się trochę rozwinęła! :)
Jak wam się podoba rozwinięcie akcji? 
30 komentarzy = nowy rozdział

środa, 4 grudnia 2013

Rozdział 7

*Peg*
Idąc przez park patrzyłam się na zakochane pary. Były na prawdę urocze i zazdrościłam im tego, że znaleźli swoją drugą połówkę. Nie przejmując się tym, szłam dalej. Pogrążyłam się w myślach. Nagle stając na środku, nie wiedziałam gdzie w ogóle zmierzam. Dlatego usiadłam na ławkę. Nadal pogrążona w własnych myślach. Nagle ktoś od tyłu podszedł do mnie.
- Zgadnij kto to? - zapytał męski głos, zasłaniając mi przy tym oczy.
- Josh? - odpowiedziałam pytaniem.
- Pudło - powiedział - Louis.
- Co Ty tu robisz? Śledzisz mnie? - ponownie zapytałam.
- Nie śledzę cię kochanie - powiedział i na jego twarzy pojawił się głupkowaty uśmieszek - Po prostu przechodziłem tędy.
- I Ty myślisz, że ja ci w to uwierzę? - podniosłam jedno brew.
- Nie musisz, bo przecież ty zawsze wiesz swoje.
- Nie, po prostu nie ufam tobie - powiedziałam.
- To zaufaj - poprosił.
- Nie mogę - opuściłam głowę, bawiąc się palcami.
- Chociaż spróbuj - przysunął się do mnie na tyle blisko, że czułam jak dotykają się nasze biodra - Ten jeden raz spróbuj.
- Powiedziałam ci już, że nie mogę... Nie potrafię...
- Nie możesz, czy nie chcesz? - dotknął mojego bodpródka i pociągnął do góry, abym na niego spojrzała.
Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie wiedziałam co w tej chwili do niego czuję. Nic nie wiedziałam! Potrzebowałam czasu na to wszystko. Potrzebowałam spokoju, aby to wszystko przemyśleć.
- Odpowiedz - warknął.
- Nie mogę... - powiedziałam, a on się odsunął - Nie mogę ci tego powiedzieć w tej chwili...
W głębi serca chciałam mu zaufać, ale nie potrafiłam. Bałam się. Bałam się, że mnie skrzywdzi..
- Potrzebuję czasu.
- Czasu na co? - zapytał zdziwiony.
- Na przemyślenie tego wszystkiego... Czasu na to, abym mogła ci zaufać - przysunęłam się do niego i dotknęłam jego klatki piersiowej.
- Dobrze, dam ci go - powiedział, patrząc mi prosto w oczy - Ale obiecaj mi, że chociaż spróbujesz.
- Obiecuję - powiedziałam, a on mnie przytulił.

- Peg, wstawaj! - usłyszałam głos mojej matki, który wyrwał mnie z mojego dziwnego snu - Spóźnisz się do pracy!
- Już wstaję! - odpowiedziałam i zwlekłam się z łóżka.
Byłam trochę zszokowana. Ten sen był bardzo dziwny. Naprawdę! Czasami boję się mojej wyobraźni. Nigdy bym nie potrafiła, a nawet nie chciała mu zaufać. W ogóle zacznijmy od tego, że nigdy nie chciałabym być jego dziewczyną. Nie wiem dlaczego tak go nie lubię. Przecież nic mi nie zrobił, nie zaszedł za skórę. To coś... To coś od środka mnie odpycha od niego. Może i lepiej, nie chcę teraz żadnej miłość lub coś w tym stylu.
Poszłam do łazienki, aby wziąć prysznic. Dzięki niemu, codziennie rano jakoś funkcjonowałam. Gdy wyszłam z łazienki, od razu skierowałam się w stronę kuchni. Kiedy zeszłam na dół, mojej matki nie było tam. Pewnie już wyszła, aby napić się z tymi swoimi koleżaneczkami. Czasami mnie to denerwowało. Zazdrościłam innym dziewczynom matek, które robiły im śniadania i przede wszystkim troszczyły się o nie... A nie to co u mnie. Matki ciągle nie ma, zawsze gdzieś pójdzie i wraca do domu o nie wiadomo której godzinie..
- Nie będę psuła sobie dnia przez taką matkę - pomyślałam.
Szybko zjadłam śniadanie i pobiegłam do pokoju, aby przebrać się w jakieś ciuchy.
Otworzyłam szafę i przegrzebałam ją całą. Po czym doszłam do wniosku, że nie mam w co się ubrać.
Przydałoby się pójść na jakieś zakupy, ale szkoda, że u mnie krucho z kasą. Dobrze, że w tym tygodniu dostaję wypłatę. Chociaż dużo jej nie ma i zapewne starczy, aby na jedno bluzkę. Ale dobre chociaż tyle, niż nic.
Po długim namyślę postanowiłam, że ubiorę T-shirt z biało czarnymi paskami i do tego czarne jeansy.
Wyszłam z domu i zamknęłam drzwi, po czym ruszyłam w stronę biblioteki.

*Louis*
Spojrzałem na zegarek. 7:45. Jak ten czas szybko leci, ostatni raz jak spojrzałem na zegarek była dopiero 21. Wtedy siedziałem z Niall'em i rozmawiałem. Właśnie rozmawiałem o dziewczynie...o Peg. Ciągle miałem ją przed oczami, próbowałem jakoś o niej zapomnieć, ale nie mogę. Kurwa nie mogę. Nie wiem dlaczego. Nigdy tak nie miałem. Zawsze gdy sprowadzałem dziewczynę do domu, to tylko na jedną noc. Zazwyczaj bywało tak, że jak się obudziłem, jej już nie było. Nie pamiętam żadnej z nich. A Peg? Z Peg nawet nie poszedłem do łóżka, nie przyprowadziłem do domu. Nic. A najbardziej ze wszystkich dziewczyn utkwiła mi w pamięci. Nie wiem co się ze mną dzieje. Dlatego postanowiłem się trochę oderwać i pojechać na siłownię z Niall'em.
Wyszedłem z salonu, przy okazji biorąc ze sobą kurtkę ze skóry i klucze do samochodu. Miałem jechać po niego do pracy, a stamtąd prosto na siłownię.
Wsiadłem do samochodu i odpaliłem go. Ruszyłem powoli, ale po chwili przyspieszyłem. Chciałem się tam znaleźć, jak najszybciej! Niestety moje przyspieszenie długo nie trwało, ponieważ zauważyłem, że psy stoją zaraz na poboczu. Nie chciałem mieć z nimi w tej chwili do czynienia... Dlatego zwolniłem.
Skręcałem, gdy w tym samym momencie zadzwonił mi telefon. Odebrałem.
- Cześć Louis - przywitał się Niall - Mam dla ciebie złą wiadomość.
- Cześć - odpowiedziałem na przywitanie, po czym dodałem - Jaką złą wiadomość?
- Niestety dzisiaj nie będę mógł z tobą pójść na siłownie.
- Oh... Ok, rozumiem.
- Stary naprawdę przepraszam cię, ale wypadło mi coś ważnego - kontynuował rozmowę.
- Nic się nie stało Niall, nie przepraszaj - uśmiechnąłem się sam do siebie - Każdemu coś wypadnie. Może innym razem? - zapytałem.
- Jasne - odpowiedział szybko - Teraz przepraszam, ale muszę już kończyć. Cześć - rozłączył się za nim zdążyłem odpowiedzieć.
Po zakończonej rozmowie zawróciłem. I od razu pomyślałem, że zobaczę co słychać u Peg. Zapytam się jej czy drzwi zostały już naprawione. Wiem, że nie będzie zadowolona z mojego widoku w bibliotece. Niestety nic nie poradzę, że potrzebuję ją zobaczyć.

