Na dworze było już ciemno. Nie miałem już siły, żeby jechać do Peg. Dlatego od razu skierowałem się do domu. Zaparkowałem w garażu. Musiałem wyjąć telefon, aby przyświetlić sobie drogę do głównych drzwi. Bez najmniejszych przeszkód dotarłem do salonu. Zapaliłem lampę stojąco koło kanapy.
W pokoju od razu stało się jaśniej, a dopiero teraz zauważyłem jaki bałagan panował na stoliku. Papiery dotyczące firmy były porozwalane na całej powierzchni. Musiałem w końcu wziąć się za to. Spojrzałem na zegarek w komórce. Miałem jeszcze sporo czasu. Postanowiłem więc, że im szybciej zacznę, tym szybciej skończę. Usiadłem na kanapie i odruchowo przejechałem ręką po włosach.
Pochyliłem się i zebrałem wszystkie papiery. Przyrzekam, że tych kartek jest z tysiąc.
Zacząłem każda czytać po kolei. Dużo było paragrafów, podpunktów.
Po godzinie litery zaczęły zlewać mi się w jedno. Oczy zaczynały boleć coraz bardziej.
Odłożyłem papiery na bok i wstałem. Wstawiłem wodę na kawę, po czym wyszedłem do łazienki. Spojrzałem w lusterko. Oczy były przemęczone, u dołu lekko podkrążone. Nic dziwnego parę nocy miałem nie przespanych. Odkręciłem kran i podłożyłem ręce, w które nabrałem wody. Przychyliłem się i oblałem twarz. Zimna woda podziałała na mnie otrzeźwiająco. Przestałem być senny, a oczy ewidentnie były bardziej żywe, jeśli tak to można nazwać.
Wróciłem do kuchni, aby zaparzyć kawę, po czym wziąłem kubek i wróciłem na kanapę. Ponownie zacząłem czytać następne kartki. Niektóre punkty były niepotrzebne, ponieważ sam wiedziałem o nich.
***
Obudziłem się leżąc na kanapie. Nie wiedziałem, w którym momencie wczoraj zasnąłem. Usiadłem się. Oparłem ręce na udach, przecierając oczy i przejeżdżając rękoma po włosach, gdy nagle zauważyłem coś białego pod stolikiem. Sięgnąłem ręką i zobaczyłem list. Musiał wylecieć z papierów i nie zauważyłem go. Leży tu chyba 2 dni. Całkiem o nim zapomniałem. Przez ostatnie dni dużo się działo, aż za dużo.
Otworzyłem go. Na samym środku widniał napis firmy REPAIR DOOR. Ostrzegali, że jeżeli nie zapłacę w ciągu tygodnia sumy jaką jestem im winien, mogą to zgłosić na policję, a nawet pozwać do sądu.
Nie chciałem mieć w tej chwili żadnych problemów. Dobrze się złożyło, bo jadę dzisiaj do firmy, więc od razu wstapie do nich i załatwię sprawę.
Szybko poszłem do łazienki i doprowadziłem się do porządku. Teraz musiałem założyć garnitur, aby wyglądać na prawdziwego szefa, skoro już nie długo miałem nim zostać. Jakoś nie mogłem przyzwyczaić się do tego ubioru. Nie pasował do mnie. Mięśnie aż opinały się, a koszula całkowicie przylegała do mojego torsu. Spod koszuli było widać wszystkie tatuaże, jakie miałem. A uwierzcie mi, miałem ich sporo.
Włosy nie opadały mi na czoło, tylko wziąłem je na żel, w wyniku czego wszystkie zostały zarzucone do tyłu. Spojrzałem w lustro. Teraz wyglądałem jak szef, prawdziwy szef wielkiej firmy.
Ruszyłem samochodem w stronę firmy. Gdy dojechałem rozglądałem się za miejscem wolnym na parkingu. Był cały zatłoczony. W końcu udało mi się znaleźć, zaparkowałem.
Ustałem przed firmą. Spojrzałem na budynek. Domyśliłem się, że zapewne moje biuro będzie znajdowało się na ostatnim piętrze. Wszedłem do budynku. Każdy kto mnie mijał, mówił mi "Dzień Dobry". Nie znałem tam nikogo, ale oni mnie znali. Jak przystało na gentlemen'a odpowiadałem.
Podszedłem do blondynki, która siedziała za biurkiem.
