* Peg *
Teraz to ja byłam wkurzona na niego. Zresztą oboje byliśmy wkurzeni. Rodzice mnie zabiją jeśli zobaczą w jakim stanie są drzwi. Gorzej będę miała z tym, jak wytłumaczyć się, że to Louis zrobił. Chociaż zacznę od tego, że oni go nie znają, tak samo jak ja. Nie wiem czego on ode mnie jeszcze chcę. Co ja mu zrobiłam ? Chciałabym go nigdy nie spotkać w swoim życiu. Ten gość na kilometr śmierdzi problemami. Od takich lepiej jest się trzymać z daleka. Ale on wolał inaczej.
Waliłam go pięściami, chociaż sama nie wiedziałam czemu. On jednak stał nic nie poruszony. Stał jak skała. Nie bolało go to. Powoli traciłam już siły, a on objął mnie w swoje ramiona. Od razu się wyrwałam i stałam na równe nogi.
- Nie powinieneś tego robić ! - krzyknęłam na niego, cały czas patrząc się na drzwi leżące na podłodze.
- Mówiłem żebyś mi otworzyła, ale Ty nie posłuchałaś, więc miej pretensje do siebie, nie do mnie - powiedział spokojnym tonem.
Ale widziałam, że w środku zaraz eksploduje. Był mocno wkurzony. Nie! Bardziej pasuje mi tu wkurwiony. Miał zaciśnięte pięści. Wyglądał tak jakby zaraz miał w coś przywalić. Dlatego cofnęłam się parę kroków w tył od niego. Wolałam się nie narażać na jego cios. Spędziłam z nim jedynie około 10 minut, a już wiem, że jest człowiekiem nieobliczalnym. Chyba zauważył, że się go boje, bo chwycił mnie za nadgarstek.
- Peg przepraszam, nie chciałem - powiedział cicho, niemal niesłyszalnie.
- Jak to nie chciałeś ?! Wywaliłeś drzwi od mieszkania moich rodziców i Ty mnie przepraszasz ?! - wybuchnęłam złością, niech wie, że też jestem wkurzona.
- Mogę zapłacić za naprawę - przybliżył się do mnie, łapiąc teraz za obydwa nadgarstki.
- Nie! - krzyknęłam i wyrwałam swoje nadgarstki z jego rąk. - Nie chcę Twoich pieniędzy! Nie chce Twojej pomocy!
- Ale Peg...
- Nie! Lepiej już się zamknij i wyjdź stąd! - wskazałam na drzwi, a raczej na pusto przestrzeń.
- Przepraszam - powiedział odwracając się do mnie, za nim jeszcze wyszedł.
Nie odpowiedziałam, tylko odwróciłam do niego plecami.
* Louis *
Wyszedłem z jej domu, tak jak mnie prosiła. Zrobiłem też to, tylko dlatego, że byłem za bardzo wkurzony. Nie chciałem przez to zrobić jej jakieś krzywdy. Wiedziałem, że i tak wystarczająco się mnie boi. Nie chciałem jeszcze bardziej tego pogorszyć.
Miałem poczucie winy, że przeze mnie może oberwać od rodziców. Więc zadzwoniłem do usług napraw.
Odebrali połączenie bardzo szybko.
- Dzień Dobry. Repair door. W czym mogę pomóc? - odezwał się mężczyzna po drugiej stronie.
- Dzień Dobry. Chciałem złożyć zamówienie na ulicę New Street. Zostały wyłamane drzwi, chcę abyście zamówili nowe i przede wszystkim naprawili je - musiałem skłamać, bo gdybym powiedział prawdę wydałaby się dziwna.
- Dobrze, już zapisuje. Proszę podać nazwisko, na który ma być podany rachunek - mówił szybko swoją regułę.
- Tomlinson - szybko odpowiedziałem - Na kiedy byłaby gotowa naprawa ? - zapytałem.
- Najpóźniej za dwa dni.
Za długo! - pomyślałem, to musi być gotowe od zaraz, inaczej ona znienawidzi mnie.
- Nie dałoby się szybciej ?
- Proszę Pana, mamy dużo zamówień, nie da rady przyspieszyć - odpowiedział niemiłym tonem.
- Mogę zapłacić trzy razy tyle, jeśli naprawa będzie gotowa na dziś - w telefonie zapanowała cisza.
Pomyślałbym, że facet już się rozłączył, ale słyszałem jego oddech.
- Zgoda. Do Widzenia - wiedziałem, że gdy to zaproponuje od razu się zgodzi.
- Do Widzenia.
Podszedłem do samochodu ostatni raz odwracając się w stronę domu Peg. Postanowiłem, że dzisiaj odpuszczę, ale jutro na 100% do niej pojadę.
Wsiadając do auta, przypomniałem sobie dlaczego w ogóle tu przyjechałem. Oparłem głowę o nagłówek siedzenia i wziąłem głęboki wdech. Wypuszczając powietrze poczułem się tak jakby negatywne emocje wypłynęły ze mnie.