No i mamy 7 rozdział! Wiem... Możecie być na mnie źli, bo 25 komentarzy już dawno się nabiło, a ja nowego rozdziału nie dodawałam, tak jak obiecałam. Naprawdę za to Was PRZEPRASZAM !!! xx Ale najzwyczajniej w świecie nie miałam czasu, a nawet weny. Ale najważniejsze jest to, że nowy rozdział w końcu się pojawił. Mam nadzieję, że się Wam spodobał. :) 
Piszcie w komentarzach co sądzicie o nowym rozdziale. 
Jak myślicie jak Peg zareaguje na widok Louis'a w bibliotece? Co powie? :)
Piszecie, że przesadziłam z tymi 35 komentarzami. Więc zmieniam.
25 komentarzy = nowy rozdział



niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 6

*Peg*
Siedziałam w swoim pokoju z dobrą godzinę, czekając aż Derek skończy swoją robotę. Ta godzina minęła mi na tym, jak zwrócę Louis'owi pieniądze za naprawę drzwi. Nie mogłam tego tak zostawić. Chociaż lepiej byłoby gdybym w ogóle go nie spotkała. Wtedy to wszystko by się nie wydarzyło. Ale niestety tak widocznie musiało być. Nic na to nie poradzę.
- Peg.. - usłyszałam głos wołający moje imię.
- Tak?
- Mogłabyś tu zejść? - zapytał Derek, a ja z radością zeszłam na dół.
W końcu nie musiałam siedzieć i czekać, aż skończy naprawiać drzwi.
- W czym mogę Ci pomóc? - zapytałam z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Skończyłem już - powiedział, patrząc się na drzwi.
- Odwaliłeś kawał dobrej roboty. Naprawdę! - patrzył na mnie i widziałam, że jest zadowolony.
- Dzięki - uśmiechnął się lekko, ale jego uśmiech zaraz zniknął - Więc przyszedł czas, aby się zbierać.
- A może zostaniesz jeszcze trochę? - wypaliłam.
- Dziękuje, ale nie skorzystam z oferty, pewnie i tak już zawracam Ci głowę moją obecnością - powiedział, a ja odczułam wewnetrzną potrzebę, aby został.
- Nie mów tak! - odruchowo złapałam jego ramię - Nie zawracasz mi głowy i tak nie mam nic lepszego do roboty.
- Oh.. no dobrze.. Jeśli nie jest to dla Ciebie żaden problem, to zgoda - zauważyłam, jak jego twarz rozpromieniła się.
- Super! - klasnęłam w ręce - Więc zapraszam do kuchni.
- Poczekaj chwilę - złapał mnie za rękę, powstrzymując mnie od następnego kroku w stronę kuchni - Muszę się przebrać. W furgonetce mam ciuchy na zmianę, więc pójdę się przebrać.
- Okey.
- Za 5 minut będę - oznajmił mi jeszcze za nim zdążyłam wejść w głąb kuchni.
Wstawiłam wodę. Czekając aż się zagotuje, przygotowałam kubki. Wsypałam do każdego po dwie czubate łyżeczki kawy. To było to! Musiałam dostarczyć mojemu organizmowi trochę kofeiny. Jednego dnia potrafiłam wypić 3 kubki kawy. To dostarczało mi energii, której ostatnimi czasy mi brakuje.
Usiadłam na krzesło znajdujące się koło wystającego blatu.
Zagotowaną wodę wlałam do kubków. Mhm.. Ten zapach.. Uwielbiam go!
Usłyszałam jak Derek wchodzi do domu.
- Tutaj - krzyknęłam, a on od razu znalazł się w kuchni - Z mlekiem? - zapytałam, podnosząc karton mleka.
- Nie dziękuje - odpowiedział, odbierając ode mnie swój kubek.
- Chodź do salonu, będzie lepiej.
Skierowałam się do pokoju z dużymi fotelami i małym stolikem na środku. Derek podążając za mną, rozglądał się po całym wnętrzu domu. Odczułam, że wystrój całkiem mu się podoba.
Usiadłam na fotelu, zakładając jedną nogę pod pośladek.
- Więc.. czym się zajmujesz? - rozpoczął rozmowę, odstawiając kubek na mały stolik.
- Pracuję w bibliotece - czułam jak mój organizm reagował na dostarczeniu kofeiny - A Ty od kiedy zajmujesz się usługami napraw ?
- Od ponad roku, ale ostatnio myślałem  nad odejściem z tej roboty - zamyślił się przez chwilę, ale zaraz kontynuował - Jednak nie pozwolą mi..
- Dlaczego? - zapytałam zaciekawiona.
- Długa historia.
- Mamy czas - oznajmiłam.
- Przepraszam Cię, ale nie chcę o tym gadać - spojrzał na mnie, dając mi sygnał, abym przestała naciskać.
Jak prosił, tak zrobiłam. Nie chciałam być upierdliwa, chociaż bardzo ciekawiła mnie ta historia.
Można powiedzieć, że od razu wyczułam, że coś jest nie tak. I dowiem się tego w najbliższym czasie!
- Dobra na mnie już czas - wstał, biorąc do ręki kubek ze stolika i wypijając do końca swoją kawę. Wszedł do kuchni i odstawił obydwa nasze kubki do zlewu - Miło było spędzić z Tobą ten czas - uśmiechnął się.
- Oh.., zgadzam się z Tobą, Derek - zarumieniłam się i szybko odwróciłam głowę.
- Ładny rumieniec - odwrócił moją głowę w jego stronę, a ja czułam, że zaraz spłonę żywcem.
- Chyba czas już na Ciebie - powiedziałam i cofnęłam się parę kroków do tyłu.
- Oh, tak.. - niezręcznie się poczuł.
Skierował się do drzwi, zabierając po drodze kluczyki od furgonetki. Zatrzymał się w przedcholu i spojrzał na mnie.
- No to... cześć Peg.
- Cześć.