- Dzień Dobry.
- Dzień Dobry - uśmiechnęła się do mnie promiennie - W czym pomogę pomóc?
- Szukam John'a Carter'a.
- Był Pan umówiony na dzisiaj? - zapytała.
- Nie, ale Pan Carter czeka na mnie.
- Przykro mi, ale jeżeli Pan nie został umówiony, nie mogę Pana wpuścić.
- Ale... Znaczy jestem siostrzeńcem byłego szefa.
- Pan Tomlinson? - zapytała. Przytaknąłem.
- Przepraszam bardzo, to więcej się nie powtórzy... - mówiła, a głos jej drżał.
- Spokojnie, nic się nie stało - powiedziałem, łapiąc ją za ramię - Nie mogłaś tego wiedzieć - uśmiechnąłem się do niej, dodając jej trochę otuchy - Więc gdzie mogę go znaleźć?
- Ostatnie piętro - odpowiedziała.
Jednak moje przypuszczenia się sprawdziły. Zawsze biuro szefa jest na samej górze budynku.
Wszedłem do windy i nacisnąłem guzik z numerkiem 39. Cicha i spokojna muzyczka leciała w tle.
Gdy drzwi windy otworzyły się, zobaczyłem biurko, za którym siedziała moja przyszła sekretarka.
Uśmiechnęła się do mnie promiennie i tak jak wszyscy powiedziała "Dzień Dobry". Chyba wiedziała, że Pan Carter na mnie czeka, bo o nic nie pytała. Dlatego po prostu zapukałem do drewnianych drzwi.
- Proszę - usłyszałem po drugiej stronie. Wszedłem do środka.
- Dzień Dobry Panie Carter!
- Dzień Dobry - przychyliłem się, aby uścisnąć rękę na powitanie - Czekałem na Ciebie Panie Tomlinson'ie.
- Domyślam się i na prawdę przepraszam, że musiał Pan tak długo czekać...
- Nie musisz się tłumaczyć - przerwał mi - Interesuje mnie, aby jedna rzecz. Powinieneś wiedzieć jaka.
- Tak, wiem.
- To jak podpisujemy? - zapytał.
Pomyślałem chwilę, zanim przytaknąłem głową. Z jednej strony chciałem przejąć interesy po wuju, ale z drugiej strony w ogóle mnie do tego nie ciągnęło.
Dzisiejszy dzień oznaczał mój koniec! Koniec szaleństw, koniec pieprzenia się z wszystkimi laskami. Gdyby te rzeczy ujrzały światło dzienne byłoby po mnie, po firmie.
- Tak, przejrzałem wszystkie papiery i mam nadzieję, że spełnię wszystkie oczekiwania.
- Na pewno Panu się uda. Może Pan na mnie liczyć, bo jestem współpracownikiem.
Obydwoje podpisaliśmy papiery wyznaczonym miejscu.
- Dziękuje i mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało - uścisnął moją dłoń.
- Też mam taką nadzieję.
- Dzisiaj to na tyle! Zaczynasz od przyszłego tygodnia.
- Na którą muszę być? - zapytałem.
- Na 9 musisz być już w firmie.
- Ok.
- No to pozostaje mi tylko powiedzieć: Witaj w firmie! - uśmiechnął się - Teraz przepraszam, ale muszę już iść.
- Rozumiem. Do widzenia i jeszcze raz dziękuje.
- Nie ma za co - odpowiedział - Do widzenia.
*Peg*
Postanowiłam przejść się do pracy mego ojca. Musiałam z nim porozmawiać o matce. Coraz bardziej działała mi na nerwy. Ostatnio rzadko nawet spotykałam ją w domu. Zazwyczaj mijałyśmy się w wejściu. Musiałam coś z tym zrobić, a jedynym wyjściem był ojciec. On jedyny jakoś wpływał na nią, pomimo tego, że byli po rozwodzie.
Gdy weszłam do środka ogromnego budynku, przywitał mnie promienny uśmiech blondynki, która siedziała za biurkiem. Podeszłam do niej.
- Dzień Dobry - przywitałam się.
- Dzień Dobry! W czym mogę pomóc? - zapytała.
- Przyszłam porozmawiać z ojcem, czy mogłaby Pani go poprosić?
- Jeżeli będzie miał czas, to oczywiście. Jak masz na nazwisko?
