Poranne świeże powietrze wpadło do mojego pokoju przez uchylone okno prosto w moje nozdrza. Uwielbiałam takie poranki. Świeże powietrze i jak kiedyś - śniadanie do łóżka. Tak było za nim moi rodzice się rozwiedli. Za nim moja matka stała się alkoholiczką. Wtedy wszystko wyglądało inaczej.
Przypomniałam sobie, że miałam spotkać się z moją siostrą. Jednak nie wyszło. Uświadomiłam sobie, że w ogóle nie wiem co się z nią dzieje. Nie odzywa się. Nie pisze. Nie dzwoni. Muszę się dowiedzieć. Ale to oznacza, że znowu będę musiała iść do firmy, w której pracuje mój ojciec. Firmy, której szefem jest ON. Louis. Będę musiała znowu zmierzyć się z jego przenikliwym wzrokiem. Z jego niebieskimi oczami. Pięknymi oczami. STOP! Peg, przestań! Ty go nienawidzisz!
Muszę coś wykombinować, aby uniknąć spotkania z nim. Chociaż wątpię, że mi to się uda. Nie wiem jak on to robi, ale zawsze napotyka mnie. Mogę powiedzieć, że nawet przyzwyczaiłam się do tego. Ale nie powiem... zaczyna mnie to denerwować. Bo gdzie się pojawię, to i on tam zawsze jest.
Po dłuższej rozmowie w moim umyśle, postanowiłam w końcu wyjść z domu. Dzisiejszy dzień miałam wolny od pracy, ponieważ Josh miał dzisiejszą zmianę. Mogłam więc sobie pozwolić na pójście do kina, na spotkanie z przyjaciółmi... Wszystko, byle nie siedzieć bezczynnie w domu. Tym bardziej, że matki nie ma całymi dniami. Nie chciałam znowu spędzić samotnie dnia. Dlatego przeszłam się do ojca. Chciałam się dowiedzieć co słychać u Alice.
Wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi na klucz. Wyjęłam z płaszcza słuchawki i podłączyłam do mp4. Założyłam słuchawki na ucho i włączyłam swoją ulubioną playlistę. Poczułam się, jakby nagle wszystkie problemy otaczające mnie, zniknęły. Właśnie tak się czułam za każdym razem, kiedy zakładałam słuchawki na uszy i włączyłam piosenki. Pozwalałam, aby muzyka zawładnęła moim umysłem. Często też płakałam, bo pozwoliłam moim emocjom wyjść spod maski, jaką zakładałam codziennie rano. Ale to się przydawało. Nie miałam już takiego doła. Wsłuchując się w tekst piosenki, nie zauważyłam jak jakiś samochód podjechał obok mnie.
Spojrzałam na osobę siedząco za kierownicą i od razu przyśpieszyłam kroku. Serce zaczęło bić coraz szybciej. Szybko zdjęłam słuchawki, chowając je z powrotem do kieszeni płaszcza. Nie zatrzymywałam się, zaś samochód trochę przyspieszył.
- Peg, proszę! - zawołał Louis przez otwartą szybę - Chcę z tobą porozmawiać!
- Ale ja nie chcę! - rzuciłam.
- Proszę, Peg! Daj mi 5 minut - patrzył na mnie błagalnie.
- Dobra - zgodziłam się - Ale masz, aby 5 minut.
Uśmiechnął się pod nosem i szybko wyszedł z samochodu. Podszedł do strony pasażera i otworzył mi drzwi, tym samym dając mi znak, abym weszła do środka. Gdy weszłam, zamknął za mna drzwi. Szybkim krokiem okrążył samochód.
- A tak poza tym podwieźć cię gdzieś? - zapytał, gdy już wszedł do środka samochodu.
- Szłam w stronę twojej firmy - powiedziałam zakłopotana, tym jak to zabrzmiało. Mógł pomyśleć, że może chciałam się z nim spotkać... - Muszę znowu spotkać się z moim ojcem - wyjaśniłam szybko.
- Rozumiem. Nie musisz się tłumaczyć.
- Wiesz, musiałam. Nie chciałam, abyś źle mnie zrozumiał - czułam, że moje policzki robią się czerwone.
- Nie martw się nie pomyślałem o tym, że chciałabyś się ze mną spotkać - co on czyta w moich myślach? - Ale podwózkę masz załatwioną - uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech.
Reszta drogi minęła w zupełnej ciszy. Cały czas patrzyłam się przez okno, podziwiając to co widzę. Dopiero teraz zauważyłam jak piękna jest moja okolica, w której wychowywałam się od maleńkiego.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, odpięłam pasy.
- Emm... To dzięki - powiedziałam, lekko zawstydzona. Otworzyłam drzwi, aby wyjść. Ale od razu poczułam jego rękę na swoim nadgarstku.
- Poczekaj! - usiadłam na fotel i spojrzałam w jego oczy. Zobaczyłam w nich zdenerwowanie - Chciałbym.... Chciałbym cię o coś prosić. Mogę?
- Zależy o co.. - zaśmiałam się, aby rozluźnić napiętą atmosferę.
- Chciałbym spotkać się z tobą, porozmawiać... Proszę, zgódź się. Bardzo mi na tym zależy.
- No nie wiem..
- Proszę cię, Peg - złapał mnie za ręce, a jego oczy nagle zrobiły się maślane.
Nie mogłam mu odmówić. Nie, kiedy jego oczy przejmowały nade mną kontrolę.
- Uhm.. No dobrze - powiedziałam, po chwili zastanowienia się - Dzisiaj o szesnastej, u mnie.
- Ok, będę na pewno - powiedział, słyszałam w jego głosie radość.
- To cześć - powiedziałam, wychodząc ze samochodu.
- Do zobaczenia.