Okey, napisałam dla was nowy rozdział. Ale związku z tym, że w poście pt. WAŻNA INFORMACJA było 22 komentarze, a pod 5 rozdziałem, aby 5 komentarzy mam do was prośbę. Jeśli chcecie, aby pojawił się rozdział 7 pod tym postem musi być 25 komentarzy. 
Z góry dziękuje :)
Lucy Black
xoxo


piątek, 1 listopada 2013

Rozdział 5

*Louis*
Siedziałem na kanapie wpatrzony w telewizor. Rozmyślałem nad dzisiejszym dniem. Dużo się wydarzyło. Nie mogłem uwierzyć, że już nie długo zostanę szefem firmy mojego wuja. Ta posada jakoś nie pasowała do mnie. Nie nadawałem się do tej branży, ale musiałem przejąć firmę. Była na mnie przepisana, wuj powierzył ją w moje ręce. Widocznie ufał mi, albo... albo myślał, że znam się na tym całym gównie. Niestety tak nie było.
Usłyszałem za sobą zamykające się drzwi. Odwróciłem głowę i zobaczyłem Nialla. Spojrzałem na niego zdziwiony jego widokiem w moim domu. Dopiero po kilku minutach zjarzyłem się, że powiedziałem mu, aby do mnie przyszedł.
- Siema, stary - podaliśmy sobie ręce i tak jak faceci przywitaliśmy się.
- No cześć Louis.
- Napijesz się czegoś ? - zapytałem, po czym wszedłem do małego pomieszczenia, zwanego kuchnią.
Jak na razie nie było mnie stać na większe mieszkanie. Do tej pory wystarczyło mi tylko mały salon i kuchnia. Jednak teraz to wszystko się zmieni, już nawet upatrzyłem dom, jaki mam zamiar kupić.
- Jasne, jakbyś mógł to podaj mi butelkę zimnej wody - popatrzyłem na niego zdziwiony, że chcę wodę.
- Stary stało się coś ? - uniosłem brew.
- Nie, dlaczego miałoby się coś stać ? - zapytał, teraz on był zdziwiony.
- Chcesz wodę ! - przerwałem, myśląc - Ty nigdy nie chcesz, a raczej nie pijesz u mnie wody ! Zazwyczaj chcesz coś mocniejszego.
- No wiesz ludzie się zmieniają - zaśmiałem się z jego słów.
To nie był ten sam Niall, którego znałem, coś musiało być na rzeczy.
- Nie żartuj i bierz te piwo - wyjąłem butelkę z lodówki i podałem blondynowi.
Teraz bez żadnego zawahania wziął butelkę i skierował się do salonu. Usiedliśmy na kanapie i w tym samym czasie otworzyliśmy kapsle od butelek.
- Twoje zdrowie ! - uniosłem butelkę, po czym przechyliłem ją w stronę swoich ust.
Poczułem jak zimny płyn przepływa przez moje gardło. Odczułem ulgę, już nie pamiętam kiedy ostatnio piłem piwo. Za dużo się działo. Za dużo spraw do załatwienia, a za mało czasu.
- Więc po co mnie tu ściągnąłeś ? - zaczął Niall.
- Mam do Ciebie bardzo ważną sprawę - powiedziałem, przechylając butelkę i rozkoszując się następnym łykiem zimnego piwa.
- Niech zgadnę! Chodzi o dziewczynę ? - uniósł brew i lekko się uśmiechnął.
- Tak, chodzi o dziewczynę.
- No to słucham co mam zrobić ? - zapytał.
Tyle razy już go oto prosiłem, że jeżeli miałem do niego sprawę, wiedział już, że chodzi o dziewczynę.
- Masz dowiedzieć się gdzie ona pracuje lub pracowała, gdzie studiuje itp. Zresztą nie muszę Ci mówić, bo zawsze proszę Cię oto samo.
- Owszem, ale czasami masz inne pytania - powiedział.
- Czasem...Ma na imię Peg...

* Peg *
Po kłótni z Panem Ważnym poszłam do pokoju, aby zabrać potrzebne mi rzeczy. Spojrzałam przelotnie w lusterko, po czym wyszłam z pokoju. Wyszłam z mieszkania i zapukałam do drzwi pani Jobs. Otworzyła mi starsza pani o blond włosach i promiennym uśmiechu. Jej zielona kraciasta spódnica pracowała rytmicznie ze wszystkim. Ta kobieta znaczy dla mnie tak wiele. Nigdy nie powiedziała mi "nie". Nigdy. Zawsze gdy matka wracała pijana ta pani była przy mnie. Była przy mnie gdy zakochana po raz pierwszy. Była jak przyjaciółka. Była jak matka. Była kimś świetnym, niezastąpionym. Chciałam z nią porozmawiać, wyrzucić z siebie te negatywne emocje. Miałam już wchodzić do środka, gdy nagle pod mój dom podjechała furgonetka z logo REPAIR DOOR. Zdziwiłam się, ponieważ nie zamawiałam naprawy. Wtedy dotarło do mnie kto za mnie zamówił. Louis. Zabiję tego kolesia, na prawdę zabiję. On chcę wyprowadzić mnie z równowagi. Przecież nie prosiłam go oto. On chyba nie rozumie tego, że jak ktoś nie chcę pomocy, to znaczy, że ma nie pomagać!
Przeprosiłam Panią Jobs i szybkim krokiem podeszłam do mężczyzny, który wysiadał z furgonetki.
Miał gdzieś 30 lat, ale był bardzo sprawny fizycznie. Jednym słowem mógł by obalić byka.
- Dzień Dobry ! - przywitał się pierwszy, wyciągając rękę w moją stronę.
- Nie wiem czy taki dobry, proszę pana ! - odpowiedziałam niemiłym tonem i zignorowałam jego gest.
- A to dlaczego ? - zapytał, unosząc prawą brew.
- Nie zamawiałam naprawy drzwi - odpowiedziałam już milszym tonem.
- To ma Pani problem, ponieważ na papierach ewidentnie widać zamówienie i adres Pani domu.
- Musiał wystąpić jakiś błąd, bo nie przypominam sobie, żebym dzisiaj dzwoniła do waszej firmy.
- Dobrze, zaraz sprawdzimy. - powiedział - Przepraszam na chwilę.
Odszedł kawałek ode mnie, po czym wyjął służbową komórkę z jego fartucha pracowniczego.
Zbliżyłam się o jeden krok, aby lepiej słyszeć rozmowę.
- Cześć Ash, mamy problem - powiedział do słuchawki.
Niestety nie mogłam usłyszeć co mówi druga osoba.
- Jedna klientka upiera się, że nie zamawiała naprawy. Ale na papierach jest podany jej adres. Sprawdź dokładnie, może na prawdę wystąpił błąd... Czekam... Rozumiem... Tomlinson zamówił na ten adres... Dobra dzięki - zakończył rozmowę, chowając komórkę na swoje miejsce. Szybko odwróciłam wzrok, aby nie podejrzewał mnie, że podsłuchiwałam.
- Miała Pani rację, że nie zamawiała naprawy. Ale ktoś za Panią zamówił. Pan Tomlinson zamówił naprawę dzisiaj i wszystkie koszty wziął na siebie - powiedział i uśmiechnął się do mnie.
Jednak mi do śmiechu nie było. Nie podobało mi się to, że Louis wziął na siebie cały koszt, chociaż z jednej strony dobrze, bo to jego wina. Wiedziałam o co mu chodzi. Wiedziałam, że zrobił to, aby jeszcze raz się ze mną spotkać.
- No dobrze. Może Pan zaczynać. Jeśli będzie Pan mnie potrzebował proszę wołać - odwróciłam się idąc do środka domu.
- Proszę Pani... - zawołał.
- Tak ? - odwróciłam się do niego i wymusiłam słaby uśmieszek.
- Nie znam pani nazwiska.
- Oh, zapomniałam się przedstawić przez to całe zamieszanie - Peg Carson.
- Ładne imię - uśmiechnął się - Derek Keeleys.
- Miło poznać. Więc jakbyś potrzebował czegoś, wołaj - powiedziałam i w końcu poszłam do swojego pokoju.