- Carson... Peg Carson.
- Dobrze, zaraz zadzwonię. Usiądź i poczekaj chwilkę.
- Dobrze, dziękuje - powiedziałam i uśmiechnęłam się.
Usiadłam na czarnym fotelu i wzięłam do ręki gazetę, która leżała na stoliku obok. Bardzo szybko mi się znudziła, dlatego wyjęłam z kieszeni moich spodni komórkę. Mój wzrok na chwilę powędrował w stronę windy, słysząc dźwięk oznaczający otwieranie windy.
Oczy szerzej się otworzyły, gdy zobaczyłam, że z windy wychodzi Louis. Co on tu robi? I co mu się stało, że jest ubrany w garnitur? Czyżby szukał pracy? Różne myśli przelatywały mi przez głowę. Niestety nie potrafiłam tego wyjaśnić skąd się wziął. Szybko powróciłam wzrokiem w stronę swojej komórki. W duchu modliłam się, aby mnie nie zauważył, co było nie możliwe. Jednak miałam cicho nadzieję, że nie zwróci na mnie uwagi.
- Peg? - niestety! Moje prośby nie zostały wysłuchane.
- Louis? - zapytałam, tak samo zdziwiona jak on.
- Co ty tu robisz? - zapytaliśmy w tym samym czasie.
- Przyszłam do swojego ojca... A ty?
- Od dzisiaj jestem szefem tej firmy - zatkało mnie, nie wiedziałam co powiedzieć.
- Aha - na tyle było mnie stać.
- Pani Carson? - zapytała blondynka.
- Tak?
- Możesz pójść do swojego ojca, numer piętra 25 - powiedziała, obdarowywując mnie uśmiechem.
- Dziękuje bardzo - odwzajemniłam uśmiech, a ona tylko kiwnęła głową.
Z powrotem odwróciłam się w stronę Louis'a.
- Ja już muszę lecieć... ee.. Too.. cześć - powiedziałam i szybko ruszyłam w stronę windy.
- Zaczekaj - zawołał i złapał mnie za nadgarstek. Gwałtownie odwróciłam się i wyrwałam nadgarstek z jego ręki.
- Louis proszę cię zostaw mnie w spokoju!
- Proszę cię spotkajmy się, daj mi szansę wytłumaczyć się - błagał mnie, ale ja już nie miałam na to siły.
- Wytłumaczyć? Z czego? - zapytałam.
- Dobrze wiesz z czego, Peg - warknął.
- Proszę Louis, zostaw mnie - prosiłam - Ja już nie mam siły na to wszystko!
Pozwolił mi odejść. Jednak wiedziałam, że zrobi wszystko, aby znowu mnie spotkać.
*Louis*
Pozwoliłem jej odejść. Wejść do windy i dać jej spokój. Ale spokój dzisiejszego dnia. Jeszcze zobaczę ją, obiecuję. Dzisiaj miałem jeszcze inne sprawy na głowie. Musiałem pojechać do firmy REPAIR DOOR i załatwić sprawę. Wsiadłem do auta i wstukałem w nawigację ulicę, która widniała na kopercie. Ruszyłem trasą, jaka została mi wyznaczona. Od firmy mojego wuja, należącej teraz do mnie do firmy REPAIR DOOR było 10 minut drogi.
Gdy zatrzymałem się na parkingu, mój wzrok powędrował w stronę budynku. Nie był to duży budynek, raczej taki średni. Wysiadłem z auta i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je. Pomieszczenie w środku nie było dość przyjazne.
- Jest tu ktoś? - krzyknąłem i nagle jakiś mężczyzna wyłonił się.
- Dzień Do..
- Czego szukasz? - przerwał mi, a ja od razu wyczułem, że gość nie jest dobrym człowiekiem.
- Przyszłem w sprawie zapłaty za naprawę.
- Pan Tomlinson?
- Tak. Macie tu swoją kasę - rzuciłem na stolik stojący naprzeciwko mnie.
Facet podszedł do niego i przeliczył kasę.
- Czyżbyś zapomniał jak się umawialiśmy? - zapytał ostrym tonem.
- Pamiętam! - odpowiedziałem, przeszywając go przenikliwym spojrzeniem - Druga połowa będzie za jakiś czas.
- Słuchaj! Nie tak się umawialiśmy!
- Wiem, ale sprawy się skomplikowały.