Ruszyłem samochodem dalszą drogą. Podjechałem na podjazd. Wysiadając z auta, spojrzałem w lusterko samochodu. Musiałem jakoś zakryć to ranę po bijatyce. Muszę dobrze się zaprezentować, skoro firma wuja ma należeć do mnie od jutra. Udało mi się zakryć ranę, więc ruszyłem w stronę drzwi. Nie zdążyłem zapukać, a one same się otworzyły.
- Witam - podałem rękę, aby się przywitać.
- Witam. - uścisnął moją rękę. - Pan musi być siostrzeńcem Pana Tomlinsona ? - zapytał i wskazał ręką na hol, abym wszedł.
- Tak. Jestem Louis - uśmiechnąłem się i wszedłem do środka - Louis Tomlinson.
Mężczyzna machnął ręką, abym szedł za nim, tak też więc zrobiłem. Zaprowadził mnie do salonu, po czym wyszedł - zapewne do kuchni. Bo już po chwili szedł z powrotem z tacą, na której znajdowała się herbata z filiżankami. Usadowiłem się w dużym fotelu na przeciwko kominka. Mężczyzna zaś usiadł na kanapie.
Wnętrze było dość ładne. Wszystko było w najmniejszym porządku.
- Przyjechałem tu, aby porozmawiać o sprawach biznesowych, ale też również po to, by ustalić szczegóły głównej posady, która należała do mego wuja - zauważyłem, że zacząłem trochę mówić językiem biznesu.
- Domyśliłem się Panie Tomlinsonie. Nawet można powiedzieć, że czekałem na pana przyjazd - powiedział, biorąc filiżankę do dłoni.
- Tak więc domyślam się, że pan Panie Carter ma już wszystko przygotowane ? - zapytałem lekko zaciekawiony.
- Proszę mówić mi John - uśmiechnął się - Można tak powiedzieć.
- Dobrze John. Czego mniej więcej brakuje ? Może mógłbym w czymś pomóc ?
- Brakuje jeszcze kilka papierów, abyś mógł dobrze zarządzać firmo. Ale to możemy ominąć - wstał z kanapy i podszedł do komody z różnymi teczkami z firmy - Te papiery, których brakuje możesz podpisać później. Dla nas najważniejszy papier to ten, na którym będzie opierała się nasza współpraca i wierność biznesowa wobec siebie - brzmiało to trochę groźnie.
Nigdy nie byłem przyzwyczajony do prawdy wobec innego człowieka. Tym bardziej, że pierwszy raz mam styczność z biznesem. A wiem jacy ludzie są w tym zawodzie.
- Rozumiem. To są te papiery ? - wskazałem na teczkę leżąco na małym stoliku koło fotela, na którym siedziałem.
- Tak. Chcesz się z nimi zapoznać, czy od razu podpisujemy ? - uniósł brew.
- Chciałbym je pierw przejrzeć.
- Dobrze. Jeśli chcesz możesz wziąć to do domu, żebyś na spokojnie wszystko przeczytał.
- Dziękuje. Na jutro powinienem się z tym wszystkim uwinąć - powiedziałem grzejąc dłonie o filiżankę.
- Nie ma problemu. Możesz je przynieść kiedy chcesz, masz jeszcze czas. Oficjalnym szefem staniesz się dopiero za pięć dni - usiadł się przed biurkiem, szukając czegoś w szufladzie.
- Teraz nie mam za bardzo czasu, więc jeśli nie masz żadnych pytań, to by było na tyle.
- Rozumiem. Każda sekunda jest ważna w biznesie. Nie przeszkadzam i jeszcze raz dziękuje za pomoc w tych jak dla mnie obcych sprawach - wstałem i wziąłem teczkę leżąco na stoliku.
- Do zobaczenia wkrótce Panie Tomlinsonie - uścisnął moją dłoń pochylając się lekko.
- Do Widzenia Panie Carter - powtórzyłem ten sam gest.
Wow! Ile wejść ?! Nie mogę w to uwierzyć! A to wszystko dzięki Wam ! Dziękuje ! :* Pod ostatnim postem jest 13 komentarzy, to dało mi taką motywację, że dzisiejszy rozdział jest bardzo długi. Mam nadzieję, że Wam się podobał. :)
xoxo
- Dobrze, już zapisuje. Proszę podać nazwisko, na który ma być podany rachunek - mówił szybko swoją regułę.
- Tomlinson - szybko odpowiedziałem - Na kiedy byłaby gotowa naprawa ? - zapytałem.
- Najpóźniej za dwa dni.
Za długo! - pomyślałem, to musi być gotowe od zaraz, inaczej ona znienawidzi mnie.
- Nie dałoby się szybciej ?
- Proszę Pana, mamy dużo zamówień, nie da rady przyspieszyć - odpowiedział niemiłym tonem.
- Mogę zapłacić trzy razy tyle, jeśli naprawa będzie gotowa na dziś - w telefonie zapanowała cisza.