Dziękuje wam za tyle komentarzy pod ostatnim postem. Dziękuje wam za to, że nie daliście mi usunąć tego FF. 
Jeszcze raz DZIĘKUJE !!! xx

czwartek, 31 października 2013

WAŻNA INFORMACJA !!!

Cześć :)
Wiem, że już dawno nie dodawałam nowego rozdziału. Ale nie mam weny. :( I dlatego przychodzę do Was z WAŻNĄ SPRAWĄ/INFORMACJĄ ! Czy chcecie czytać jeszcze te FF ? Chcecie znać dalsze historie Louisa i Peg ? Jeśli tak piszcie w komentarza. Do piątku na wieczór macie czas. Jeżeli nic nie bd pod tym postem usuwam te FF!
To tyle co chciałam Wam przekazać.
Pa xx

czwartek, 26 września 2013

Rozdział 4

Miłego czytania :*

* Peg *
Teraz to ja byłam wkurzona na niego. Zresztą oboje byliśmy wkurzeni. Rodzice mnie zabiją jeśli zobaczą w jakim stanie są drzwi. Gorzej będę miała z tym, jak wytłumaczyć się, że to Louis zrobił. Chociaż zacznę od tego, że oni go nie znają, tak samo jak ja. Nie wiem czego on ode mnie jeszcze chcę. Co ja mu zrobiłam ? Chciałabym go nigdy nie spotkać w swoim życiu. Ten gość na kilometr śmierdzi problemami. Od takich lepiej jest się trzymać z daleka. Ale on wolał inaczej. 
Waliłam go pięściami, chociaż sama nie wiedziałam czemu. On jednak stał nic nie poruszony. Stał jak skała. Nie bolało go to. Powoli traciłam już siły, a on objął mnie w swoje ramiona. Od razu się wyrwałam i stałam na równe nogi. 
- Nie powinieneś tego robić ! - krzyknęłam na niego, cały czas patrząc się na drzwi leżące na podłodze. 
- Mówiłem żebyś mi otworzyła, ale Ty nie posłuchałaś, więc miej pretensje do siebie, nie do mnie - powiedział spokojnym tonem.
Ale widziałam, że w środku zaraz eksploduje. Był mocno wkurzony. Nie! Bardziej pasuje mi tu wkurwiony. Miał zaciśnięte pięści. Wyglądał tak jakby zaraz miał w coś przywalić. Dlatego cofnęłam się parę kroków w tył od niego. Wolałam się nie narażać na jego cios. Spędziłam z nim jedynie około 10 minut, a już wiem, że jest człowiekiem nieobliczalnym. Chyba zauważył, że się go boje, bo chwycił mnie za nadgarstek.
- Peg przepraszam, nie chciałem - powiedział cicho, niemal niesłyszalnie.
- Jak to nie chciałeś ?! Wywaliłeś drzwi od mieszkania moich rodziców i Ty mnie przepraszasz ?! - wybuchnęłam złością, niech wie, że też jestem wkurzona.
- Mogę zapłacić za naprawę - przybliżył się do mnie, łapiąc teraz za obydwa nadgarstki.
- Nie! - krzyknęłam i wyrwałam swoje nadgarstki z jego rąk. - Nie chcę Twoich pieniędzy! Nie chce Twojej pomocy!
- Ale Peg...
- Nie! Lepiej już się zamknij i wyjdź stąd! - wskazałam na drzwi, a raczej na pusto przestrzeń. 
- Przepraszam - powiedział odwracając się do mnie, za nim jeszcze wyszedł. 
Nie odpowiedziałam, tylko odwróciłam do niego plecami.

* Louis *
Wyszedłem z jej domu, tak jak mnie prosiła. Zrobiłem też to, tylko dlatego, że byłem za bardzo wkurzony. Nie chciałem przez to zrobić jej jakieś krzywdy. Wiedziałem, że i tak wystarczająco się mnie boi. Nie chciałem jeszcze bardziej tego pogorszyć. 
Miałem poczucie winy, że przeze mnie może oberwać od rodziców. Więc zadzwoniłem do usług napraw. 
Odebrali połączenie bardzo szybko.
- Dzień Dobry. Repair door. W czym mogę pomóc? - odezwał się mężczyzna po drugiej stronie.
- Dzień Dobry. Chciałem złożyć zamówienie na ulicę New Street. Zostały wyłamane drzwi, chcę abyście zamówili nowe i przede wszystkim naprawili je - musiałem skłamać, bo gdybym powiedział prawdę wydałaby się dziwna.
- Dobrze, już zapisuje. Proszę podać nazwisko, na który ma być podany rachunek - mówił szybko swoją regułę.
- Tomlinson - szybko odpowiedziałem - Na kiedy byłaby gotowa naprawa ? - zapytałem.
- Najpóźniej za dwa dni.
Za długo! - pomyślałem, to musi być gotowe od zaraz, inaczej ona znienawidzi mnie.
- Nie dałoby się szybciej ?
- Proszę Pana, mamy dużo zamówień, nie da rady przyspieszyć - odpowiedział niemiłym tonem.
- Mogę zapłacić trzy razy tyle, jeśli naprawa będzie gotowa na dziś - w telefonie zapanowała cisza.
Pomyślałbym, że facet już się rozłączył, ale słyszałem jego oddech.
- Zgoda. Do Widzenia  - wiedziałem, że gdy to zaproponuje od razu się zgodzi.
- Do Widzenia.
Podszedłem do samochodu ostatni raz odwracając się w stronę domu Peg. Postanowiłem, że dzisiaj odpuszczę, ale jutro na 100% do niej pojadę.
Wsiadając do auta, przypomniałem sobie dlaczego w ogóle tu przyjechałem. Oparłem głowę o nagłówek siedzenia i wziąłem głęboki wdech. Wypuszczając powietrze poczułem się tak jakby negatywne emocje wypłynęły ze mnie.
Ruszyłem samochodem dalszą drogą. Podjechałem na podjazd. Wysiadając z auta, spojrzałem w lusterko samochodu. Musiałem jakoś zakryć to ranę po bijatyce. Muszę dobrze się zaprezentować, skoro firma wuja ma należeć do mnie od jutra. Udało mi się zakryć ranę, więc ruszyłem w stronę drzwi. Nie zdążyłem zapukać, a one same się otworzyły.
- Witam - podałem rękę, aby się przywitać.
- Witam. - uścisnął moją rękę. - Pan musi być siostrzeńcem Pana Tomlinsona ? - zapytał i wskazał ręką na hol, abym wszedł.
- Tak. Jestem Louis - uśmiechnąłem się i wszedłem do środka - Louis Tomlinson.
Mężczyzna machnął ręką, abym szedł za nim, tak też więc zrobiłem. Zaprowadził mnie do salonu, po czym wyszedł - zapewne do kuchni. Bo już po chwili szedł z powrotem z tacą, na której znajdowała się herbata z filiżankami. Usadowiłem się w dużym fotelu na przeciwko kominka. Mężczyzna zaś usiadł na kanapie.
Wnętrze było dość ładne. Wszystko było w najmniejszym porządku.
- Przyjechałem tu, aby porozmawiać o sprawach biznesowych, ale też również po to, by ustalić szczegóły głównej posady, która należała do mego wuja - zauważyłem, że zacząłem trochę mówić językiem biznesu.
- Domyśliłem się Panie Tomlinsonie. Nawet można powiedzieć, że czekałem na pana przyjazd - powiedział, biorąc filiżankę do dłoni.
- Tak więc domyślam się, że pan Panie Carter ma już wszystko przygotowane ? - zapytałem lekko zaciekawiony.
- Proszę mówić mi John - uśmiechnął się - Można tak powiedzieć.
- Dobrze John. Czego mniej więcej brakuje ? Może mógłbym w czymś pomóc ?
- Brakuje jeszcze kilka papierów, abyś mógł dobrze zarządzać firmo. Ale to możemy ominąć - wstał z kanapy i podszedł do komody z różnymi teczkami z firmy - Te papiery, których brakuje możesz podpisać później. Dla nas najważniejszy papier to ten, na którym będzie opierała się nasza współpraca i wierność biznesowa wobec siebie - brzmiało to trochę groźnie.
Nigdy nie byłem przyzwyczajony do prawdy wobec innego człowieka. Tym bardziej, że pierwszy raz mam styczność z biznesem. A wiem jacy ludzie są w tym zawodzie.
- Rozumiem. To są te papiery ? - wskazałem na teczkę leżąco na małym stoliku koło fotela, na którym siedziałem.
- Tak. Chcesz się z nimi zapoznać, czy od razu podpisujemy ? - uniósł brew.
- Chciałbym je pierw przejrzeć.
- Dobrze. Jeśli chcesz możesz wziąć to do domu, żebyś na spokojnie wszystko przeczytał.
- Dziękuje. Na jutro powinienem się z tym wszystkim uwinąć - powiedziałem grzejąc dłonie o filiżankę.
- Nie ma problemu. Możesz je przynieść kiedy chcesz, masz jeszcze czas. Oficjalnym szefem staniesz się dopiero za pięć dni - usiadł się przed biurkiem, szukając czegoś w szufladzie.
- Teraz nie mam za bardzo czasu, więc jeśli nie masz żadnych pytań, to by było na tyle.
- Rozumiem. Każda sekunda jest ważna w biznesie. Nie przeszkadzam i jeszcze raz dziękuje za pomoc w tych jak dla mnie obcych sprawach - wstałem i wziąłem teczkę leżąco na stoliku.
- Do zobaczenia wkrótce Panie Tomlinsonie - uścisnął moją dłoń pochylając się lekko.
- Do Widzenia Panie Carter - powtórzyłem ten sam gest.