- Dobra, zrobimy tak! - oparł się o stolik, spoglądając na mnie - Dam ci czas na uzbieranie kasy i za 3 tygodnie widzę kasę, jasne?
- Nie strasz mnie, bo się ciebie nie boję skurwielu! - odpowiedziałem zimnym tonem.
- Nie obchodzi mnie to czy się mnie boisz, czy nie! Jeżeli za 3 tygodnie nie pojawi się kasa, to zobaczymy co zrobisz gdy ktoś zrobi krzywdę komuś bliskiemu tobie - zaśmiał się złowieszczo, co mnie ostro wkurwiło!
Nie wytrzymałem i podszedłem do niego. Przywaliłem mu w mordę, a jemu już nie było do śmiechu.
Złapałem go za koszule i przyparłem do ściany.
- Nawet nie waż się dotknąć kogoś bliskiego. Jeżeli zrobisz to, zobaczysz, że pożałujesz! - splunąłem w jego stronę, po czym puściłem koszulę i wyszedłem z budynku.
czytasz=komentujesz
Podszedłem do blondynki, która siedziała za biurkiem.
- Dzień Dobry.
- Dzień Dobry - uśmiechnęła się do mnie promiennie - W czym pomogę pomóc?
- Szukam John'a Carter'a.
- Był Pan umówiony na dzisiaj? - zapytała.
- Nie, ale Pan Carter czeka na mnie.
- Przykro mi, ale jeżeli Pan nie został umówiony, nie mogę Pana wpuścić.
- Ale... Znaczy jestem siostrzeńcem byłego szefa.
- Pan Tomlinson? - zapytała. Przytaknąłem.
- Przepraszam bardzo, to więcej się nie powtórzy... - mówiła, a głos jej drżał.
- Spokojnie, nic się nie stało - powiedziałem, łapiąc ją za ramię - Nie mogłaś tego wiedzieć - uśmiechnąłem się do niej, dodając jej trochę otuchy - Więc gdzie mogę go znaleźć?
- Ostatnie piętro - odpowiedziała.
Jednak moje przypuszczenia się sprawdziły. Zawsze biuro szefa jest na samej górze budynku.
Wszedłem do windy i nacisnąłem guzik z numerkiem 39. Cicha i spokojna muzyczka leciała w tle.
Gdy drzwi windy otworzyły się, zobaczyłem biurko, za którym siedziała moja przyszła sekretarka.
Uśmiechnęła się do mnie promiennie i tak jak wszyscy powiedziała "Dzień Dobry". Chyba wiedziała, że Pan Carter na mnie czeka, bo o nic nie pytała. Dlatego po prostu zapukałem do drewnianych drzwi.
- Proszę - usłyszałem po drugiej stronie. Wszedłem do środka.
- Dzień Dobry Panie Carter!
- Dzień Dobry - przychyliłem się, aby uścisnąć rękę na powitanie - Czekałem na Ciebie Panie Tomlinson'ie.
- Domyślam się i na prawdę przepraszam, że musiał Pan tak długo czekać...
- Nie musisz się tłumaczyć - przerwał mi - Interesuje mnie, aby jedna rzecz. Powinieneś wiedzieć jaka.
- Tak, wiem.
- To jak podpisujemy? - zapytał.
Pomyślałem chwilę, zanim przytaknąłem głową. Z jednej strony chciałem przejąć interesy po wuju, ale z drugiej strony w ogóle mnie do tego nie ciągnęło.
Dzisiejszy dzień oznaczał mój koniec! Koniec szaleństw, koniec pieprzenia się z wszystkimi laskami. Gdyby te rzeczy ujrzały światło dzienne byłoby po mnie, po firmie.
- Tak, przejrzałem wszystkie papiery i mam nadzieję, że spełnię wszystkie oczekiwania.
- Na pewno Panu się uda. Może Pan na mnie liczyć, bo jestem współpracownikiem.
Obydwoje podpisaliśmy papiery wyznaczonym miejscu.
- Dziękuje i mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało - uścisnął moją dłoń.
- Też mam taką nadzieję.
- Dzisiaj to na tyle! Zaczynasz od przyszłego tygodnia.
- Na którą muszę być? - zapytałem.
- Na 9 musisz być już w firmie.
- Ok.
- No to pozostaje mi tylko powiedzieć: Witaj w firmie! - uśmiechnął się - Teraz przepraszam, ale muszę już iść.