***
Weszłam do dużego budynku, tak jak poprzedniego dnia. Przywitała mnie ta sama uśmiechnięta blondynka. Dziwiłam się, że jej uśmiech wcale nie schodzi z twarzy. Jednak może ma tak napisane w umowie, którą zawarła tu przed rozpoczęciem pracy. Bo z tego co zauważyłam, każda osoba w tej firmie ma uśmiech. Ale mniejsza z tym.
- Dzień Dobry - przywitałam się, zanim podeszłam do biurka - Czy ojciec ma chwilę czasu? - zapytałam.
- Dzień Dobry - znowu ten głos przepełniony radością - Zaraz sprawdzimy - spojrzała w monitor laptopa stojącego przed nią. Zaczęła czegoś szukać, aż w końcu to znalazła.
- Carson? Jak dobrze pamiętam, prawda? - spojrzała na mnie, kiwnęłam głową.
- Pan Carson w tej chwili jest na zebraniu.
- Oh, no dobrze. To ja mo..
- Jak chcesz możesz poczekać - przerwała mi - Zebranie kończy się za 5 minut - uśmiechnęła się do mnie.
Jak może ją twarz nie boleć od tego ciągłego uśmiechania się? - pomyślałam.
- Dobrze, to poczekam - odpowiedziałam i skierowałam się w stronę czarnych foteli.
Siedziałam na fotelu i myślałam. Zastanawiałam się dlaczego właściwie Louis chcę się ze mną spotkać. Nie potrafiłam tego wyjaśnić. Martwiło mnie to, że coraz częściej o nim myślałam. Coraz bardziej chciałam go bliżej poznać. Spędzać z nim każdą wolną chwilę. Ale nie mogłam tego zrobić. Moja intuicja podpowiadała mi, że lepiej by było gdybym trzymała się od niego jak najdalej. Zaś serce mówiło co innego. Miałam mętlik w głowie. I bałam się własnego wyboru. Bo bardziej skłaniało mnie do tego, abym zaczęła się z nim spotykać.
- Pani Carson? - nagle głos blondynki wyrwał mnie z zamyśleń.
- Tak?
- Pani ojciec jest już w swoim gabinecie, może pani wejść.
- Dobrze, dziękuje - odpowiedziałam i weszłam do windy, wciskając numerek 25.
Winda ruszyła, a w tle grała cicha i spokojna muzyczka. Gdy drzwi rozsunęły się zobaczyłam całkowicie białe pomieszczenie. Było bez życia. Żadnego obrazu. Żadnego kwiatka. Nic. Po prostu pustka. Tak jakby ktoś nie miał w ogóle kreatywności. Ciekawe czy wszystkie pomieszczenia w tym budynku tak wyglądają? - zapytałam sama siebie.
Zapukałam do drzwi.
- Proszę - usłyszałam po drugiej stronie.
Pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka.
- Witaj Peg - jego twarz nagle rozpromieniła się - Cieszę się, że znowu cię widzę - przytulił mnie.
Odwzajemniłam uścisk, po czym usiadłam na krześle.
- To co cię znowu tu sprowadza? - zapytał, siadając na przeciwko mnie.
- Chciałam porozmawiać - powiedziałam pewnym głosem - o Alice.
- A co chcesz wiedzieć? Nie wiem czy w czymś ci pomogę.
- Martwię się o nią. Nie odpisuje mi, nie odbiera. Nic. Przyszłam tu, bo wiem, że z tobą mieszka. Więc pomyślałam, że może wiesz coś.
- Chciałbym ci pomóc Peg, ale nie mogę - jego głos był na skraju załamania.
- Dlaczego? - zapytałam zdziwiona.
- Alice już od prawie 3 tygodni nie ma w domu - powiedział zmartwionym głosem.
- I nie zgłaszałeś tego na policję? - uniosłam się.
- Peg, spokojnie - uspokajał mnie, ale jak ja mogłam być spokojna? - Alice zostawiła list, w którym napisała, że wyjeżdża. Napisała też, że nie wie ile jej nie będzie.
- A wiesz chociaż, gdzie wyjechała? - zapytałam ponownie.
- Nie napisała - powiedział, niemal niesłyszalnie.
Zapanowała cisza. Nie wiedziałam co miałam zrobić, a tym bardziej powiedzieć. Po prostu podeszłam do ojca i go przytuliłam. Odwzajemnił uścisk. Wiedziałam, że jest mu ciężko. Następna kobieta w jego życiu odeszła od niego, z niewiadomych przyczyn. Pierwszą była matka, teraz jego własna córka. Pewnie myślał co robił źle, że odeszły.
- Będzie dobrze, tato - spróbowałam powiedzieć to pewnym głosem, ale nie wiem czy to się udało - Nie martw się.
- Mam nadzieję, Peg. Mam nadzieję - przytulił mnie jeszcze bardziej, po czym mnie wypuścił z ramion - A teraz przepraszam cię, ale mam dużo roboty.
- Rozumiem - skierowałam się w stronę drzwi - Nie przeszkadzam - uśmiechnęłam się.
- Obiecuję, że wpadnę kiedyś do ciebie.
- Trzymam cię za słowo - zażartowałam - Do widzenia.
- Do widzenia, Peg.
No i mamy 12 rozdział. Przepraszam, że tak długo na niego czekaliście, ale nie miałam weny. Znaczy mam dużo pomysłów w głowie na dalszą akcję, ale jakoś nie potrafiłam doprowadzić tego do porządku.
Życzę Wam wesołych i mile spędzonych ferii :) Odpoczywajcie i nabierajcie sił.
Nowy rozdział tak dla rozpoczęcia ferii dla tych, którzy je mają. xx
35 komentarzy = nowy rozdział