Wow! Ile wejść ?! Nie mogę w to uwierzyć! A to wszystko dzięki Wam ! Dziękuje ! :* Pod ostatnim postem jest 13 komentarzy, to dało mi taką motywację, że dzisiejszy rozdział jest bardzo długi. Mam nadzieję, że Wam się podobał. :)
xoxo

niedziela, 22 września 2013

Rozdział 3

* Louis *
Była 5, więc miałem jeszcze sporo czasu do spotkania z Niall'em. Dlatego postanowiłem, że załatwię sprawy związane z biurem mego wuja w okolicy. Miałem to załatwić w piątek, ale mam dużo czasu, więc wole teraz pojechać i mieć to z głowy.
Ruszyłem do drzwi, zabierając przy okazji kurtkę oraz klucze do samochodu. Wychodząc na dwór odruchowo spojrzałem na podwórko sąsiadów, z którymi nie za bardzo się lubię. Zawsze przychodzą i dobijają się do drzwi, kiedy jest impreza i grożą, że jak nie ściszymy muzyki, to zawiadomią policję. Tylko z jakiegoś powodu zawsze nie zawiadamiają tej policji. Tak jakby się bali mnie, bo zawsze im odpyskuję. Niall mówi mi, że wtedy wyglądam na bardzo groźnego. Kiedyś jak był pijany wyznał, że wtedy staję się spięty i zaciskam pięści, tak jakbym miał za chwilę komuś przyłożyć. Nigdy nie zwracałem na to uwagi, ale ostatnio zdarza mi się to często. Próbuję nad tym panować, ale nie wychodzi.
Przechodząc przez bramkę, otworzyłem drzwi do samochodu, po czym szybko wsiadłem do środka. Spojrzałem w lusterko w samochodzie i dopiero teraz zorientowałem się, że mam ranę na szyi, po ostatniej bijatyce w klubie. Popatrzyłem ostatni raz w lusterko i odpaliłem silnik, dodając gazu. Ruszyłem nie zważając na to, czy zrobiłem ślad na jezdni. Jechałem wyznaczoną mi trasą w nawigacji. Nie znałem tamtej części dzielnicy. Byłem skupiony na drodze, dopóki nie pojawił się w mojej głowie obraz tamtej dziewczyny. Nie mogłem nic zrobić, aby wymazać ją z pamięci. Przez to straciłem panowanie nad samochodem przez parę sekund. Dostałem parę obelg od kierowców. Nie obchodziło mnie to. Cały czas jechałem przed siebie.
Dojechałem do dzielnicy, w której mieszkał ten mężczyzna. Jadąc drogą patrzyłem się na prawą stronę, wyostrzając wzrok na adresy. Moją uwagę przykuło jedno mieszkanie. Akurat wychodziła z niego dziewczyna. Od razu wiedziałem kto był to dziewczyną. Rozpoznałem po włosach i jej ubiorze. Musiała się nie przebierać od naszego spotkania. Szła w przeciwną stronę. Podjechałem do niej, otwierając szybę.
- Cześć, piękna - jechałem powoli, abym mógł z nią porozmawiać.
- Czee - przerwała w połowie zdziwiona moim widokiem - Co Ty tu robisz ? Skąd wiedziałeś, że tu mieszkam ?
- Też miło mi Cię widzieć... yyy.. - popatrzyłem na nią, ale ona uciekała wzrokiem - Jak masz na imię ?
- A co Cię to obchodzi ? - zapytała.
- Ja się przedstawiłem. Ty nie miałaś okazji, więc powtórzę pytanie. Jak masz na imię ?
- Po co Ci to do szczęścia ?
Teraz mnie ostro wkurzyła. Za ostro! Wyłączyłem silnik i wysiadłem z auta, mocno trzaskając drzwiami. Dziewczyna widocznie się przestraszyła, ponieważ szeroko otworzyła oczy, zdziwiona tym co robię. Miała odpowiedzieć, gdy było już za późno. Moje zdenerwowanie rosło z każda sekundą. Nie wytrzymałem.
- Słuchaj kurwa, powtórzę to ostatni raz i masz mi odpowiedzieć. Jak. Masz. Na. Imię. - złapałem ją za nadgarstki tak mocno, że aż knykcie mi pobielały. Byłem za mocno wkurzony i przez to mówiłem przez zaciśnięte zęby. Musiało ją to boleć, bo usłyszałem cichy jęk. Poluźniłem trochę uścisk.
- P-peg - powiedziała, a ja zobaczyłem w jej oczach strach.
Odsunąłem się od niej, puszczając nadgarstki. Zostały jedynie białe ślady. Dziewczyna była chyba w lekkim szoku, bo nie spodziewała się tego po mnie. Może myślała, że mogę być inny, milszy.
Odwróciłem się do niej plecami, licząc do 15, aby się uspokoić. Usłyszałem za sobą pękającą gałąź. Gdy się odwróciłem dziewczyna biegła w stronę swojego domu.
- Peg! - zawołałem, ale ona nawet się nie odwróciła - Peg, przepraszam! - krzyczałem tak mocno, jak tylko mogłem. Zacząłem za nią biec, ale ona zdąrzyła już wejść do domu.