Pomyślałbym, że facet już się rozłączył, ale słyszałem jego oddech.
- Zgoda. Do Widzenia - wiedziałem, że gdy to zaproponuje od razu się zgodzi.
- Do Widzenia.
Podszedłem do samochodu ostatni raz odwracając się w stronę domu Peg. Postanowiłem, że dzisiaj odpuszczę, ale jutro na 100% do niej pojadę.
Wsiadając do auta, przypomniałem sobie dlaczego w ogóle tu przyjechałem. Oparłem głowę o nagłówek siedzenia i wziąłem głęboki wdech. Wypuszczając powietrze poczułem się tak jakby negatywne emocje wypłynęły ze mnie.
Ruszyłem samochodem dalszą drogą. Podjechałem na podjazd. Wysiadając z auta, spojrzałem w lusterko samochodu. Musiałem jakoś zakryć to ranę po bijatyce. Muszę dobrze się zaprezentować, skoro firma wuja ma należeć do mnie od jutra. Udało mi się zakryć ranę, więc ruszyłem w stronę drzwi. Nie zdążyłem zapukać, a one same się otworzyły.
- Witam - podałem rękę, aby się przywitać.
- Witam. - uścisnął moją rękę. - Pan musi być siostrzeńcem Pana Tomlinsona ? - zapytał i wskazał ręką na hol, abym wszedł.
- Tak. Jestem Louis - uśmiechnąłem się i wszedłem do środka - Louis Tomlinson.
Mężczyzna machnął ręką, abym szedł za nim, tak też więc zrobiłem. Zaprowadził mnie do salonu, po czym wyszedł - zapewne do kuchni. Bo już po chwili szedł z powrotem z tacą, na której znajdowała się herbata z filiżankami. Usadowiłem się w dużym fotelu na przeciwko kominka. Mężczyzna zaś usiadł na kanapie.
Wnętrze było dość ładne. Wszystko było w najmniejszym porządku.
- Przyjechałem tu, aby porozmawiać o sprawach biznesowych, ale też również po to, by ustalić szczegóły głównej posady, która należała do mego wuja - zauważyłem, że zacząłem trochę mówić językiem biznesu.
- Domyśliłem się Panie Tomlinsonie. Nawet można powiedzieć, że czekałem na pana przyjazd - powiedział, biorąc filiżankę do dłoni.
- Tak więc domyślam się, że pan Panie Carter ma już wszystko przygotowane ? - zapytałem lekko zaciekawiony.
- Proszę mówić mi John - uśmiechnął się - Można tak powiedzieć.
- Dobrze John. Czego mniej więcej brakuje ? Może mógłbym w czymś pomóc ?
- Brakuje jeszcze kilka papierów, abyś mógł dobrze zarządzać firmo. Ale to możemy ominąć - wstał z kanapy i podszedł do komody z różnymi teczkami z firmy - Te papiery, których brakuje możesz podpisać później. Dla nas najważniejszy papier to ten, na którym będzie opierała się nasza współpraca i wierność biznesowa wobec siebie - brzmiało to trochę groźnie.
Nigdy nie byłem przyzwyczajony do prawdy wobec innego człowieka. Tym bardziej, że pierwszy raz mam styczność z biznesem. A wiem jacy ludzie są w tym zawodzie.
- Rozumiem. To są te papiery ? - wskazałem na teczkę leżąco na małym stoliku koło fotela, na którym siedziałem.
- Tak. Chcesz się z nimi zapoznać, czy od razu podpisujemy ? - uniósł brew.
- Chciałbym je pierw przejrzeć.
- Dobrze. Jeśli chcesz możesz wziąć to do domu, żebyś na spokojnie wszystko przeczytał.
- Dziękuje. Na jutro powinienem się z tym wszystkim uwinąć - powiedziałem grzejąc dłonie o filiżankę.
- Nie ma problemu. Możesz je przynieść kiedy chcesz, masz jeszcze czas. Oficjalnym szefem staniesz się dopiero za pięć dni - usiadł się przed biurkiem, szukając czegoś w szufladzie.
- Teraz nie mam za bardzo czasu, więc jeśli nie masz żadnych pytań, to by było na tyle.
- Rozumiem. Każda sekunda jest ważna w biznesie. Nie przeszkadzam i jeszcze raz dziękuje za pomoc w tych jak dla mnie obcych sprawach - wstałem i wziąłem teczkę leżąco na stoliku.
- Do zobaczenia wkrótce Panie Tomlinsonie - uścisnął moją dłoń pochylając się lekko.
- Do Widzenia Panie Carter - powtórzyłem ten sam gest.
Wow! Ile wejść ?! Nie mogę w to uwierzyć! A to wszystko dzięki Wam ! Dziękuje ! :* Pod ostatnim postem jest 13 komentarzy, to dało mi taką motywację, że dzisiejszy rozdział jest bardzo długi. Mam nadzieję, że Wam się podobał. :)
xoxo