- Rozumiem. Do widzenia i jeszcze raz dziękuje.
- Nie ma za co - odpowiedział - Do widzenia.
*Peg*
Postanowiłam przejść się do pracy mego ojca. Musiałam z nim porozmawiać o matce. Coraz bardziej działała mi na nerwy. Ostatnio rzadko nawet spotykałam ją w domu. Zazwyczaj mijałyśmy się w wejściu. Musiałam coś z tym zrobić, a jedynym wyjściem był ojciec. On jedyny jakoś wpływał na nią, pomimo tego, że byli po rozwodzie.
Gdy weszłam do środka ogromnego budynku, przywitał mnie promienny uśmiech blondynki, która siedziała za biurkiem. Podeszłam do niej.
- Dzień Dobry - przywitałam się.
- Dzień Dobry! W czym mogę pomóc? - zapytała.
- Przyszłam porozmawiać z ojcem, czy mogłaby Pani go poprosić?
- Jeżeli będzie miał czas, to oczywiście. Jak masz na nazwisko?
- Carson... Peg Carson.
- Dobrze, zaraz zadzwonię. Usiądź i poczekaj chwilkę.
- Dobrze, dziękuje - powiedziałam i uśmiechnęłam się.
Usiadłam na czarnym fotelu i wzięłam do ręki gazetę, która leżała na stoliku obok. Bardzo szybko mi się znudziła, dlatego wyjęłam z kieszeni moich spodni komórkę. Mój wzrok na chwilę powędrował w stronę windy, słysząc dźwięk oznaczający otwieranie windy.
Oczy szerzej się otworzyły, gdy zobaczyłam, że z windy wychodzi Louis. Co on tu robi? I co mu się stało, że jest ubrany w garnitur? Czyżby szukał pracy? Różne myśli przelatywały mi przez głowę. Niestety nie potrafiłam tego wyjaśnić skąd się wziął. Szybko powróciłam wzrokiem w stronę swojej komórki. W duchu modliłam się, aby mnie nie zauważył, co było nie możliwe. Jednak miałam cicho nadzieję, że nie zwróci na mnie uwagi.
- Peg? - niestety! Moje prośby nie zostały wysłuchane.
- Louis? - zapytałam, tak samo zdziwiona jak on.
- Co ty tu robisz? - zapytaliśmy w tym samym czasie.
- Przyszłam do swojego ojca... A ty?
- Od dzisiaj jestem szefem tej firmy - zatkało mnie, nie wiedziałam co powiedzieć.
- Aha - na tyle było mnie stać.
- Pani Carson? - zapytała blondynka.
- Tak?
- Możesz pójść do swojego ojca, numer piętra 25 - powiedziała, obdarowywując mnie uśmiechem.
- Dziękuje bardzo - odwzajemniłam uśmiech, a ona tylko kiwnęła głową.
Z powrotem odwróciłam się w stronę Louis'a.
- Ja już muszę lecieć... ee.. Too.. cześć - powiedziałam i szybko ruszyłam w stronę windy.
- Zaczekaj - zawołał i złapał mnie za nadgarstek. Gwałtownie odwróciłam się i wyrwałam nadgarstek z jego ręki.
- Louis proszę cię zostaw mnie w spokoju!
- Proszę cię spotkajmy się, daj mi szansę wytłumaczyć się - błagał mnie, ale ja już nie miałam na to siły.
- Wytłumaczyć? Z czego? - zapytałam.
- Dobrze wiesz z czego, Peg - warknął.
- Proszę Louis, zostaw mnie - prosiłam - Ja już nie mam siły na to wszystko!
Pozwolił mi odejść. Jednak wiedziałam, że zrobi wszystko, aby znowu mnie spotkać.
*Louis*
Pozwoliłem jej odejść. Wejść do windy i dać jej spokój. Ale spokój dzisiejszego dnia. Jeszcze zobaczę ją, obiecuję. Dzisiaj miałem jeszcze inne sprawy na głowie. Musiałem pojechać do firmy REPAIR DOOR i załatwić sprawę. Wsiadłem do auta i wstukałem w nawigację ulicę, która widniała na kopercie. Ruszyłem trasą, jaka została mi wyznaczona. Od firmy mojego wuja, należącej teraz do mnie do firmy REPAIR DOOR było 10 minut drogi.