* Peg *
Zaczęłam biec, byle być najdalej od niego. Nie wiem skąd dowiedział się, że tu mieszkam. Ale nie chciałam już go więcej widzieć. Słyszałam za sobą jego głos, nie przestawałam biec. Bałam się, że biegnie za mną, ale gdy odwróciłam głowę ... zobaczyłam, że nadal jest przy samochodzie. Musiał dopiero się odwrócić, bo miał minę, która mówiła 'co jest kurwa?'. Gdy dobiegłam do drzwi mojego domu nie zastanawiając się szybko weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi na klucz. Wbiegłam po schodach prosto do pokoju. Walnęłam plackiem na łóżko, uderzając się przy tym w głowę. Szybko złapałam się za tył głowy, czułam że będzie to duży guz.
Teraz ostrożnie kładąc głowę na poduszki, przymknęłam oczy. Zastanawiałam się, po co w ogóle tu przyjechał? Nie przychodziło mi nic do głowy.
- Peg, otwieraj drzwi! - usłyszałam z dołu Louisa, walącego pięścią w drzwi.
Przestraszyłam się lekko, co spowodowało ból z tyłu głowy. Zeszłam na dół najciszej jak się dało. Dyskretnie spojrzałam przez firankę. Nie zauważył. Był mocno wkurzony, widziałam to. Chyba nawet bardziej wkurzony niż był wcześniej. Odczułam lęk. Bałam się, że zrobi mi krzywdę gdy otworzę mu drzwi.
- Nie! - odkrzyknęłam, upewniając się czy zamki są domknięte.
- Peg, otwieraj te cholerne drzwi! - znowu mówił przez zaciśnięte zęby, co nie wróżyło najlepiej.
- Nie! I przestań walić w te drzwi, sąsiedzi mogą się patrzeć! - byłam pewna siebie, pierwszy raz od początku mojego całego życia.
- Dobra! Sama tego chciałaś, Peg! - krzyknął i walenie w drzwi zastąpiła cisza - nie na długo.
Po chwili Louis stał już w holu. Tak, w holu! Wywalił drzwi. Już po mnie!
- Louis coś Ty narobił ? Rodzice mnie zabiją - rzuciłam się na niego pięściami.

Ale wy mnie motywujecie! Dzięki Wam dzisiejszy post się pojawił. :) Dziękuje, dziękuje ! :* Jeśli chcecie przesyłajcie link do mojego opowiadania swoim znajomym, przyjaciołom itp., byłabym wam ogromnie wdzięczna ! xx

poniedziałek, 16 września 2013

Rozdział 2

* Peg *
Czekam za nią już 10 minut. Może zmieniła zdanie? Może bała się tego spotkania tak samo, jak ja? Nie wiedziałam, czy mam dalej czekać. Ale po następnych 5 minutach miałam już wychodzić. Gdy nagle w mojej prawej kieszeni jeansów zawibrował telefon. Wyciągnęłam pośpiesznie i otworzyłam wiadomość, była od Alice - mojej siostry.

Od: Alice
Do: Ja
Hej xx Przepraszam, ale dzisiaj się nie spotkamy. Musiałam zostać dłużej w szkole. Może umówimy się innego dnia ?
Jeszcze raz przepraszam Cię bardzo. :)
Alice xx

Siedziałam tak przy stoliku wpatrzona w wyświetlacz komórki. Zastanawiałam się co mam jej odpisać. Rozumiałam, że chodzi do szkoły i ma naukę, ale czy na prawdę musiała zostać dłużej? Czy tylko tak napisała, bo nie chciała się ze mną spotkać? Nie zwlekając dłużej odpisałam.

Od: Ja
Do: Alice
Cześć :) Nic się nie stało. Rozumiem. Ok, zdzwonimy się jeszcze. Ok ?
Peg xx

Wysłano. Jeszcze chwilę siedziałam przy stoliku, zastanawiając się co teraz mam robić. Podeszłam do blatu i zapłaciłam za moje zamówienie. Wychodząc z Starbucksa dostałam następną wiadomość.

Od: Alice
Do: Ja
Okey. Spróbuję do Ciebie na wieczór zadzwonić, więc miej komórkę przy sobie.
Alice xxx

Od: Ja
Do: Alice
Okey, Okey. Będę czekać. :)
Peg xx

Odpisałam i wysłałam, chowając komórkę do kieszeni. Stałam tak i patrząc się na rozjeżdżoną jezdnię, pomyślałam, że dawno nie byłam na spacerze. Spojrzałam, która godzina. Była już 4:35. W głowie ułożyłam sobie plan gdzie mogłabym się przejść. Włożyłam ręce do kieszeń płaszczu i ruszyłam w stronę torów wyścigów konnych. W dzieciństwie chodziłam tam co tydzień razem z rodzicami. Lubiłam przebywać w tamtym środowisku. Mogłam tam siedzieć godzinami. Doncaster Racecourse to najlepsze miejsce. Tam pierwszy raz nauczyłam się jeździć konno. Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Było chłodno. Tego dnia moje włosy były spięte w kucyk, więc nie rozwiewał ich wiatr, chociaż był niemal odczuwalny. Przyjechałam razem z tatą i poszliśmy do prowadzącego lekcje jazdy konnej. Łatwo się dostałam, ponieważ był to dobry kolega ojca. Przyjął mnie z wielką chęcią. Ben - tak miał na imię -  zaprowadził mnie do stajni, abym wybrała sobie konia, na którym chciałabym się uczyć jeździć. Było ich mnóstwo, ale mi przypadł ten jeden. Ten, który był najcichszy - pasował do mnie. Miał długą, białą grzywę, a w niektórych miejscach miał brązowe plamy. Podbiegłam do niego, a Ben otworzył mi drzwi. Nie wiem dlaczego, ale przytuliłam go, a on nawet się nie poruszył. Tak jakby wiedział, że nic mu nie zrobię. Kiedy skończyłam go przytulać, Ben założył mu siodło. Wdrapałam się na niego i powoli ruszyłam. Biegł truchtem. Odczułam, że nie chcę zrobić mi krzywdy. Już wtedy wiedziałam, że i on mnie polubił. Gdy chciałam od niego odchodzić, nie pozwalał mi za każdym razem. Dlatego Ben zawsze musiał go czymś zajmować, abym mogła odejść. Chociaż tego często nie chciałam tak jak mój koń.
Przerwałam moje rozmyślenia, kiedy zobaczyłam Bena. Wyglądał na trzydziestolatka przez ten jego zarost, ale tak na prawdę miał dwadzieścia pięć lat. Podeszłam do niego z uśmiechem na twarzy.
- Cześć Peg, miło Cię tu znowu widzieć - przywitał się i przytulił mnie.
- Hej Ben, Ciebie też miło widzieć - odpowiedziałam.
- Ile to lat minęło od naszego ostatniego wyścigu? - zapytał, a uśmiech momentalnie pojawił się na jego twarzy.
- Nie wiem... Ale chyba z dobre 5 lat temu - zastanowiłam się, przypominając sobie moje rozmyślenia.
- Duużo czasu - przeciągnął - Co Cię tu sprowadza ?
- Wyszłam szybciej z pracy i postanowiłam przejść się na spacer i przy okazji wpaść tutaj - odpowiedziałam i postanowiłam nie mówić mu o niewypalonym spotkaniu.
- Dobrze, skoro już tu jesteś, to może... - przerwał, ale po chwili kontynuował - Może miałabyś ochotę na mały wyścig?
- Teraz? - zapytałam zdziwiona.
W odpowiedzi dostałam tylko skinienie głową.
- Ale ja... ja już nie pamiętam, kiedy ostatni raz wsiadłam na konia... Minęło sporo czasu, nie wiem czy dam radę - powiedziałam i popatrzyłam się w stronę stajni, przyuważyłam, że nie ma tam jednej rzeczy. Bardzo ważnej rzeczy dla mnie.
- Gdzie jest Ronie? - zapytałam, chciałam znowu zobaczyć moją towarzyszkę, za którą się stęskniłam.
Nie odpowiedział, po jego minie stwierdziłam, że coś ukrywa. Miałam złe przeczucia...
- Halo, Ben ?! Gdzie jest Ronie ? - ponowiłam pytanie, lekko zdenerwowana. Czekałam chwilę na odpowiedź, ale w końcu ją dostałam.
- 2 lata po tym jak przestałaś tu przyjeżdżać ze swoim ojcem, ona... - przerwał, usiadł na kanapę i odetchnął głośno - Ona zachorowała. Zachorowała na influenzę, leczyliśmy ją, ale to nic nie dało. Miesiąc po leczeniu umarła - zapanowała grobowa cisza, a ja żałowałam, że zadałam te pytanie.
Usiadłam obok niego i wpatrzona w podłogę, nie wiedziałam co mam powiedzieć. Jedyne co teraz czułam to pustkę. Poczułam, jak Ben mocno mnie przytula.
- Przykro mi - wyszeptał mi do ucha. - Wiem, że była ona dla Ciebie ważna.
Mocniej się w niego wtuliłam. Czułam od niego zapach stajni, zapach przypominający mi o Ronie.
Nie odzywając się do siebie, wyszłam z budynku, po pożegnaniu się z Ben'em.
Nie chcąc już nigdzie spacerować, zamówiłam taksówkę. Po 10 minutach stała już przede mną. Wsiadłam i zapięłam pasy bezpieczeństwa. Całą drogę przejechałam patrząc się przez szybę na otaczający mnie świat. Taksówkarz musiał się chyba domyśleć, że nie chcę rozmawiać, bo sam się odzywał. W zamian za to pod głosił piosenkę lecąco w radiu, co spowodowało, że bardziej mnie dobiła. Zamyślona, nie zauważyłam, że byłam już przed swoim domem.
- Ile płacę? - zapytałam, wyciągając portfel z torebki.
- 10 funtów - odpowiedział, wyciągając rękę w moją stronę.
- Dziękuję - położyłam pieniądze na ręku faceta i wyszłam - Do widzenia - rzuciłam pośpiesznie i trzasnęłam drzwiami.

Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału, ale nie miałam czasu. Wiecie Rok Szkolny i te sprawy... Dziękuje za każde wejście, za każdy komentarz! :* Nie wiecie jaka to jest dla mnie motywacja. <3
Dziękuuuje xx

środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział 1

*Louis*
następnego dnia
Gdy dowiedziałem się, że jestem jedynym dziedzicem oszalałem. Moje serce zabiło szybciej, a dłonie zaczęły się pocić. Nie znałem dobrze wuja. Był po prostu wujem. Z resztą miałem go gdzieś. Co nie zmienia faktu, że przyjechałem na pogrzeb. Ostatnie pożegnanie jest wyjątkowe. Byli tam sami biznesmeni. Ja, jedyny ja z rodziny. Usiadłem najbliżej trumny z jego ciałem i położyłem swoją dłoń, na jego. Była sina i zimna. Na samą myśl robiło mi się źle. Ale gdy dowiedziałem się, że to mi przypadł jego spadek. To było świetnie. Muszę zająć się tym czym nie zdążył zająć się wuj. Jestem w tej chwili najbogatszym człowiekiem świata. Mogę robić co chcę. Teraz chcę znaleźć jakąś dziwkę. Los chciał, że wpadłem na nią. Prześpię się z nią i ją zostawię. Kupię jej jeansy czy coś. Wreszcie mogę. Z resztą mam w tej chwili prywatnego ochroniarza. Dziwne rzeczy zaczną się od dziś. Dziś zacznę szaleć!
- Ale pierw muszę zadzwonić do Nialla - pomyślałem sobie w myślach.
Niall to mój najlepszy kumpel, wystarczy jeden telefon, a on już jest u mnie. Wystarczy jeden telefon, a mam już informacje o danej osobie. Nie pracował w policji. Zna kolesi, którzy tam pracują. On tylko dzwoni i już wie o osobach, które mnie interesują. Teraz padłą na nią. Nie znałem jej imienia - nie zdążyłem zapytać. Ale w mojej głowie miałem cały czas obraz tej dziewczyny. Nie mogłem o niej zapomnieć. Jej brązowe oczy, które stawały się czekoladowe, kiedy była zdenerwowana. Włosy, które miały zapach świeżych owoców.
Rozmyślałem tak jeszcze parę minut, aż w końcu wziąłem komórkę i zadzwoniłem. Wybrałem numer Nialla i nacisnąłem zieloną słuchawkę. Po dwóch sygnałach usłyszałem zaspany głos po drugiej stronie.
- Halo ?
- Cześć Niall - odezwałem się po lekkim zamuleniu - Mam do Ciebie ważną sprawę! Czy m...- nie dokończyłem, przerwał mi zimny głos blondyna.
- Stary jest południe, daj normalnym ludziom się wyspać - powiedział zaspanym głosem.
Jestem pewien, że był na mnie wkurzony, ale nie przejmowałem się tym.
- Ok. Sorry - przeprosiłem - Ale wpadnij do mnie dzisiaj wieczorem o 8 - szybko dodałem.
- Będę - powiedział, po czym się rozłączył.