Gdy zatrzymałem się na parkingu, mój wzrok powędrował w stronę budynku. Nie był to duży budynek, raczej taki średni. Wysiadłem z auta i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je. Pomieszczenie w środku nie było dość przyjazne.
- Jest tu ktoś? - krzyknąłem i nagle jakiś mężczyzna wyłonił się.
- Dzień Do..
- Czego szukasz? - przerwał mi, a ja od razu wyczułem, że gość nie jest dobrym człowiekiem.
- Przyszłem w sprawie zapłaty za naprawę.
- Pan Tomlinson?
- Tak. Macie tu swoją kasę - rzuciłem na stolik stojący naprzeciwko mnie.
Facet podszedł do niego i przeliczył kasę.
- Czyżbyś zapomniał jak się umawialiśmy? - zapytał ostrym tonem.
- Pamiętam! - odpowiedziałem, przeszywając go przenikliwym spojrzeniem - Druga połowa będzie za jakiś czas.
- Słuchaj! Nie tak się umawialiśmy!
- Wiem, ale sprawy się skomplikowały.
- Dobra, zrobimy tak! - oparł się o stolik, spoglądając na mnie - Dam ci czas na uzbieranie kasy i za 3 tygodnie widzę kasę, jasne?
- Nie strasz mnie, bo się ciebie nie boję skurwielu! - odpowiedziałem zimnym tonem.
- Nie obchodzi mnie to czy się mnie boisz, czy nie! Jeżeli za 3 tygodnie nie pojawi się kasa, to zobaczymy co zrobisz gdy ktoś zrobi krzywdę komuś bliskiemu tobie - zaśmiał się złowieszczo, co mnie ostro wkurwiło!
Nie wytrzymałem i podszedłem do niego. Przywaliłem mu w mordę, a jemu już nie było do śmiechu.
Złapałem go za koszule i przyparłem do ściany.
- Nawet nie waż się dotknąć kogoś bliskiego. Jeżeli zrobisz to, zobaczysz, że pożałujesz! - splunąłem w jego stronę, po czym puściłem koszulę i wyszedłem z budynku.
czytasz=komentujesz
Pisze się "poszedłem", a nie "poszłem"
OdpowiedzUsuńDziękuje, będę pamiętała na przyszłość x
Usuńnie ma za co :) xx
UsuńJej firna z naprawą drzwi jest gangiem? Takie żeczy tylko z 1D.
OdpowiedzUsuńCałkiem fajny rozdział:-P
Genialny ;) czekam nn ;*
OdpowiedzUsuńXoxo @JustynaJanik3
Świetny. Zauważyłam ten sam błąd co anonimek. ALe ogółem bardzo ciekawy. Czekam na nn. Pozdro
OdpowiedzUsuńAww Louis w garniturze. *_* Rozdział boski. ;3 Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. :)
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny. ;*
Uwielbiam ;)
OdpowiedzUsuńKocham. ;)
Tylko jest sporo błędów ;c
Ale takich lekkich, a teraz przepraszam, trzeba się wyspać, szkoła czeka, hahah :* x
Rozdział jak zawsze świetny ;D *.*
OdpowiedzUsuńAkcja się mega rozwinęła, aż ciężko wszystko od razu załapać xd
Życzę weny :*
Boski <3
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością :*
Genialny rozdział słoneczko :* ! Kiedy next? ^^
OdpowiedzUsuńjeju jaki rozdział cudowny że aż nie mogę się doczekać następnego!! pozdrawiam i weny życzę Małgorzata <3 :)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńO kkurczee :D Cudny rozdział :D fajnie się złożyło z tatą Peg i pracą Lou
OdpowiedzUsuń:D czekam na next <3 *.*
super :O
OdpowiedzUsuńyeah! ZNOWU GO POBIŁ xD
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do Liebster Award.
OdpowiedzUsuńWięcej informacji na moim blogu http://half-a-heart-fanfiction.blogspot.com/
Nominowałam cię do Liebster Award.
OdpowiedzUsuńWięcej informacji na moim blogu http://half-a-heart-fanfiction.blogspot.com/
super czekam na nastepny ! :*
OdpowiedzUsuńdshbfsjdkasndjkf ostatnio jestem troszkę do tyłu, ale jest mega :D idę czytać dalej :)))
OdpowiedzUsuń