* Peg *
Całą noc miałam nie przespaną. Ciągle myślałam o tym chłopaku. Louis. Ładne imię. Gdy zamykałam oczy, jego twarz momentalnie pojawiała się w moich myślach. Jego oczy. Oczy, które mnie pociągały. Błękit, który z nich bił był uspokajający. Mogłam w nich utonąć. Moje przemyślenia przerwał mi głos otwieranych drzwiczek od szafki. Potrząsnęłam głową i otworzyłam oczy, gdy zorientowałam się, że mam je zamknięte. Przede mną ukazał się chłopak o brązowych oczach. Włosy miał ułożone w nieładzie. Pod wpływem słońca kolor jego włosów często się zmieniał. Dlatego nigdy nie potrafiłam go ocenić. Zauważyłam, że chłopak dłuższy czas mi się przygląda.
- Wszystko w porządku ? - postanowiłam zapytać, a on szybko odwrócił wzrok.
- To ja powinienem zadać te pytanie - uśmiechnął się do mnie lekko - Przez cały dzień jesteś jakaś roztargniona. Coś się stało Peg ? - zapytał, a ja ujrzałam w jego oczach troskę.
- Nie, nic... Po prostu mam gorsze dni - odpowiedziałam i również odwzajemniłam uśmiech.
- Na pewno ? - zapytał - znowu, widziałam po jego twarzy, że nie jest do końca przekonany moją wypowiedzią.
- Na pewno! A teraz lepiej chodźmy do pracy Josh, jeszcze nas wyrzucą, że robimy sobie pogawędki w pracy - szturchnęłam go lekko w ramię, uśmiechając się.
Wyszłam zaplecza i poszłam układać nowe książki. Dzisiaj była dostawa, więc musiałam dopilnować, aby każda książka znalazła się na odpowiednim miejscu. Nudziłabym się gdyby nie muzyka z radia, która była przyciszona. Chociaż lepsze to, niż nic. Josh siedział i liczył kasę zarobioną dzisiejszego dnia. Zawsze to robił, kiedy zbliżała się godzina oznaczająca koniec męczarni w tej księgarni. Była 3:30 - jeszcze tylko pół godziny i KOOONIEC! Dzisiaj szef pozwolił wyjść nam szybciej. Chwała mu za to. Postanowiłam więc, że ten dzień wykorzystam. Dawno nie widziałam się z moją młodszą siostrą Alice. Dzisiejszego ranka zadzwoniłam do niej i umówiłyśmy się na spotkanie w Starbucksie o 4:15. Więc mogłam spokojnie dojść na miejsce przez park.
Układałam książki, nucąc sobie piosenkę, która leciała w radiu. Znałam każde słowo. Od dzieciństwa jej słuchałam. Zaangażowana w swoją pracę nie zauważyłam, że już jest godzina 4. Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie było. Josh pewnie musiał już wyjść - znowu wszystko na mojej głowie. Ale nie denerwując się poszłam na zaplecze. Zebrałam wszystkie swoje rzeczy, chowając je do torby. Wyszłam z księgarni, ostatni raz patrząc, czy nikt nie został w środku. Nikogo nie było. Przekręciłam zamek. Odwracając się od drzwi wrzuciłam klucze do torebki. Skierowałam się w stronę parku, idąc ze spuszczoną głową. Wiatr rozwiewał moje włosy co często powodowało, że były poplątane. Włożyłam ręce do jesiennego płaszczu, ogrzewając je. Przechodząc przez park, rozglądałam się dookoła. Lubiłam przechodzić przez te miejsce. Duże drzewa tak jakby dawały Ci schronienie. A fontanna na środku zawsze była włączona, woda wytryskająca z rzeźby uspokajała. Szum wody, siedzące pary obok - tak zapamiętałam park z czasów dzieciństwa. Z czasów, kiedy wszystko jeszcze było dobrze. Kiedy moi rodzice byli razem. Teraz jest inaczej... Ja mieszkam razem z mamą, a Alice razem z tatą. Rozwiedli się 2 lata temu, a ja czuję jakby minęły wieki....
Rozmyślając nad rozwodem rodziców nie zauważyłam, że byłam już na miejscu.
Wyciągnęłam ręce z kieszeń i prawą dłonią przycisnęłam klamkę, ciągnąc drzwi do tyłu. Przekraczając próg, ciepło wydobywające się z wnętrza uderzyło prosto we mnie. Rozejrzałam się, ale nie zobaczyłam mojej siostry. Spojrzałam na zegarek, była dopiero 4:10. Miałam więc jeszcze 5 minut do przygotowania się do spotkania z moją siostrą. Bałam się tego trochę. W końcu nie widziałyśmy się półtora roku. Nie wiedziałam czego mam się po niej spodziewać. Mogła przecież mnie znienawidzić.

Dziękuje za tyle wejść. Mam nadzieję, że będziecie tu jeszcze częściej wchodzić i czytać. Przepraszam, że taki krótki rozdział, na następny raz postaram się napisać dłuższy. 
Jeszcze raz wielkie dzięki < 333
Miłego czytania, życzę ! :*

czwartek, 22 sierpnia 2013

Prolog

Co za nie niesamowity dzień. Jak co dzień idę samotnie chodnikiem. W uszach mam słuchawki i jestem w 100% odcięta od świata. Sprawdzam jeszcze raz czy w księgarni nikogo nie ma. Jest pusto. Powolnym ruchem sięgam do kieszeni. Wyjmuję kluczę i zamykam księgarnię. Wreszcie weekend. Wolne, wolne, wolne ! Ruszyłam do mojego mieszkanka, gdzie czekała już na mnie moja przyjaciółka Kate. Ale z moją gracją wpadłam na kogoś. Był to mężczyzna . Wysoki i o błękitnych oczach. Muszę przyznać, że bardzo przystojny.
- Oj. Przepraszam bardzo - powiedziałam szybko i nie zwracając uwagi na chłopaka ruszyłam dalej.
Gdy nagle na moim nadgarstku poczułam dotyk, chłopak złapał mnie i odwrócił do siebie. Teraz stałam twarzą w twarz z chłopakiem o błękitnych oczach, w których było można utonąć.
- Nic się nie stało - uśmiechnął się do mnie delikatnie, po czym puścił mój nadgarstek - Gdzie tak się śpieszysz ? - zapytał.
- Właśnie skończyłam pracę i chcę, jak najszybciej znaleźć się w domu. - rzuciłam niezbyt miłym tonem - Moja przyjaciółka na mnie czeka, więc przepraszam, ale ja już idę - chciałam przejść, ale chłopak zagrodził mi przejście.
- Czekaj, czekaj - znowu złapał mnie, tylko teraz ujął moje dłonie w swoje - Zamian tych słownych przeprosin, chciałbym napić się z Tobą kawy i porozmawiać - spojrzałam się prosto w jego oczy, przez nie zapominałam o rzeczywistości.
- No nie wiem, nie znam Cię, ani Ty mnie - powiedziałam i wyszarpnęłam swoje ręce z jego.
- Dlatego chcę się z Tobą spotkać, aby bliżej Cię poznać - uśmiechnął się i zarzucił swoją grzywkę do tyłu, która opadła mu na czoło.
- A kto powiedział, że ja chcę Cię poznać ? - popatrzyłam na niego pytająco.
- Na pewno chcesz. Gdybyś nie chciała to dawno byś już sobie poszła.
- Chciałam iść, ale Ty mi nie pozwoliłeś ! - prawię, że krzyknęłam na niego, a on spojrzał na mnie zdziwiony.
- Proszę, droga wolna - pokazał ręką w stronę alei, którą zawsze wracam do domu.
- Dziękuję - szepnęłam, a zarazem warknęłam.
- Louis.... Nazywam się Louis Tomlinson - usłyszałam za sobą jego głos, nie odwróciłam się. Szłam dalej.